Skocz do zawartości
Nerwica.com

wielbiciel

Użytkownik
  • Postów

    7
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez wielbiciel

  1. Oczywiście, że nie zrobię tego za jej plecami... Chcę spróbować namówić ją do tego.
  2. Pełnoletnia może i jest, ale od niedawna. Wciaż mieszka z nimi, zapomniałem też wspomnieć o fakcie, że kiedyś jej mama zauważyła ślady. Koleżanka zaczęła się tłumaczyć, że tylko się wygłupiła, nie pomyślała co robi, że to się nie powtórzy. Jej mama stwordziła, że jeśli będzie miała problem to ma przyjść było to dawno. Więc, dlatego uważam to za dobry pomysł. Wydaje mi się, że to niedogadywanie z rodzicami jest trochę przez nią wyolbrzymione. Wiem, że jej rodzice nie są toksyczni lecz trochę wymagający. Czasami słuchając o co tym razem poszło zastanawiam się o co wogóle była ta kłótnia.
  3. Zastanawiałem się też nad pójściem do jej rodziców. Ale nie wiem czy to dobry pomysł, ponieważ ona twierdzi, że kompletnie się z nimi nie dogaduje, że wogóle jej nie rozumieją. Po spowiedzi, do której się posunęła zmieniła zdanie "Rozumiem, że potrzebuję wsparcia, ale nie mam odwagi o nic prosić.". Teraz albo nigdy. Postanowiłem, że po prostu powiem jej prosto w twarz, co zauważam i do czego to według mnie zmierza. Postaram się namówić ją na rozmowę z jej rodzicami, jeśli będzie chciała pójdę z nią. Dalsze kroki opracuję później, według mnie jej rodzice powinni zauważyć problem tak, aby przestała to uważać za "swój problem" i przestanie "dusić" wszystko na siłę w sobie jako problem, z którym poradzi sobie sama.
  4. Co do tej spowiedzi to wydaje mi się, że jej chodzi bardziej o to, że wygada się komuś z kim nie będzie miała takiej więzi i teoretycznie nie powinna jej potępić. Być może to będzie krok w stronę tego, że w końcu uda się do specjalisty. Napewno uda mi się znaleźć odpowiednie argumenty. Ponieważ widzę tą otwartość mimo, że są dni w których się odemnie izoluje.
  5. Nie wiem czy prowadząc ją na siłę do specjalisty nie nadszarpnę naszej więzi. Staram się jej wytłumaczć, że to choroba i widzę, że chyba powoli to do niej dociera. Przed chwilą dostałem wiadomość "Postanowiłam, jutro wyspowiadam się, że okaleczam swoje ciało. Mam nadzieję, że dzięki temu będę miała trochę wiecej siły na walkę, widzę że Ci na mnie zależy, nie chcę żebyś się na mnie zawiódł. Dziękuję, że jesteś." Trzymam kciuki jeśli to się jej uda to napewno będzie w stanie udać się w końcu tam gdzie należy. Jutro dam znać czy jej się udało.
  6. Jestem świeżo po szczerej rozmowie z nią. Powiedziała, że chce z tego wyjść, że stara się. Ale zawsze gdy ma "doła", stara się wyjść z niego sama. Ma problemy z robieniem czegoś, żeby nie myśleć o przeszłości. Delikatnie nasunąłem jej moje zdanie, że ona sama sobie nie poradzi, że powinna zacząć robić wszystko by nie myśleć. Ona ma chęć, ale gdy "dół" nawraca chęci znikają. "Pogodziłam się z tym, że nie będę nigdy szczęśliwa tak jakbym tego chciała. Motywacji nie potrzebuję, bo stwierdzam, że później się jakoś z tego podnoszę" wytłumaczyłem, że z takim podejściem to będzie nawracać. "Kiedyś się ułoży bo przecież wiecznie nie może być źle." Powiedziałem, że ma naprawdę przemyśleć sobie to co mówię, że czas się przełamać bo to źle się skończy. Tylko mi podziękowała i mocno uściskała. Wiem, że terapia może być jej potrzebna, ale wydaje mi się, że chyba jeszcze za szybko żeby delikatniej ją na to naprowadzać. Staram się jak mogę.
  7. Witam, postaram się jak najlepiej opisać sytuację w jakiej się znajduję. Pół roku temu poznałem koleżankę w której się zakochałem. Jesteśmy jeszcze nastolatkami przed 20. Gdy już udało mi się zbudować początkowe zaufanie zauważyłem właśnie te zmienne stany nastroju. Nagle pokazała mi nadgarstkek, tak nadgarstek był okaleczony. Pierwsza chwila wstrząśnienie, o co chodzi, gdy doszedłem do siebie zacząłem drążyć temat. Przyznała się, że zdarza jej się okaleczać. Twierdzi, że wiem o tym tylko ja i ona. Od tego momentu stwierdziła, że przede mną może zdjąć maskę, może przestać udawać kimś kim nie jest. W ostatnim roku zanim się poznaliśmy straciła najlepszą przyjaciółkę. Zerwała z chłopakiem, który często ją ranił. Odwróciło się od niej wielu znajomych. Przejechała się na wielu ludziach, którym myślała, że mogła ufać. Nie dogaduje się z rodzicami i rodzeństwem, często się kłócą, "Pewnego dnia pójdę w cholerę i nikt mnie nie znajdzie". Dowiedziałem się o niej bardzo dużo. Między innymi, że nie zależy jej na życiu "Jednego debila mniej", "jestem nikim". Przyznała się, że miała myśli samobójcze, ale nie miała odwagi tego zrobić. Udało mi się z nią porozmawiać o tym wszystkim osobiście, myślę, że to jej bardzo pomogło. Ale nie widzę, poprawy są dni kiedy jest dobrze, jest wesoła sama sporo zagaduje, rozmawia widać, że świetnie się czuje. Ale zdarzają się momenty kiedy dzień/dwa czasami nawet kilka widzę, że nie ma chęci na nic. Niby rozmawia, ale jest przytłoczona. Twierdzi, że sama nie wie czego chce, że przeszłość ją boli. Innym razem nazywa się "zimną suką bez uczuć", albo uważa, że nic jej nie obchodzi, że ma wszystko gdzieś. "Po co się zadajesz z takim dnem?" - wtedy w ogóle nie wiem co mam jej odpowiedzieć zwykle mówię, że po prostu mi na niej zależy. Parę razy udało mi się z nią porozmawiać tak naprawdę szczerze. Twierdzi, że widać iż jestem inny, że chcę pomóc, docenia to, nikt inny dla niej tyle nie zrobił, jak to jest możliwe, że mam do niej tyle cierpliwości, "Potrzebuję kogoś takiego". Ale zdarzyło się kilka razy, że nakrzyczała na mnie, że mam sobie iść, że nie jestem jej potrzebny, że ona sobie poradzi sama, że nic od nikogo nie chce. Gdy się spotykamy chwytam ją za rączki w miejsca gdzie ma blizny, których się wstydzi, nie odpycha mnie, pozwala. Ale zauważyłem, że trzyma mnie na dystans "ten, świat wewnętrzny jest mój, już nikomu nie zaufam tak bardzo, jak na to pozwalałam kiedyś" ? Twierdzi, że jestem jej psychologiem, nie lubi rozmawiać o tym co ją dręczy "Wygląda to tak, jakbym użalała się nad sobą", ale ze mną na to pozwala i twierdzi, że "chyba mi to pomaga". Boli mnie to, że są dni w których jesteśmy naprawdę bliscy sobie, a któregoś dnia mam wrażenie, że ona nie chce mnie znać. Ona uważa, że nikomu na niej nie zależy, że to jak staram się teraz przeminie "kiedyś Ci minie, odwrócisz się jak każdy". Niedawno nazwała mnie swoim jedynym przyjacielem, i jedyną osobą, której może ufać, ale nagle to zniknęło, zrobiła się oziębła. Widzę, że w ostatnim czasie to wszystko się nasila, ponieważ wahania te powtarzają się coraz częściej. Coraz częściej mówi o sobie okropne rzeczy i każe dać sobie spokój z nią mówiąc, że marnuję swój czas i zasługuję na kogoś lepszego niż ona. Naprawdę nie wiem już czy mogę zrobić coś jeszcze prócz, wysłuchania, pokazywania tego, że mi zależy. Jest mi z tym naprawdę trudno, ale ona jest moją motywacją, chcę pokazać, że jestem dla niej. Sam fakt, że przede mną się otworzyła świadczy o tym, że ona mnie potrzebuje, choć nie mówi tego otwarcie. Wiem, że tutaj liczy się cierpliwość, nawet jestem świadomy, że pewnego dnia ona może się po prostu całkowicie ode mnie odciąć. Ona gdy ma gorsze dni: "zimna suka, bez uczuć" "jestem zbędna" "mam wyje***e na wszystko" "nie chcę nic od nikogo, nie będę się prosić" "sama nie wiem czego chcę" "zostaw mnie idź w swoją stronę, obciążam Cię" gdy ma lepsze dni: "chyba potrzebuję rozmowy" "chciałabym być normalna" "szczęśliwe są tylko ulotne chwile" Nie potrafię tego wyjaśnić inaczej, ta historia jest zbyt długa, ale czuję potrzebę przedyskutowania tego tematu. Jest tutaj sporo niedociągnięć, wszystko to jest chaotyczne. Jestem chętny do dyskusji na ten temat, ponieważ chcę sobie z tym poradzić, chcę wiedzieć czy to co robię jest właściwe czy powinienem działać inaczej. Zapraszam do rozmowy, ponieważ nie chcę sam się pogubić. Jestem skory składać dodatkowe wyjaśnienia, zależy mi i proszę o pomoc, nie potrafię porozmawiać o tej sytuacji z kimś bliskim lub udać się do specjalisty, który mi doradzi,a tym bardziej widzę, że ona też nie jest gotowa na specjalistów.
×