Witam
Ja również z zapytaniem do Was.
Męczy mnie od niedawna (ok 4 miesięcy) skumulowanie natręctwa.
A mianowicie rozdrapywanie wszelakich ran, strupów.
Zdarzało mi się kiedyś tam zedrzeć ale nie było to uciążliwe.
Teraz zaczęło mnie to już denerwować.
Jak gdzieś przypadkowo się uderzę lub zrobię małą rankę , doprowadzam do powiększenia kilkakrotnego obszaru "uszkodzonego". Drapie bez opamiętania dopóki nie poleje się krew. Jeśli nie posiadam takowej "ofiary" na swoim ciele to dobieram się do swoich ust. Są notorycznie skubane, zastrupiałe i wygląda to okropnie.
Ponoć w nocy nie wiedząc o tym robię to samo. W ciągu dnia robię to samo nie myśląc nawet o tym. W szkole też ciężko mi się opamiętać. Nie wiem jak sobie z tym poradzić, może wydawać się to śmieszne dla osoby czytającej i może być to bzdura w porównaniu do kłopotów przez które ludzie przechodzą ale mnie to naprawdę zaczyna męczyć.A moje ciało zaczyna przypominać jedną wielką bliznę.
Nie wiem czy to istotne ale przeszłam ostatnio sporo stresów,
ogólnie życie mnie nie rozpieszczało jak każdego pewnie.
Do tego wszystkiego towarzyszy mi poczucie beznadziei, smutek, rozdrażnienie,
brak spokojnego snu, osamotnienie. Gdyby nie pies to nie ruszałabym się z domu,
i szkoła w weekendy. Dla mnie to wielka wyprawa, już kilka dni wcześniej pojawia się niechęć że będę musiała się ruszyć. Ze znajomymi również nie mam ochoty się spotykać.
Będę wdzięczna za wszelkie komentarze i rady, co można z tym zrobić,
jak sobie poradzić.
Z góry dziękuje i pozdrawiam