Skocz do zawartości
Nerwica.com

qwert123

Użytkownik
  • Postów

    14
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez qwert123

  1. To skoro rok potrafiliście ze sobą żyć, mimo kłótni, to co przelało czarę goryczy? I skąd wiesz czy to była miłość, skoro tak bardzo się różniliście. Akceptacja oznacza, że żyliście obok siebie, a nie że wypracowaliście kompromis. Dziękuje bardzo za odpowiedź. Podniosłaś mnie trochę na duchu, i trochę uświadomiłaś pewne rzeczy. Przez rok było naprawdę pięknie.. docenialiśmy siebie na wzajem, każdy mógł na siebie liczyć, ciągłe spotkania bo bez siebie nie mogliśmy żyć.. Każdy starał się, było po prostu można powiedzieć ze idealnie.. Myślę że to była naprawdę miłość.. Mieliśmy często odmienne zdania na różny temat, i wtedy za każdym razem szliśmy na kompromis, raz było np. po jej myśli, następnym razem po mojej. Na prawdę się świetnie dogadywaliśmy, ona była naprawdę zupełnie inna niż teraz, starała się, angażowała się, widziałem że jestem dla niej najważniejszy, nawet kontakt ze swoimi znajomymi pogorszyła, żeby mogła więcej czasu spędzać ze mną.. A później... no właśnie nie wiem co się stało.. Żeby każdy z was był zadowolony czyli w rezultacie nikt nie był. Mieliście do siebie jakiś żal, który się kumulował. No ale czego się spodziewać, jak oboje mieliście różne poglądy i się nie rozumieliście. Ja byłem szczęśliwy, potrafię zaakceptować kogoś potrzeby, potrafię iść na kompromis, czasami odpuścić, bo życie takie po prostu jest, nie zawsze się układa po swojej myśli A nie miała czasem borderline, po co wszczynać głupie kłótnie i rozwalać związek. Kochający ludzie się tak nie zachowują. Oczywiście, jeśli to tak było naprawdę, bo nie wiemy jak to wyglądało z jej strony. Przypisujesz jej bardzo złe intencje, jeżeli faktycznie miała przyjemność z wszczynania kłótni i to musiałeś trafić na bardzo toksyczną osobę. Wampira energetycznego, któremu chodziło tylko o to by Cię w końcu wyprowadzić z równowagi. Zgodzę się z tobą.. Kochający się wzajemnie ludzie nie powinni wszczynać głupich kłótni, co innego kiedy są to istotne kwestie, bardzo ważne, wtedy trzeba dojść do porozumienia, czasami jest potrzebna kłótnia, ale nie co chwile, i takie bezsensowne. Nie mówię że ja jestem święty, bo ja też czasami powiedziałem coś ostrzej, donośnym głosem, ale kończyło się to na kilu słowach. A reszta bezsensownych kłótni to jak pisałem, znalezienie jakiegoś śmiesznego powodu, przyczepienie się, histeria, ciągłe gadanie bezsensowne i powtarzanie ciągle tego samego, później zmiana strategi że jak zwykle to moja wina, powtarzanie jaki to jestem beznadziejny.. A z mojej strony ciągłe powtarzanie "uspokój się, wyjdź, ochłoń, pogadamy jak ludzie za kilka minut" i dalej dalej nakręcanie się.. Kurde, to mi przypomina małżeństwo moich rodziców:P tak to jest jak ludzie są z dwóch różnych bajek i nie nadają na wspólnych falach oraz nie potrafią dojść do jakiejkolwiek ugody. Ona Cię po prostu nie kochała, miała na Ciebie alergię i chciała dać Ci znać, żebyś od niej odszedł. Kochająca osoba tak nie postępuje. No i przesadzała czepiając się wszystkiego. Pytanie, co was do siebie przyciągnęło, że zaczęliście ze sobą być. Z tym kochaniem się nie zgodzę, rok związku był naprawdę można powiedzieć ze idealny.. i z mojej strony i z jej, dużo dla mnie zrobiła. Z tego opisu coraz bardziej myślę, że trafiłeś na borderkę. Wysysała z Ciebie energię, wszystko Twoim kosztem. A może od początku tak było, Ty się poświęcałeś, żeby była szczęśliwa i coraz bardziej zapominałeś o sobie. Tak to aktualnie wygląda. Wczoraj rozmawialiśmy przez telefon, znów zarzucała mi rzeczy których nie zrobiłem, powiedziałem że to nie prawda.. i od razu zmieniła ton, zaczęła się okropnie odzywać, a mi się zrobiło przykro, a ona zadowolona... Przez dłuższy czas próbowała podnieść swoją samoocenę moim kosztem, nie byliśmy partnerami, tylko ze mną rywalizowała.. Ja zrobiłem obiad, jak zrobiłem coś smacznego, to ona następnego dnia stała i gotowała a później oczekiwała słów ze lepiej gotuje ode mnie... A kiedy powiedziałem że mi smakuje, to wyskakiwała z tekstem "no tak, ty i tak wszystko robisz najlepiej, nawet gotujesz" ... Nie no nie mogę, ta laska była pier.olnięta skoro posuwała się do rękoczynów. Zero szacunku do Ciebie, jak mogłeś pozwolić się tak traktować??? Gdzie Twój instynkt samozachowawczy! Nie wiem, po prostu ciągle myślałem że nie ma idealnych związków, w każdych się kłócą ludzie, ale mimo to potrafią się dogadać. Wiele okropnych słów mi powtarzała setki razy, ale wiem ze to była nie prawda, mówiła pod wpływem emocji, złości.. Tym bardziej że znam swoją wartość, i wiem jakim jestem człowiekiem. Cholera qwert123, rozstanie było najlepszą decyzją i trzeba było się jej trzymać! Twardo i nieodwołalnie, nie zostawiając furtki. Wiem że to boli, bo przechodziłam coś takiego, ale nie żałuję!!! Bo poznałam w końcu mojego chłopaka, który jest prawdziwym skarbem i teraz wiem jak wygląda dobra relacja i w życiu bym nie przypuszczała, że z drugą osobą może być tak dobrze!!! qwert123, marnujesz czas i energię na tę osobę, nie widzisz jak ona się zachowuje? Ty byś jej czegoś takiego nie zrobił, jak uderzyć czy obgadać, a ona jakoś nie ma skrupułów. I się nigdy nie zmieni! Jestem zbyt mocno do niej przyzwyczajony, jednak wspólne mieszkanie bardzo mocno przywiązuje do drugiego człowieka, dlatego pewnie tak mocno to przeżywam, poza tym też mój charakter, niestety jestem wrażliwy.. czasami na głupim filmie potrafi mi się pojawić łezka pod okiem, wiele rzeczy przeżywam. Tym razem postawiłem ja warunek, ostateczna rozmowa w niedziele. Bardzo ją o to poprosiłem żebyśmy się spotkali, i wyjaśnili pewne rzeczy bo jest bardzo dużo spraw nie wyjaśnionych. Powiedziała ze nie przyjedzie, zaczęła szukać usprawiedliwienia, ze nie ma czasu, że ma coś do zrobienia itd itd.. Powiedziałem że daję ostatnią szanse na spotkanie, więcej ich nie będzie, i zrobię wszystko aby dotrzymać słowo. Ona ciągle powtarza że nie ma ochoty ze mną rozmawiać, jak zdarza nam się rozmawiać przez tel to ma podejście do mnie ciągle jak wcześniej, czyli ze ona ma ze wszystkim racje, i mam jej się podporządkować. Border, border, border. Ona nie doceni i tak niczego co dla niej zrobisz, to nie ma sensu. Im dłużej w tym tkwisz, tym bardziej poraniony psychicznie się stajesz. Musisz postąpić stanowczo. Zerwać kontakt. Zrobić w swoim życiu miejsce na kogoś, kto Cię pokocha i doceni. Naprawdę, nie ma sensu na takie zaburzone osoby. Zgadzam się, jedyna przeszkoda która stoi na drodze, to to, że ciągle nie wyobrażam sobie życia samemu.. tym bardziej bez niej bo jestem mocno przywiązany do niej.. ale twoja wypowiedź naprawdę, naprawdę, uzmysłowiła mi wiele rzeczy, i wszystko co napisałaś, zgadza się z moimi przypuszczeniami.. Dziękuje. No widzisz, jak Cię ceni, jej na Tobie nie zależy. Daj jej tego, czego chce, czyli zostaw ją niech se żyje sama. A może ma już kogoś na boku, skąd wiesz. Myślę, że nie miałaby skrupułów, żeby Cię zdradzić i jeszcze by się przed sobą usprawiedliwiła. Wg niej to to Ty jesteś "ten niedobry", a ona chce tylko być szczęśliwa. Klasyczny wampir energetyczny, co karmi się bólem drugiej osoby. Im bardziej cierpisz, tym ona rośnie w siłę. Pięknie to ujęłaś "Im bardziej cierpisz, tym ona rośnie w siłę.". Dosłownie tak jest. Czym bardziej cierpiałem np. ciężkich kłótni, ona w wielkiej satysfakcji umawiała się do pubu z koleżankami, wracała późno, uśmiechnięta, spełniona.. Jesteś w porządku i zasługujesz na kogoś lepszego. Daj sobie szansę i jakieś dziewczynie, która Cię doceni. Myślę, że ta toksyczna znajomość podkopała mocno Twoje poczucie własnej wartości. Nie skreślaj siebie, tylko dlatego że jakaś chora osoba projektowała na Ciebie swoje zaburzenia. Myśli samobójcze to czerwony alarm. Może nawet dobrze by Ci zrobił pobyt w psychiatryku, jeśli oczywiście możesz sobie na to pozwolić. Zmiana otoczenia dobrze robi. Przemyślisz sobie pewne sprawy, poznasz jakiś ludzi. A jak wyjdziesz, to zaczniesz na nowo. Nie dzwoń do niej pod żadnym pozorem. Nie bądź psem na łańcuchu, łaszący się do właściciela, który go kopie. Za kilka lat będziesz dziękować Bogu, że już nie jesteś z tą dziewczyną. I myślę, że powinieneś się cieszyć, że tak łatwo możesz tę toksyczną znajomość zerwać. Gorzej by było, gdyby laska zaczęła Cię szantażować że się zabije jak odejdziesz, itd. Nigdy nie miałem szczęścia do kobiet, moje poprzednie 2 partnerki były identyczne, żerował na mnie, ale trwało to do pół roku, więc mocno nie cierpiałem, a tu jednak jest sporo więcej czasu. I układa mi się scenariusz że nie znajdę już nigdy kobiety z którą będę mógł planować przyszłość itd. Nie wiem co jest, wielu znajomych, typowych chamów, nieudaczników, ćpunów, potrafią sobie znaleźć dziewczynę w dosłownie chwilę, a ja z tym zawsze miałem problem.. (nie, ponoć nie jestem wcale brzydki ). Nie ma takiej możliwości nawet myśleć o psychiatryku.. Po prostu ostatni dość spory okres czasu wiązał się z ciągłym stresem z którym nie umiem walczyć, do tego jakaś depresja, z której już wychodziłem i czułem się coraz lepiej, a teraz znów to.. Świetne spojrzenie na obecną sytuację "Nie bądź psem na łańcuchu, łaszący się do właściciela, który go kopie.", dosłownie tak jest.. Zawsze uczono mnie, że walczyć o miłość to nie wstyd, ale już stanowczo z tym przegiąłem.. Wiem tyle, że do mnie przyleci szybciej niż mi i jej się wydaje.. Mam nadzieję, że będzie to już kiedy o niej zapomnę i będę wstawał na nogi.. wtedy nawet nie zawaham się odpowiedzieć "dziękuje za wspólny czas, ale to nigdy się nie powtórzy. Nie znam cię, pewnie nigdy nie poznam.. A pomogłaś mi swoją odpowiedzią jak nikt inny.. szczerze dziękuje.. Czy miałabyś ochotę zamienić kilka słów na PW? Mam nadzieję że cię nie zanudzę. Pozdrawiam
  2. Na pewno, nigdy, zawsze, wszyscy, każdy. Słabe tym dajesz świadectwo o sobie. Może faktycznie ona ma ogląd sytuacji bliższy stanom rzeczywistym. Rozwiń swoją myśl aby nie było żadnych niedomówień. Dla mnie to nie logiczne, jak można zaniedbywać tak faceta w związku, w związek angażowałem się głównie ja, tłumacząc że ma gorsze dni, dużo nauki na głowie itd.. A później po tym wszystkim jako główny powód tego ze była nieszczęśliwa w związku podaje, że trzymałem ją pod kloszem i ją kontrolowałem. A kiedy poprosiłem ją o podanie przykładów, to powiedziała że czasami dzwoniłem w jakieś sprawie do niej kiedy była z koleżanką, albo zapytałem co robiła i gdzie byli.. I udaje pokrzywdzoną, jakbym ją ranił, zdradzał, i torturował.. Ciągle powtarza ze mnie bardzo kocha, ze tęskni za mną, że nie potrafi o tym wszystkim zapomnieć, a kiedy pytam co stoi na przeszkodzie aby spróbować to wszystko przywrócić, te dobre chwile, to ona nagle stwierdza ze wszystko bez sensu. Od miesiąca nie mogę się doprosić o normalne spotkanie, i w końcu szczerze porozmawiać.. Ciągle mówi że nie wie czego chce, swoim zachowaniem ciągle ukazuje ze ma wszystko gdzieś i chce zakończenia związku, a kiedy jej mówię żebyśmy ten konflikt rozwiązali, albo w prawo albo w lewo, to ona nie chce, woli dalej grać na zwłokę.. Więc powiedziałem że skoro nie chce się spotkać, tyle czasu jej nie wystarczyło żeby się zastanowić nad nami, a ciągle się świetnie bawi z koleżankami, to musimy urwać kontakt.. to za chwile zaczyna płakać że ona tak nie da rady.. Ciągle wymaga ode mnie żebym ją zrozumiał, ale co mam zrozumieć, że robi wszystko aby zrzucić na mnie winę, udawać pokrzywdzoną, a ona się będzie świetnie bawić.
  3. Mniej więcej wyjaśnia się powoli wszystko, niestety dowiaduję się wszystkiego od osób trzecich, bo od swojej niestety nie mogę na to liczyć. Mam wrażenie że ona uknuła sobie taki plan który teraz realizuje. W moje miejsce do mieszkania wprowadziła się jej koleżanka... Dziś chwile rozmawialiśmy przez telefon, niestety ona dalej twierdzi że wszystko jest moja wina, że ciągle płakała prze zemnie i teraz już więcej nie zamierza, i nie widzi dla nas szans bo wszystko zepsułem.. Jedno wiem na pewno, nigdy nie zaufam żadnej kobiecie, i żadnej kobiecie nie będę potrafił ukazać swoje dobre serce, i pokazać ze mi na kimś zależy, bo znów to wszyscy wykorzystają.. A najchętniej to bym chciał zniknąć z tego świata, ale nie chce ranić moich rodziców, nic więcej mnie tu nie trzyma..
  4. Zgadzam się z tym, ze to dwie osoby powinny się starać, u nas było tak tylko na początku, później już niestety nie. Wiem o tym że za bardzo się starałem, za bardzo o wszystko dbałem, chciałem żeby było między nami jak najlepiej bo naprawdę nie wyobrażam sobie życia bez niej.. Ja byłem sobą od początku do końca, lecz po prostu dbałem o nią bardziej niż o siebie, robiłem w większości rzeczy z myślą o niej i o nas, żeby nam to nie zaszkodziło. I byłem zadowolony, lecz brakowało mi odwzajemnienia, a otrzymywałem w zamia wykorzystywanie mojego dobrego serca. Nie wiem co dalej, ale obawiam się że na prawdę nie dam rady bez niej żyć... I do tego jeszcze ta świadomość, ze ona ma to wszystko gdzieś, jakby 3 lata związku nic dla niej nie znaczyło.. Okropne uczucie..
  5. Oczywiście tak nie jest, nie ma osób idealnych i bez skazy, ale ja naprawdę robiłem wszystko dla niej i dla nas żeby to trwało do końca życia, bo tylko przy niej czułem że ja naprawdę żyje, nic bez niej nie daje mi takiego szczęścia.. Ja zawsze zapobiegałem kłótniom, starałem się zawsze podchodzić pokojowo i delikatnie do rozmów np. kiedy coś mi się nie podobało, ona natomiast najpierw rozpętała kłótnie, mnóstwo przykrych słów, wyzwisk, a później przeprosiła i myślała ze wszystko będzie dobrze. Teraz jej postawa wygląda tak, ze zbyt wiele było miedzy nami sytuacji, przykrych słów itd. żeby ona mogła normalnie ze mną żyć, ale do cholery, ona nie widzi tego że w większość sytuacji była sprowokowana przez nią,.. I do tego twierdzi że nigdy się nie zmienię.. Już nie wiem co mam robić, rozmawiać z nią nie da rady, niczego nie bierze do wiadomości, wszystko uważa że chce ją obrazić itd. Wszystko przez to że ma bardzo niską samoocenę.. Było fajnie przez tyle czasu, do póki nie stwierdziła że udawała osobę którą nie była, że nie miała swojego zdania, ze wszystko robiliśmy jak ja chce, a to zupełnie jest nie prawdą. I od tego momentu zaczęła ze wszystkim się stawiać, na żaden temat nie można było z nią porozmawiać bo jak wyraziłem swoje zdanie to mówiła ze narzucam jej swoje zdanie.., wszystko robić jak ona chce, a każda moja prośba typu "jedźmy razem autobusem 2 godziny później" kończyła się awanturą typu "znów chcesz żebyśmy wszystko robili jak ty chcesz" ...
  6. Już wyjaśniam.. Rzeczywiście dziwnie to zabrzmiało. Nie nie mam tak wysokiej samooceny, śmiem twierdzić ze mam niską przez te ostatnie 3 lata. Pisząc to miałem na myśli to, że nie jestem jak większość facetów o których często od kogoś słyszę, albo widzę po znajomych. Dbałem o nią, zawsze starałem się coś organizować aby się nie nudzić, czasami jakieś drobne prezenciki, zawsze mogła na mnie liczyć, wybaczałem jej praktycznie wszystko itd. To miałem na myśli ze nie byłem jakimś tyranem czy kimś, ze mogło to spowodować że się nagle ode mnie odwróciła. Nie wiem tak na prawdę kim ona jest.. Raz płacze z byle powodu, a po 5 sekundach potrafi się przerodzić w rasowego twardziela, nic ją nie rusza, ona ma racje i wszystko ma w tyłeczku. Ja nie potrafię mieć podejścia że za mną dziewczyna musi latać i się o mnie ubiegać, ja po prostu chciałem odwzajemnionej miłości, i czuć się że naprawdę jestem kimś dla niej ważnym, a nie wszystko ważniejsze ode mnie. Bardzo często mówiła mi co robię źle, i po dłuższej analizie wiedziałem rzeczywiście co robiłem w późniejszym etapie źle, ale moje zachowanie w jakiś sposób było skutkiem jej postawy, np. przestałem z nią rozmawiać, nie pytałem o nic, bo zaraz by mnie zasypała nowinkami co u jej koleżanek słychać itd. których nigdy nie widziałem na oczy. Więc każdy unikałby rozmów dotyczących osób trzecich itd. Najgorsze jest to, ze nigdy nie miałem szczęścia do płci przeciwnej, i mam teraz w głowie myśli, ze nigdy nie znajdę normalnej dziewczyny, albo że nigdy o niej nie zapomnę.. Co to znaczy że to co napisałem jest czarno białe?
  7. Witam wszystkich. Chciałbym opisać swoja sytuację, licząc może na jakieś słowa otuchy, oraz wasze opinie czy dobrze oceniłem pewne rzeczy. Zacząłem być z dziewczyną 3 lata temu.. Na początku wszystko wspaniale, codzienne spotkania, smsy, rozmowy itd. Nigdy w życiu nie byłem tak szczęśliwy jak wtedy. Trwało to około roku, oczywiście kłótnie, spory itd. były bardzo często, ale to spowodowane innymi poglądami, i dość wybuchowymi charakterami, ale potrafiliśmy rozmawiać i zaakceptować swoje zdania nawzajem. Po 2 latach postanowiliśmy wspólnie z koleżanka wynająć mieszkanie, ze względu że szliśmy na studia razem do innego miasta. Wcześniej przed związkiem, mój plan na życie był taki, aby zostać w swoim mieście, pójść po technikum do pracy, i studiować zaocznie, ale moja dziewczyna szła na studia dzienne, i przez to ze nie chciałem z nią żyć na odległość, zrezygnowałem całkowicie ze swoich planów, i postanowiłem przeprowadzić się z nią. Po przeprowadzce, wszystko było super, codziennie spędzaliśmy czas, spacery, wychodzenie na piwko, wieczorem wino i film itd. Po pewnym czasie, zaczął się przełomowy etap w naszym związku. Ona doszła do wniosku, ze było tak super, ponieważ nie miała swojego zdania i robiła wszystko co ja chciałem, z czym się nie zgodzę, bo od początku związku każdy z nas miał swoje zdanie które każdy akceptował, i wszystko robiliśmy tak aby każdy z nas był zadowolony. Zaczęła się ciągle stawiać, robić mi na złość aby mieć satysfakcję że nie jest po mojej myśli, o wszystko zaczęła się czepiać, codzienne awantury które ona w większości prowokowała w sposób następujący, byle jaki głupi, nic nie znaczący powód, zaczyna się jej histeria, gadanie ciągłe bez większego sensu, obrażanie mnie, wmawianie mi że znów coś złego zrobiłem , moja postawa przez kilkanaście minut wyglądała tak, że prosiłem żeby się uspokoiła, nie wdawałem się w tę kłótnię, ignorowałem wszelkie obrazy które leciały w moim kierunku.. ona nadal to podsycała, na coraz więcej sobie pozwalała.. kiedy czasami trwało to prawie godzinę, po prostu nie wytrzymywałem i mówiłem jej coś obraźliwego, żeby po prostu się obraziła i przestała ciągnąc tą bezsensowną awanturę, która nie miała niczego na celu, tylko po prostu aby się pokłócić. Codziennie tego typu kłótnie... Po pewnym czasie zaczęliśmy się od siebie oddalać, ja już jej nie potrafiłem wszystkiego powiedzieć, nic ją nie interesowało, zaczęła spędzać swój cały czas na uczelni/seriale/koleżanki, na mnie nigdy nie miała czasu bo zawsze miała coś ważniejszego. W niczym nie mogliśmy dojść do porozumienia, nawet w rzeczach typu jakie zakupy robimy, jej wiecznie coś nie pasowało, ja na wszystko jej ulegałem, bo po prostu nie chciałem kolejnych kłótni. Przez ostatnie pół roku, całkowicie się wszystko zepsuło. Przestała mnie całkowicie szanować, potrafiła mi wszystko powiedzieć, poniżyć, tak po prostu bez powodu, i uważała że na to zasługuję, 0 szacunku wobec mnie, ciągle wredna, chamska, arogancka, egoistka. Czułem się jak kompletnie niepotrzebny, najgorszy śmieć, zawsze byłem na ostatnim miejscu, wszystko i wszyscy ważniejsi, ciągle wszystkie winy zwalała na mnie. Ogólnie ona ma niską samoocenę, często mi to mówiła, ja zawsze chciałem jej pomóc, chwalić ją, pokazywać ze w nią wierzę itd. ale zawsze gdy coś takiego robiłem, ona dostawała skrzydeł i traktowała mnie jeszcze gorzej... Ona ciągle obwiniała mnie o wszystko, o to że się od siebie oddaliliśmy, przestaliśmy ze sobą rozmawiać itd, a ona twierdziła ze wszystko robi dobrze. Często próbowałem jej powiedzieć co mi nie pasuje w naszym związku, co mi nie pasuje w jej zachowaniu, ale ona zawsze odbierała to jako ze chcę ją poniżyć, obrazić, niczego nie przyjmowała do wiadomości. Ostatnie 2 miesiące to całkowita porażka. Zawaliłem studia, rozpętały się między nami naprawdę okropne awantury o nic, ciągłe obrażanie, często mnie uderzała w głowę itd. a później znów zwalała wszystko na mnie a na każdy swój czyn znajdywała usprawiedliwienie, bo ona była zdenerwowana.. Rozstaliśmy się miesiąc temu. Wyprowadziłem się.. Ona przez cały czas olewała mnie, wszystkim znajomym opowiadała niestworzone rzeczy na mój temat, wszyscy zaczęli mnie uważać za takiego jak ona mnie opisywała, mimo ze nie znali prawdy.. Ja mimo wszystko próbowałem się z nią dogadać, spotkać, wyjaśnić, niestety 2 tygodnie ciągle stawiała swoje warunki, ze wszystko mam w sobie zmienić itd. Po pewnym czasie, zacząłem sobie odpuszczać, mimo ze okropnie mi na niej zależało, i bardzo ją kochałem.. Kiedy ona to zauważyła, ze zaczynam sobie odpuszczać, to postanowiła się ze mną spotkać.. I przeprosiła za swoją postawę, powiedziała ze chciała mi się specjalnie postawić, i mi pokazać (nie wiem co).. Wybaczyłem jej to, porozmawialiśmy, postanowiliśmy sobie dać szansę, zacząć wszystko od nowa z czystymi kartami i budować relacje od nowa.. Minęły 4 dni po rozmowie, a ona znów traktuje mnie jak zwykłego śmiecia, mimo ze nic nie zrobiłem, znów nie wie czego chce, nie wie czy chce ze mną być, i mówi ze jest jej lepiej beze mnie.. A dziś mnie za wszystko przeprosiła, powiedziała ze mnie nadal kocha i żałuje tego ze ciągle nie wie czego chce.. a po chwili, kolejna awantura, wyzwiska, i stawianie warunków, i zwalanie na mnie winy, i słowa ze nie chce być z taką osobą jak ja.. Rozum mi mówi, że to nie ma sensu, żeby skończyć ten związek.. ale serce mówi ze ją kocham i żeby starać to się naprawić... Bardzo mnie boli to, że ona tego w ogóle nie przeżywa.. niczym się nie przejmuje, to co do niej mówię to jednym uchem jej wpada, a drugim wypada. Stwierdziła że studia są dla niej najważniejsze.. A do tego stwierdziła, ze ma dosyć ze mną życia, bo trzymałem ja w klatce i ja kontrolowałem, a twierdzi to po tym, ze jak gdzieś była, i wróciła, to zapytałem po prostu co robiła i z kim była.. czy to jest kontrola?? Ja się cieszyłem kiedy ona się mną interesowała, pytała co robiłem, z kim byłem itd. Według mnie to normalne w związku. Obecnie kiedy ją zapytałem, czy w końcu jesteśmy razem czy nie, to odpowiedziała ze ja powinienem wiedzieć, i nie chce ze mną utrzymywać kontaktu, ani nie odbiera ani nie odpisuje.. Nigdy taki nie byłem, zawsze dążyłem do celu, byłem twardy, wszystko mówiłem w prost, a przez nią, przez ciągłe słuchanie jakim to jestem śmieciem nic nie wartym, nie chce mi się po prostu żyć. A z drugiej strony, wiem że jestem bardzo dobrym partnerem, bo jak często słucham co ludzie wyprawiają w swoich związkach i jak żyją ze sobą, to ja mam wrażenie że jestem idealny. Co sądzicie o tym wszystkim? Bardzo potrzebuję pomocy, otuchy, jakiś rad, bo sam sobie z tym nie radze, ledwo wyszedłem z jednego dołka, a wpadłem w kolejny.. i znów mam chore myśli samobójcze, miałem momenty że robiłem już małe kroki ku temu.. Wysiadła mi psychika przez ostatnie 2 lata życia z róznych powodow. Pozdrawiam wszystkich
  8. A i jeszcze jedno. Zauważyłem ze jak jestem na uczelni, lub w innych sytuacjach bardziej stresowych szczególnie często również oddaje mocz, w sensie ze bardzo często mi się chce , ale nie mam czym..
  9. Dziękuję za wszystkie odpowiedzi. elo Nie poszedłem przez tyle czasu do lekarza bo ciągle mam nadzieje że to minie i zacznę zyc normalnie. Próbuje odnaleźć siebie, czytam różne książki psychologiczne, motywujące które w jakimś stopniu pomagają mi zrozumieć różne rzeczy. W innych sytuacjach o których wspomniałeś czułem się zdecydowanie lepiej, bo nie bylo ciszy, i niw bylo słychać mojego warkotania jelit, wiec np. Na rozmowie kwalifikacyjnej po kilku minutach czułem się odprężony i normalnie rozmawiałem, a stres byl na poziomie 1% jaki miewam przed wyjściem na uczelnie i kolokwium. Pozatym wszystkim, boje się chodzić do lekarzy, bo wiele razy się na nich zawiodłem, i moi bliscy, ze jak idę do lekarza to tylko po receptę. Ogólnie mysle, ze ogromna ulgę poczulbym jakbym wrócił do swojego starego miejsca zamieszkanie, rzucił studia..ale niestety ambicje mi nie pozwalają na to i muszę skończyć studia. Ale chciałbym również dobrze sie czuć, żeby moje życie sie zmienilo a w szczególności moje spojrzenie na świat, chciałbym moc wyjść normalnie z domu, pojechać gdzies na wakacje.. Albo chociaż na 1 dzień poza dom. Tooshyandsincere Jak twoja sytuacja wygląda aktualnie? Jak leczenie wyglądało lub wygląda? Niestety stres co jeden z najgorszych czynników niszczących człowieka, a ja zyje pod jego wpływem praktycznie codziennie od prawie 3 lat. Jeszcze mam pytanie. Czym to może być spowodowane ciągle chwiejność nastrojów, ciągle wahania emocjonalne, raz czuje się pewny siebie, a po chwili mam ochotę zapaść sie pod ziemie, raz jestem człowiekiem otwartym, rozmównym, a po chwili potrafię sie zamknąć w sobie i najchętniej z nikim bym nie rozmawial. Mam ciągle to, wszystko zazwyczaj zmienia się bez przyczyny, a czasami np. Jadac autobusem słuchając muzyki, jakas piosenka potrafi mi calkowicie zmienić nastrój na lepszy lub gorszy. Nie wiem jakim jestem człowiekiem pozatym ze mocno nerwowym i impulsywny i wrażliwym... Czy lekarz rodzinny ma prawo wystawić receptę na jakieś depresanty?
  10. Czy jest możliwość umówienia się do psychiatry/psychologa na NFZ? Niestety obecna sytuacja finansowa uniemożliwia mi płacenie z własnej kieszeni.. W ogóle jeszcze teraz jak się zastanowiłem nad tym wszystkim, i wziąłem każdy aspekt swoje życia pod lupę, to nie widzę już żadnej iskierki na to ze ukończę te studia, i na normalne życie, i na to, ze nastąpi taki moment kiedy będę kładł się spać z myślą "co jutro wspaniałego mnie tym razem spotka"
  11. Po miętę zacząłem sięgać około miesiąca temu.. Proszę nie doszukiwać się przyczyn, i nie śmiać się z tego, w przeciwnym wypadku proszę o niewypowiadanie się, bo to nie jest żaden mały kłopot, tylko naprawdę (dla mnie) coś okropnego, przez co nie mogę żyć, nie mogę się cieszyć życiem, a do tego od 2 miesięcy cierpię na bezsenność, nie mogę zasnąć przez samą myśl że jutro znów mnie to spotka i znów tyle godzin będę się musiał męczyć. Więc bardzo proszę o wyjaśnienie mi tych sytuacji. Podstawówka, wszystko ok, żadnych dolegliwości. Gimnazjum, 1,2 klasa wszystko ok, nie wiedziałem ze zdj istnieje. Gimnazjum 3 klasa, od początku roku szkolnego, nagle zaczęło mnie to męczyć w umiarkowanym nasileniu, chodziłem na zajęcia i walczyłem aby na to nie zwracać uwagi, chciałem o tym zapomnieć, ale bez skutecznie, zacząłem chodzić wagary w dni kiedy miałem jakieś lekcje (uroiłem sobie w głowie ze na polskim i matematyce, bo wtedy było bardzo cicho w klasie i było słychać moje głośne burczenie i przelewanie się w jelitach). Przyszły egzaminy gimnazjalne, wyszedłem po kilku minutach z sali, wszystko robiąc na odczepnego aby tylko coś było. Technikum, przez cały okres technikum nie miałem z tym dużego problemu, jedynie jakiś sprawdzian, i chwile przed wyjściem z domu. Przyszły matury, i tragedia, mimo ze byłem przygotowany do nich by popisać je po ponad 70%, ledwo zdałem, bo wyszedłem po kilkudziesięciu minutach, gdyż objawy się bardzo mocno nasiliły podczas testu. Wyszedłem z egzaminu, i od razu czułem się świetnie. Od momentu zaczęcia studiowania i mieszkanie poza domem, wiąże się ciągle z objawiami, najgorzej przed wyjściem na uczelnie, i przed kolokwium, na które ostatnio w ogóle nie wchodzę bo zalewam się cały potem, cały drżę, zawroty głowy, coś okropnego. Objawy te pojawiają się nie tylko ze sprawami związanymi z uczelnią, ale np. podczas wakacji kiedy czułem się świetnie, czasami otrzymałem np. telefon ze stresującą dla mnie informacja, i w ciągu sekundy do słownie, zaczął mnie brzuch boleć, nagła potrzeba pójścia do toalety (mimo ze np. chwile przed byłem). Na egzamin którego nie zdałem byłem przygotowany w takim stopniu, że bez problemu powinienem go zaliczyć, gdybym po wejściu mógł choć w 10% skupić swoje myślenie na zadaniach, a nie o tym, że ledwo patrzę na oczy, brzuch boli, muszę szybko wyjść do toalety, jestem cały mokry, dostaje jakiś drgawek.. To jest coś okropnego. Miałem badania kału,mnóstwo badań krwi i jakieś pochodne, usg, prześwietlenie (nie pamiętam, chyba tak) i gastroskopie. Mój problem leży w głowie, bo jestem osobą bardzo podatną na stres, bardzo wrażliwą, mimo ze na zewnątrz tego w ogóle nie ukazuje. Czytałem sporo o leku prozac, i zastanawiam się nad nim, ale ten progen który podałaś w swoim opisie w dużej mierze ukazuje moje lęki, typu przebywanie w dużym skupisku ludzi itd. Ale czy te leki działają tylko kiedy się je bierze, a po odstawieniu wszystko wraca?
  12. Ja mam zespół jelita drażliwego. Mam problem z tym co wymieniłeś, biegunka,zaparcia, wzdęcia, bulgotanie w brzuchu itd. kiedy zaczynam sie stresować. Niestety choroba ta leży u podłoża psychicznego, i trzeba tu szukać pomocy. Badania różne wykazały ze u mnie jest wszystko ok.
  13. Dzięki za odpowiedź. Z tym określeniem ze jestem miły, może trochę dziwnie i nie jednoznacznie zabrzmiało. Chodziło o to, ze jestem człowiekiem uprzejmym, szanującym innych ludzi, ale mam również swoje zdanie którego nie boję się wypowiedzieć. Dziewczynę mam, niestety od pół roku kompletnie nam się nie układa, nie potrafimy ze sobą rozmawiać i siebie zrozumieć nawzajem, przez co doprowadziliśmy można powiedzieć wspólnie do zakończenia tego związku, ale nie wyprzedzam faktów. Nie wiem czy do końca wiesz co to jest ZJD. To choroba, przy której nie ma żadnych zmian w organizmie itd, tylko ta choroba siedzi w głowie. Miałem robione różne badania i jest wszystko w normie jak u zdrowego człowieka. Poza tym tak jak opisałem sytuację, męczy mnie to np. przed egzaminem, a wyjdę z egzaminu i całkowicie wszystko wraca do normy, np. podczas wakacji kiedy nie chodziłem na uczelnie i unikałem sytuacji stresowych, miałem spokój, do momentu kiedy uświadomiłem sobie że za kilka dni mam poprawkowe egzaminy, i wtedy wszystko nagle powróciło.. egzaminy minęły i wszystko znów ok. Po prostu mój organizm tak reaguje na stres i lęk.. a główny lęk jaki mam to właśnie ona.. i zaczyna się takie koło. Co do odżywiania, to prowadzę ogólnie zdrowa dietę, zwracam uwagę co jem, sprawdzam skład itd. Do tego przed każdym wyjściem z domu pije melisę, często sięgam po mięte, niestety nic nie pomaga.
  14. Witam wszystkich. Mam 22 lata, jestem studentem, męczę się ze swoim życiem przez wiele lat, aż w końcu zdecydowałem się tu napisać, może uda się znaleźć jakąś pomoc. Jestem osobą bardzo mądrą, inteligentną, miłą, kulturalną, grzeczną i pomocną wobec innych. Zawsze chętnie pomagam wszystkim, mam bardzo dużo z tego satysfakcji, jak ktoś dzięki mnie poczuje się lepiej albo po prostu się uśmiechnie. Mimo to, od wielu lat, nie mogę zawrzeć żadnych znajomości.. Utrzymywałem kontakt z kilkoma ludźmi, ale te znajomości istniały tylko dzięki mojej inicjatywie, nigdy prawie nie usłyszałem np. "chcesz iść z nami?" zawsze to ja musiałem wszystko inicjować. 3 lata temu zacząłem studiować, miałem nadzieję, że poznam na studiach ludzi z którymi się zaprzyjaźnię, będę miał z kim wyjść wieczorem na spacer, piwo itd. Niestety, tyle czasu minęło a ja jestem sam jak palec, mimo dużych chęci, poznawałem ludzi, próbowałem inicjować spotkania itd, i jest tak jak kiedyś, czyli wszyscy gdzieś wychodzą, a mnie nie zaproszą, zawsze jestem pomijany, przez co mam kilka znajomych osób z którymi mogę wymienić się "co słychać" i koniec rozmowy.. Interesuję się naprawdę wieloma rzeczami, rożnymi dziedzinami, jestem dość dobrze oczytany, interesował mnie cały świat więc czytałem książki o różnej tematyce, internet itd aby swoja ciekawość zaspokoić, wiec nie jestem człowiekiem z którym nie można o niczym porozmawiać, tym bardziej ze jestem dość otwartą osobą. Nie mogę już tak dalej żyć, ciągle sam, nie mogę na nikogo liczyć mimo że sam chętnie wszystkim udzielam pomocy. Do tego wszystkiego, miałem w gimnazjum i średniej szkole problemy z zespołem jelita drażliwego, w średniej szkole ze względu na ogólna dobrą i spokojną atmosferę, można powiedzieć ze prawie zapomniałem o swojej dolegliwości. W momencie rozpoczęcia studiów, po 3 latach jestem kompletnie wykończony tą choroba, codzienne biegunki, codzienne bóle brzucha, strach przed wyjściem z mieszkania. Objawy ustępują w piątek wieczorem, ponieważ świadomość ze mam 2 dni wolnego, powodują spokój, lecz w niedziele wieczorem wszystko wraca. Uczę się do kolokwiów, ogólnie szybko przyswajam wiedzę, a nie zaliczam przedmiotów tylko dlatego, ze przed kolokwium opanowuje mnie taki strach, lęk, do tego wzdęcia i chęć skorzystania z toalety, że nie wchodzę do sali, tylko wracam do mieszkania. W momencie kiedy już jestem w autobusie i wracam, zawsze wszystkie dolegliwości odchodzą, czuje się wspaniale, mój brzuch przestaje boleć, wzdęcia znikają, a wewnątrz czuję spokój. Często siedząc na jakimś egzaminie, gdy jest cisza w sali, w brzuchu tak głośno mi burczy, przelewa się, że spalam się wtedy ze wstydu.. Wykańcza mnie to już kompletnie, nie potrafię już żyć, mam ochotę popełnić samobójstwo od kilku lat, a teraz jest taki okres ze myślę o tym bardzo poważnie, jedynie zatrzymuje mnie fakt, ze moi rodzice by bardzo po tym cierpieli. Przez całe życie, od małego musiałem sobie radzić ze wszystkim sam, ze swoimi problemami i ważnymi decyzjami, ciągle jestem zdany tylko na siebie. Wszystko mnie przytłacza, całe życie, a do tego ostatnio włączyło mi się takie myślenie, ze jestem w takim wieku że powinienem mieć już swoje mieszkanie, sam zarabiać i myśleć o poważnym związku. Nie na widzę w siebie jeszcze tego, ze mam wahania nastroju i jakiś emocji.. jednego dnia chodzę wesoły jakbym się czegoś naćpał, bardzo pewny siebie, odważny itd, a drugiego dnia chodzę przytłoczony, mając ochotę zapaść się pod ziemię.. przez te ciągłe wahania nastroju i osobowości, nawet nie wiem jakim jestem do końca człowiekiem, bo raz jestem taki a raz inny, a nie zależy to ode mnie. Mam tyle planów, marzeń, pasji, hobby, a nie mogę nic robić ani rozwijać, całe te moje chore życie uniemożliwia żyć, a co dopiero oddawać się przyjemności, ciągle z tym walczyłem, ale każdy nawet najtwardszy człowiek z czasem się załamie. Zazdroszczę wszystkim ludziom którzy mogą normalnie żyć i funkcjonować. Wiadomo, każdy ma gorsze dni i coś się nie udaje, ale u mnie wszystko tak się kumuluje .... nie którzy "znajomi" czasami się śmieją, że marnuje swój czas na tych studiach bo i tak nie chodzę, ledwo zaliczam czasami jakieś kolokwia.. chciałbym żeby ci ludzie poczuli się chociaż przez kilka dni jak ja..
×