Skocz do zawartości
Nerwica.com

e1e1e12

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez e1e1e12

  1. Cześć, prawdopodobnie gdyby nie myśli samobójcze nie pojawiłabym się na tym forum. W poniedziałek próbowałam powiesić się na pasku, ale zabrakło odwagi. Nie mogę w tym momencie zrobić z siebie psychola, ponieważ pobieram nauki na dwóch fakultetach oraz pracuję, poza tym uważam, że leczenie farmakologiczne przyczynia się do nadwagi, chorób związanych z wątrobą oraz najzwyczajniej w świecie otumania i prowadzi do uzależnienia. Jaki jest mój problem? Otóż znacznie obniżyła się moja odporność na choróbska oraz koncentracja. Uzyskuje dużo gorsze wyniki w nauce oraz dorobiłam się tak dziadowych schorzeń jak nawracająca grzybica. anemia, szyjopodobne bóle głowy. Mój wzrok jest coraz gorszy, a aktualnie jestem pozbawiona okularów o odpowiedniej mocy (miesiąc w naprawie...). Czego wymagam od życia? Pragnę być niezależna, a wydaje mi się, że los przeznacza mi życie od 1 do 1, bo nie potrafię rozwijać się tak jak dawniej. Bardzo zależy mi na osiągnięciu sukcesu, ponieważ mam kilka ułomności fizycznych, których warto byłoby się pozbyć, bo, nie oszukujmy się, ludzie zwracają uwagę na wygląd, więc nie uchodzę za piękność, bo zez, krzywe zęby, stawianie stóp do środka nikomu nie dodają uroku. Zacytuję swoją wypowiedź sprzed miesiąca. Myślicie, że to może być borderline? "Sądzę, że wyrzucenie z siebie emocji w formie pewnych spostrzeżeń w internetowej przestrzeni będzie znacznie lepsze niźli poszukanie wsparcia na piątkowym spotkaniu towarzyskim. Jestem osobą, która dość sporo przeszła w życiu. Przez lata odbiegałam od norm estetycznych (tzw. "gruba beka", "potwór z bagien"), na dodatek po raz pierwszy dowiedziałam się, że potencjalnie jestem gorsza od innych w przedszkolu, gdy musiałam z płaczem sprzątać zabawki po innych dzieciach. Owszem, w okresie dojrzewania miewałam wahania nastroju, ponieważ nigdy nie udało znaleźć mi się przyjaciela lub osoby, z którą nawiązałabym bliską relację, to naprawdę bywa trudne, jak się jest brzydkim i nie potrafi się o siebie zadbać. Na szczęście, pochłaniałam książki, co pozwoliło mi na realną ocenę rzeczywistości. W swoim życiu miałam jeden poważny kryzys - próbowano przypiąć mi łatkę osoby chorej psychicznie, bo miałabym być satanistką ze względu na ubieranie się na czarno i ciemne włosy (absurd na absurdami, ale polska szkoła nie jest łaskawą dla ateistów). Pewien człowiek, którego nie nazywałabym wychowawcą (problemu alkoholowego nie przelewa się na uczniów, prawda?), starał się mnie zniszczyć, ponieważ popadłam w konflikt z jego ulubieńcem. Niestety, udało się to, ponieważ w tym samym okresie borykałam się z niepewnością seksualną, wywołaną nieprzyjemną sytuacją utraty dziewictwa.Przed samą maturą, przez dwa, trzy tygodnie siedziałam w pokoju i patrzyłam w sufit. Długi czas bałam się mężczyzn, dlatego wpadłam w towarzystwo homoseksualne. Wydawało mi się, że jestem aseksualna, choć zdarzało się, iż przekonywałam się do bycia lesbijką. Przez rok byłam w związku z kobietą, którą zostawiłam, gdy okazało się, że jednak jestem heteroseksualna, a podświadomie szukałam wsparcia w walce o tożsamość seksualną. Owszem, miałam wyrzuty sumienia, ale nie potrafiłam tego wyjaśnić naprawdę wrażliwej istocie, której zawdzięczam to, że żyję. Nie potrafiąc zaakceptować siebie, piłam, a po alkoholu pojawiały się myśli samobójcze, okaleczenia. Po zakończeniu związku, zaczęłam kolejny kierunek studiów, zdarzyła się jakaś pierwsza miłość, którą dość ciężko przeżyłam, bo zadurzyłam się w osobie inteligentnej, aczkolwiek prowadzącej anarchistyczny tryb życia - nic przyszłościowego. Długi czas nie byłam gotowa na związek, dlatego intensywnie studiowałam, uczyłam się języków obcych etc. Wszystko było pięknie do momentu, gdy zaczęły się moje biurokratyczne problemy na uczelni i osłabienie odporności (mam tendencję do bardzo niskiego poziomu żelaza w organizmie). Wtedy pojawił się etap rezygnacji z intensywnego studiowania, co zastąpiły trzy, cztery piwka dziennie, wypijane we własnym pokoju. Na szczęście, została wyciągnięta do mnie ręka. Związałam się z kolegą ze studiów. Przetrwało to dziewięć miesięcy - zaczęło się psuć, gdy okazało się, że źle reaguję na alkohol - tylko po nim miałam myśli samobójcze i robiłam rzeczy, których nie pamiętałam. Do tej pory jest mi głupio, że osoba niepełnosprawna musiała ściągać mnie z parapetu. Po przykrej sytuacji po alkoholu udałam się do jakiejś znanej psychoterapeutki, ażeby ratować związek. Zapłaciłam 100 zł, niczego się nie dowiedziałam - okazało się, że rodzice musieliby wiedzieć o spotkaniach, bo nie byłam wtedy formalnie zatrudniona. Zero konkretów. Związek mimo wszystko się zakończył, bo chłopak zaczął przejawiać osobowość narcystyczną - jako artysta potrzebował dziewczyny jedynie do spełniania własnych potrzeb, do czego przyznał się dopiero, jak postanowiłam zerwać. Dzień później zdecydowałam się dać szansę osobie, która odezwała się do mnie po latach. Nie znaliśmy się za dobrze, długo się docieraliśmy. Nie byłam przekonana do tej relacji, nawet zdarzyła mi się przyjacielska przysługa z pierwszym partnerem, ale w końcu udało nam się zrozumieć własne doświadczenia życiowe. Zależy mi na aktualnym chłopaku, choć wiem, że ma za sobą trudne przeżycia i, niestety, leczy depresję. Ostatnio miewam kilkugodzinne obniżenia nastroju połączone z myślami samobójczymi. Sądzę, że to może być kwestia nieprzyzwyczajenia do jednoczesnej pracy i studiowania na dwóch kierunkach, bo jednak nie mam zbyt wiele czasu dla siebie. Boję się tych napadów samoagresji, choć nie występują one bez powodu - wynikają z niepowodzeń naukowych."
×