Skocz do zawartości
Nerwica.com

ksiezycowa

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez ksiezycowa

  1. Hej! Ku pokrzepieniu wstawiam cytat z mojej ulubionej książki - "Biegnącej z wilkami". >>Kochać znaczy wytrwać i zostać. Kochać znaczy opuścić świat fantazji i wejść w świat, w którym możliwa jest trwała, realna miłość. Twarz w twarz, kość w kość, miłość pełna oddania. Kochać znaczy zostać, kiedy każda komórka woła "uciekaj!".<< Według mnie to wcale nie oznacza, aby trwać np. w wyniszczających, pełnych przemocy związkach, wbrew sobie, z przymusu, ale żeby miłości się nie bać. Że kiedy ulatnia się stan zakochania, co prędzej czy później się dzieje, nie czytać tego jako końca związku. Że kiedy mamy w sobie ten promyk nadziei, mamy w partnerze najlepszego przyjaciela, kiedy lubimy troszczyć się o siebie nawzajem, kiedy tęsknimy - że wtedy MIMO WSZYSTKO po prostu warto próbować. Tak to odczytuję i dopiero to wydaje mi się jest szansą na odnalezienie prawdziwej miłości. Ten cytat, podkreślony w mojej książce, czytałam wiele razy w trudnych chwilach. Może pomoże komuś, kto tu zagląda. Dla nas, nerwicowców to zadanie odczucia miłości jest o wiele trudniejsze, bo związek to jedna wielka wątpliwość. Nieustające myśli, które odsuwają na dalszy plan codzienne normalne życie nie pozwalają tęsknić, zabiegać o drugą połowę, cieszyć się ze wspólnych chwil, nawet wspomnienia z czasów przed nerwicą, wydają się kłamliwe. Mimo że nawet teraz nie jest ze mną najlepiej, ciągle trwam w myślowym amoku, dzielę się tymi pozytywnymi przemyśleniami. Nie mam pojęcia jak długo wytrzymam tak jeszcze i czy to minie. Ja nawet nie wiem czy w moim przypadku to serio nerwica (nikt jej jasno u mnie nie zdiagnozował). Póki co jednak nie tracę nadziei! Lena.lena, chciałabym bardzo żebyś miała rację, ale bywa bardzo ciężko. Zauważyłam, że mam problem z mówieniem "kocham" i zapewnianiu o miłości. Każda taka sytuacja wzbudza we mnie lęk, bo po prostu nie czuję tego, że kocham, ale obawy o szczerość moich uczuć. Czy ktoś też tak miewał? Obawiam się, że to świadczy o tym, że serio sobie wmawiam. Ale trwam. Mimo wszystko. Pozdrowienia "powalentynkowe"...!! :) ksiezycowa
  2. Lena.lena, bardzo dziękuję za odpowiedź. Wiem, że miałaś baardzo podobne natręty do tych moich... Powiedz czy też często zastanawiałaś się w tych myślach, że może jesteś zakochana w kimś innym, ale tak, że aż czułaś ten stan? To jest dla mnie najbardziej dołujące. Ten inny człowiek naprawdę mi się podoba i to dla mnie przyjemne, że ja jemu też. Tylko, że ja nie chcę aby to oznaczało, że muszę z tym kimś od razu być, bo nie chcę! Dodam, że też miałam natrętny jakby przymus napisania do niego, że tego naprawdę chcę, który jakoś minął. Przecież mogłabym zostawić K. i być z tamtym (strasznie się zapętlam, ale to tak właśnie się dzieje w mojej głowie!), tylko że nie chcę tego. Błędne koło, strasznie dokuczliwe... Ja jak tego kogoś widzę, to aż drętwieję, nie mogę sobie ze sobą poradzić i płakać się chce z nerwów. Być może oszukuję samą siebie, dlaczego więc tak bardzo chcę kochać mojego mężczyznę i tak bardzo nie chcę odejść? Miałaś tak?
  3. Cześć wszystkim, Udzielałam się tu na forum 8 lat temu pod innym nickiem. Dokuczały mi natrętne myśli odnośnie niekochania itp. ale związek się rozpadł. Nie ja odeszłam, lecz mój ówczesny chłopak, Wpłynęło na to wiele rzeczy, niekoniecznie nerwicowych, nie na wszystko ma się wpływ. Zresztą, długo by opowiadać na ten temat i o tym, co działo się w międzyczasie, zanim dotarłam do punktu, w którym jestem teraz. Dzisiaj mam 26 lat, a ze swoim obecnym chłopakiem/ba, mężczyzną :) jesteśmy prawie 3 lata. Lena, z uwagą prześledziłam Twoje posty. Od września 2015 męczę się ponownie. Zaczęło się od myśli, że chyba zdradzam swojego chłopaka, bo podoba mi się inny mężczyzna, któremu wiem, że ja też się podobam. Ten człowiek poprosił raz o mój numer i mu go dałam (o czym powiedziałam K.). Z mojej strony był to koleżeński gest a nie szukanie kontaktu, bowiem kiedy napisał, skwitowałam to krótkim choć miłym sms-em, pisząc, że jestem z kimś kogo kocham i nie wyobrażam sobie żadnych korespondencji na boku. I potem się zaczęło - analizowanie, wymioty, brak snu, rwanie włosów z głowy! Dostawałam spazmów na samą myśl, że go spotkam (widujemy się w pracy raz w tygodniu). Usunęłam naszą wymianę sms-ów i jego numer. W listopadzie zapisałam się do psychologa, nie mogąc wytrzymać z bólu, ale skończyło się na dwóch wizytach. Po prostu od lekarza wychodziłam w jeszcze gorszym stanie. Pani psycholog powiedziała, że być może rzeczywiście nie kocham, a więc po co się męczyć? Myślałam, że zwariuję, naprawdę. Zaproponowała hipnozę, ale odmówiłam. Przeraził mnie fakt, że może odkryje, że serio nie kocham/że kocham innego. To takie upokarzające i smutne.. I tak żyję z dnia na dzień, to dokucza mi praktycznie codziennie. Ja nawet już nie tłumaczę sobie tego nerwicą, to stało się częścią mnie. Ciągła wątpliwość, wyrzuty sumienia i niekończące się analizowanie, powtarzanie w głowie w kółko tych samych scenariuszy (a co gdy podejdzie i zaproponuje spotkanie? a co gdy ulegnę? a jakby z nim było w związku? i tym podobne). To czego jestem pewna to to, że nie umiem odejść. Że nie chcę odejść. Gdzieś podświadomie wiem, że coś czuję, że kocham, że on jest dla mnie. Tylko nijak nie umiem się do tych dobrych emocji "dokopać". Między mną a moim partnerem bywało ostatnio różnie, potrafiliśmy kłócić się o bzdety, podle to zabrzmi, ale naprawdę miałam sposobność i argument, żeby odejść. Ale nie potrafiłam. Nie chciałam. Głowa podpowiada różne rzeczy, myśli podsuwają naprawdę różne pomysły, ale nieugięcie trwam w tym związku. I wierzcie mi, że serio nie jakoś bardzo przeciw sobie. :) Intuicyjnie czuję, że to właściwe, że mój obecny chłopak to ktoś najbardziej wyjątkowy dla mnie... Byłoby całkiem fajnie, gdyby ktoś podczas odwiedzin, napisał co u niego. Będę tu zaglądać. Z forum wychodzę bardziej podniesiona na duchu niż od psychologa wtedy. Ale być może po prostu nie było mi dane trafić na odpowiedniego specjalistę. Ściskam, księżycowa
×