Skocz do zawartości
Nerwica.com

Windstoss

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Windstoss

  1. Ja nigdy nie twierdziłem, że skapuje im z nieba. Ale właśnie odporność ma tu ogromne znaczenie. I jasność umysłu. Jeśli ktoś od zawsze funkcjonuje trochę jak we mgle, ma "nieco" utrudnione zadanie
  2. Witajcie, to dopiero mój drugi (poza powitalnym) wątek na tym forum, ale mam wewnętrzną potrzebę, by go napisać. Jako osoba z dystymią, niskim poczuciem wartości i ogólnie raczej podłą egzystencją, nigdy nikomu niczego nie zazdrościłem. Poza jedną rzeczą - ale o tym za chwilę. Myślę, że jestem na tyle wyzuty z emocji, nie mówiąc o zupełnym braku odczuwania entuzjazmu, że nie zazdroszczę innym pieniędzy (nie wiem, co miałbym z nimi robić tak naprawdę), dobrego dzieciństwa (moje takim nie było, ale minęło...) czy spełniania marzeń (nie mam marzeń...). Ta jedyna rzecz, jakiej zazdroszczę innym, i zawsze zazdrościłem to lekkość, z jaką idą przez życie. Znacie zapewne wiele takich osób. Nie wiem, jak określić tę lekkość, ale chodzi o to, że takie osoby nie zatrzymują się - omijają przeszkody, smucą tylko przez chwilę, mają energię i siłę, o jakiej ja mogę tylko pomarzyć i jakiej w tym życiu już na pewno nie osiągnę (przekroczyłem już połowę życia, próbowałem wiele razy...). A ja? Ja od kiedy pamiętam, zawsze byłem ciężki. Jak słoń. I do tego powolny jak żółw. Zarówno w myśleniu, jak i działaniu. Te osoby wyposażone w lekkość są trochę jak - przepraszam za porównanie - Jezus kroczący po wodzie. Ja zaś od zawsze czułem, że tonę wśród fal, że ciągle któraś mnie nakrywa. Miałem w życiu okresy względnej stabilizacji finansowej i emocjonalnej, a jednak ta moja naturalna ciężkość przytłaczała mnie nawet wtedy. To uczucie, że za moment i tak wszystko runie. Tak zresztą zwykle było. Jasne, można mówić o samospełniającej się przepowiedni, ale to trochę co innego. Ja zawsze czułem, że mój charakter, mój brak siły życiowej, ta moja ciężkość właśnie sprawią w końcu, że zacznę tonąć, nie pozwolą mi utrzymać tego, co mam. Jak długo można udawać "dynamicznego" w pracy (Boże, jak ja nienawidzę słowa "dynamiczny"), jak długo można udawać wesołego, jak długo można udawać rozentuzjazmowanego czymś, co w ogóle mnie nie rusza? Ludzie w końcu się zorientują. Wyczują cię. I odrzucą lub staną się obojętni. Bo ten świat nie lituje się, nie otacza opieką tych, dla których coś jest za trudne, za nudne albo za szybkie. Albo walczysz, albo odpadasz. Tak jest. Ja się nie uskarżam, nie oczekuję litości. Ja chciałbym, by ktoś mnie i wielu innych ludzi z dystymią czy depresją zrozumiał, choć odrobinę. My nie jesteśmy leniami, nie jesteśmy zdemotywowani. My po prostu... w ogóle nie jesteśmy. Czuję, że umieram każdego dnia. Mam czasem kilka dobrych dni, a później przez wiele kolejnych mam dość wszystkiego i zero sił. Jakbym płacił za tę energię. którą włożyłem w te kilka dobrych dni. Jakbym musiał ją oddać z nawiązką, zapłacić haracz. To jest nieznośna ciężkość bytu. To być może jest właśnie piekło na ziemi. Uczucie zmuszania się do wszystkiego. Jak ja zazdroszczę tej lekkości, którą tak wiele osób posiada. Bez prochów, psychoterapii i całej reszty...
  3. Windstoss

    Cześć Wszyskim

    Cześć, Czytam Was od jakiegoś czasu, teraz postanowiłem dołączyć. Nazywam się Marcin, mam zdjagnozowaną dystymię i kilka epizodów depresji za sobą. Szukam ludzi, którzy potrafią myśleć o czymś więcej, niż moda i muzyka. Dlatego tu jestem
×