Jakiś czas temu na podstwie analizy swoich lęków doszedłem do wniosku że mam fobię społeczną. Szczerze mówiąć już nawet wolał bym mieć naprzykład żółtaczkę typu B niż to dziadostwo. Ale do rzeczy. Mój problem polega na tym że jako-tako nie mam lęków przed ludźmi bo jestem osobą towarzyską i często spotykam sie z różnymi ludźmi. Wyjątkiem jest jednak to że boję się naprzykład tego że za chwile zaczną mi sie łapy trzęść np. przy podpisywaniu czegoś na poczcie albo w sklepie, przy wydawaniu kasy(czuję przypływ adrenalinki). W dodatku mam tą świadomość że sam się nakręcam na to, ale nie potrafię kontrolowac moich urojeń związanych ze wzrokiem innych patrzących na mnie (którzy wogole nawet nie patrzą). Niewiem skąd mi sie to wzielo bo kiedys nie mialem tego problemu, a tu taki klops zadomowił się w mojej psychice. Dodam że w życiu nie ćpałem, pić piłem ale okazyjnie i nie czesciej jak 2 razy na miesiac... No może troszkę więcej w wakacje ;p. Chyba świruję na stare lata Brzmi to conajmniej śmiesznie ale niestety to prawda . Macie jakies pomysły, rady, metody, cokolwiek na zwalczenie tego g*wna? Jestem już przemęczony tym choróbskiem. Pomózcie...Proszę! pozdro.