Już tłumaczę. Zgłosiłam się do psychiatry po 3 miesiącach męczarni z bezsennością , huśtawkami nastrojów , agresją. Stworzyłam domownikom piekło codziennie krzycząc, że życzę im żeby zdechli. Byłam w takim stanie , że leżałam na łóżku i zwijałam się z bólu, ale psychicznego. Przez moment myślałam , że jestem opętana 12.01.2015 Diagnoza depresja. Dostałam leki , zaczęłam psychoterapię. Na tyle to wszystko fajnie na mnie zadziałało , że znalazłam pracę , później zmieniłam ją na drugą. I jak poczułam się już ( według mnie ) wystarczająco dobrze , odstawiłam leki na własną rękę. Jestem mężatką. Po odstawieniu leków , weszłam w romans z młodszym mężczyzną, po półtora tygodnia znajomości postanowiłam odejść od męża i wyjechać z kochankiem do Niemiec , rzuciłam pracę. W tym stanie " euforycznym " poszłam na wizytę do psychiatry. Wtedy usłyszałam po raz pierwszy , że ma podejrzenie właśnie choroby dwubiegunowej. Dostałam polecenie spisywania nastrojów ( nie zrobiłam tego , nie chciało mi się ) Tydzień po wizycie poszłam i się naćpałam. ( Kiedyś miałam problem z narkotykami , od 6 lat nie brałam nic. ) Bardzo źle na mnie zadziałał narkotyk. Nie tak jak oczekiwałam. Zapłaciłam za ten wyskok , 2 tygodniami leżenia w łóżku , bez kontaktowania się z kimkolwiek. No i kolejna wizyta i dostałam diagnozę. Tak o. Po prostu. Sama nie wiem już co mam ze sobą zrobić. Cokolwiek postanowię i jakąkolwiek decyzję podejmę , za godzinę jest nieaktualna. Nie mam nad sobą kontroli. Mam odczucie jakbym była gdzieś w środku , ale nie mam ze sobą kontaktu.