Skocz do zawartości
Nerwica.com

PineauDesChar

Użytkownik
  • Postów

    5
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia PineauDesChar

  1. Doskonale zdaję sobie sprawę, że dla diagnozy muszę udać się do specjalisty. Wyszłam jednak z założenia, że jest to forum nie tylko i wyłącznie dla osób zdiagnozowanych, a dla takich którzy chcą na temat swoich problemów porozmawiać. Stąd chęć dopasowania się do odpowiedniego działu. Dziękuję za odpowiedź!
  2. Pytanie do psychologa: co mi jest? co mi dolega? Wszystkie wątki są tutaj odpowiednio nazwane. Chcąc opowiedzieć sama o sobie, lub wdać się w dyskusję sądzę, że najpierw powinnam dowiedzieć się co mi jest. Pochodzę z dysfunkcyjnej rodziny, odczuwam dogłębny lęk przed odrzuceniem, pomimo powodzenia i akceptacji innych czuję się nic niewartą osobą, nie jestem pewna siebie, popadam w histerie (naprawdę poważne histerie). Jednak tylko gdy jestem sama. W związkach za bardzo się angażuję, patrzę na dobro innych, nie swoje. Piję dużo alkoholu, co może stanowić problem, gdyż mój ojciec jest alkoholikiem. Mam problem z podejmowaniem decyzji. Pomimo wielkich predyspozycji do dobrej pracy - nie potrafię o taką zawalczyć. Słowa innych biorę za bardzo do siebie, przez długi czas rozkładam je na czynniki pierwsze, analizuję. Nie potrafię być sama. Kiedy tylko zostaję sama, nie potrafię odgonić paskudnych myśli. Często popadam w skrajności. Albo jestem niesamowicie wesoła i wierzę, że świat stoi przede mną otworem, albo zamykam się na 4 spusty w pokoju, nie dopuszczam nikogo do siebie i przeżywam wspomniane histerie. Czy ktoś może określić - co to jest? Do jakiego działu się zaliczam?
  3. PineauDesChar

    Sonia

    Czy byłam u psychologa? Tak. Czy korzystałam z terapii? Nie. Poszłam na konsultacje odnośnie mojej siostry, u której postępowała wtedy w bardzo szybkim tempie nerwica natręctw. Opowiedziałam o całej sytuacji rodzinnej. Ale nie opowiedziałam jak ja się z tym czuję. Od zawsze wydawało mi się, że problemy innych są większe od moich, że to inni potrzebują pomocy. Terapeuta powiedział mi wtedy, że powinnam się mocno zastanowić nad tym, czy i ja nie potrzebuję terapii. Niestety nie potrafię się otwierać. Nie potrafię ot tak opowiadać o sobie. Wydaje mi się nawet, że im lepiej kogoś znam, tym bardziej się przed nim zamykam. Staram się dowiadywać jak najwięcej o symptomach, które przedstawiam. Na własną rękę. Są dni, kiedy wydaje mi się, że nic mi nie dolega. Czuję się świetnie, mam na wszystko energię. W inne znowu dni, wszystko obraca się o 180 stopni. Mam mnóstwo znajomych, skończyłam dobre studia, powoli zaczynam spełniać się zawodowo. Ale prywatnie? Sadzę, że jestem nic nie wartą osobą. W domu nigdy nikt nie doceniał tego co robię. Teraz mimowolnie zabiegam o względy innych. Czasem do przesady. Zawsze doszukuję się winy w sobie. Nawet gdy obiektywnie potrafię ocenić, że niczemu winna nie jestem. Wchodzę w dziwaczne relacje, które w większości przypadków mi szkodzą. Inni postrzegają mnie jako pewną siebie osobę, która ze wszystkim sobie radzi. Ale to męczy. Męczy mnie to, co dzieje się gdy wracam do domu. Wszystkie myśli, lęki. Wiem, że terapia byłaby najlepszym wyjściem z sytuacji. Zrozumienie całej otoczki zaistniałych problemów. Ale nie wiem czy będę w stanie być z kimkolwiek dostatecznie szczera, czy dam radę wyciągnąć z siebie wszystko co mnie dręczy. Schowane gdzieś głęboko myślę, że boli mniej.
  4. Związki a ambiwalencja - to bardzo trafne. Spierając się samemu ze sobą, bardzo trudno jest skupić się w pełni na drugim człowieku. Kiedy nasze lęki i problemy przesłaniają świat codzienny, nie uda nam się dać szczęścia drugiej osobie. Nie damy szczęścia sobie. A przecież to jest podstawą każdej relacji. Uczucie, wspólnie spędzony czas, wsparcie, przyjaźń, miłość. To wszystko powinno budować nasze własne szczęście. Co jednak kiedy tak się nie dzieje? Pomimo tego, że chcemy, że staramy się z całych sił? Coś nas powstrzymuje. Wspomniałam już, że byłam w związku 7 lat. Nie był to związek udany, mimo wielkiego uczucia. Jak jest teraz, kiedy wszystko się skończyło? Nie potrafię określić tego, co czuję. Nie wiem czy czuję cokolwiek. W nowej relacji nie potrafię określić się w stosunku do partnera, co jest niesamowicie niesprawiedliwe. Na sformułowanie 'stały związek' reaguję złością. Nie mogę pozwolić na to, żeby cokolwiek mnie teraz uwiązało. Przejmuję powoli kontrolę nad własnym życiem, a to niestety trzeba zrobić samemu. Pomimo wielkiego lęku przed odrzuceniem, który paraliżuje mnie czasami z nieziemską siłą - postanowiłam na samym początku naprawić siebie. Moim zdaniem nie powinno się wchodzić do związku, kiedy nie jest się pewnym, że dasz drugiej osobie wsparcie, a problemy nie będą się tylko mnożyć. Nie chcę Cię w jakikolwiek sposób przerażać czy zasmucać. Nie chcę również namawiać Cię to rozstania. Nie. Jednak im wcześniej uświadomimy sobie jaka jest prawda, nawet gdy jest ona okrutna, tym szybciej będziemy w stanie doprowadzić się do porządku. Nasz stan nie jest być może naszą winą. Ale niestety już w naszej kwestii leży wyprowadzenie się z niego. Pomyśl więc jak młoda jesteś, ile jeszcze czasu masz przed sobą - ale też, że żyjesz tylko raz. Że nie można tracić czasu na zastanawianie się nad każdym krokiem. Jedynym chyba wyjściem dla nas jest terapia. Intensywna i szczera terapia. Czy brak miejsc, nie jest przypadkiem wymówką? Obroną przed tym co musi nastąpić, żebyś w końcu mogła odetchnąć z ulgą? Zostawiam to Twojej ocenie. Pozdrawiam
  5. PineauDesChar

    Sonia

    Piszę to wszystko na zimno. Obiektywnie. Mam dziś dobry dzień, nie targają mną żadne emocje. Pochodzę z rodziny gdzie ojciec jest alkoholikiem, matka ma nerwicę, siostra cierpi na nerwicę natręctw. Od zawsze wydawałam się najnormalniejszą osobą w mojej rodzinie. Ale przecież to niemożliwe. Środowisko kształtuje. I to kształtuje nieodwracalnie. Do jakich wniosków doszłam? Boję się odrzucenia. Znoszę większość nieprzyjemnych zachowań swoich partnerów, potem staram się jeszcze bardziej - żeby tylko nie zostać samą. Jestem po siedmioletnim związku, który jeszcze bardziej zaburzył proces mojego dorastania. Ciągłe kłamstwa, zdrady - mimo wszystko nadal przy Nim trwałam. Nie potrafiłam być sama. Do teraz nie potrafię. Pakuję się w dziwne relacje, niemające przyszłości. Słucham, nie potrafię mówić. Na co dzień przybieram masę masek. Ludzie, którzy mnie otaczają nie mają pojęcia o moich problemach. Ale czasem mam ochotę wyrwać sobie włosy z głowy, zniknąć, rozwalić głowę o ścianę. Emocje, które mną targają są nie do opisania. Ale dzisiaj mam dobry dzień - pozdrawiam! :)
×