Skocz do zawartości
Nerwica.com

kahaha

Użytkownik
  • Postów

    28
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia kahaha

  1. Dobra. Coś tam się ruszyło. Była wizyta u psychiatry i teraz bierze leki. Ostatnio powiedział mi, że chyba ma depresję. Czekam teraz aż wybierze się do psychologa na kolejną sesję SAM. Niestety praca w systemie zmianowym trochę rozwala mu dni, ale mam nadzieję, że szybko się na to zdecyduje. Już jest troche lepiej. Chociaż trochę przestałam się bać, chociaż jak ostatnio poszedł na noc do kumpla, to miałam nerwówkę. Na szczęście rano wrócił tylko lekko skacowany, także myślę, że nic nie było. Pewności nigdy nie będę miała, ale trzeba jakoś wrócić do normalnego trybu życia. Zaczął się też troszeczkę inaczej zachowywać, ale to i tak nie jest to, co wcześniej. Dalej jest zdołowany, nic mu się nie chce, tyje i się nie rusza, ale za to jest już mniej nerwowy, lepiej śpi i jakoś funkconuje. Coś razem robimy (kino, zakupy). Rozmawiać dalej nie chce w wiadomym temacie, ale poczekam cierpliwie może w końcu się otworzy.
  2. kahaha

    Co o tym sądzicie?

    Czyli jednak były pozytywy... I najwidoczniej ludzie Cię lubili, skoro doceniali Twój uśmiech, podejście, skoro się udzielałaś i nie stałaś gdzieś z boku w cieniu, Jak dla mnie to ten Twój problem ma jakieś głębsze podłoże. I zdaje mi się, że wcale nie chodzi o szkołę. Że może gdzieś w życiu ktoś pokazywał Ci jak mało jesteś warta, albo musiałaś ciągle komuś udowadniać, że jesteś dobra, ciepła, mądra, zdolna itp. Jak można całe swoje dotychczasowe życie, wszystkie czyny, zachowania, całą siebie podporządkować głupiemu okresowi liceum ? Przez jakieś epizody i durne gry w liceum jesteś w stanie powiedzieć o sobie, że jesteś nikim, śmieciem nic nie wartym człowiekiem ? A ile do tej pory zrobiłaś już dobrego? Ile ludzi Cię kocha? Ile wspaniałych wspomnień masz za sobą? Ile razy podniosłaś się z kolan ? To wszystko nie ważne ? I to jeszcze, żebyś miała jakieś naprawdę poważne powody, żeby uważać się za totalne zero... Chociaż nawet nie wiem jakie musiałyby one być i ile ich być, żeby Cię za taką uważać... Ludzie w klasach są często maltretowani, poniżani nie tylko psychicznie ale i fizycznie. Ty z tego, co czytam takiego czegoś nie doświadczałaś, więc skąd wgl. takie pomysły na "konkurs na najgorszą" w Twojej głowie się narodził ? NIE MOŻESZ myśleć w takich kategoriach... A tak na marginesie Czy sama jesteś w stanie sobie powiedzieć kto np z Twoich wszystkich znajomych jest najgorszy ? I jeśli tak, to dlaczego zasłużył na takie miano ? Ja nie umiem dać nikomu takiej "odznaki"... Każdy ma w sobie i dobre i złe strony. Mogę kogoś bardziej lubić, kogoś mniej, ale miano "najgorszy/a" ?
  3. Kolejna próba rozmowy. Tym razem przez SMS, bo w tym tygodniu mijamy się przez pracę... Nie chcę zapeszać, ale po "rozmowie" stanęło na tym, że zapisał się do psychiatry na przyszły tydzień. Oby tym razem coś się ruszyło, bo oszaleję... W środę wizyta.
  4. kahaha

    Co o tym sądzicie?

    A myślałaś kiedykolwiek o czymś pozytywnym z czasów liceum ? Czy przywołujesz tylko te "najczarniejsze" wspomnienia ? Być może pozytywne są w stanie wyprzeć negatywne ? Ja w liceum miałam taką "zabawę" na pożegnanie ostatnich klas, że kilka wybranych osób robiło plakaty z wycinkami z gazet (zdjęcia, teksty), które pasują do danej osoby. Ot taki prezent na dalszą drogę. Na mojej kartce była wklejona mała dziewczynka z misiem + opis "Jestem taka dziecinna" i kolejny tekst "Dlaczego grzyby rosną w lesie?". Znaczyło to tyle, że grupka, która to tworzyła miała mnie za dziecinną i głupiutką? Nie jest to jednak prawdą. Takich rzeczy nie powinno brać się do siebie. W klasie zawsze znajdzie się osoba, która jest wyśmiewana (nawet bez konkretnego powodu, przykładowo "bo nosi niemodne ubrania". I czy to oznacza, że jest gorasza ? Nie... Może być tylko biedna, albo interesuje ją coś o wiele ciekawszego niż śledzenie pisemek modowych i podążanie za trendami. Albo weźmy przykład wyśmiewania z "kujonów"... Z jakiego powodu nie są lubiani ? Bo są w czymś lepsi od innych... Nie ma co dochodzić kto, co o Tobie myślał, kto za jaką osobę Cię miał. To Ty sama najlepiej wiesz jakim człowiekiem jesteś, co masz w sobie wartościowego, chłopak widzi w Tobie zapewne wiele zalet, Twoja rodzina pewnie tak samo. Jak widać jesteś bardzo zdolną osobą (studia na 2 kierunkach), dodatkowo wiesz, czego chcesz (arabski) i tego się trzymaj ! Nie możesz mieć się za najgoraszą, bo takie coś poprostu nie istnieje. Dla jednych możesz być niefajna, a dla kogoś innego najlepsza. Każdy ma tak samo. Nie ma chyba ludzi, którzy są lubiani przez wszystkich dookoła. Zawsze znajdzie się ktoś, kto nie polubi Twojego charakteru, wyglądu, czy zwyczajnie nie polubi Cię z zazdrości. Bo jesteś w czymś lepsza/ masz coś, czego ktoś inny nie ma
  5. Jak do końca przyszłego tygodnia nic się nie ruszy, to pójdę znów do psycholog sama. Nie będę czekać na jego ruch. Nie mam już na to siły. To ponad moje nerwy. Wczoraj z pracy wrócił ponad 2 h później. Wiem, że zostaje po godzinach, a mimo to aż dupa mi drętwieje ze strachu, że może poszedł przywalić Nie umiem sobie tego wybić z głowy choćbym nie wiem jak się starała. Do tego on mi nie pomaga swoim nastawieniem. Ciągle słyszę tylko "pójdę", "daj mi trochę czasu". Tylko czasu na co ? Sam sobie tego nie poukłada. Widzę, że zamiast lepiej jest mu gorzej. Ale on tego nie przyzna. Nie porozmawia ze mną szczerze. Wszystko chowa w sobie i niczym nie chce się dzielić. Nic na siłę. Co ma być to będzie. Zupełnie bez sensu są też jego zagrania z wypełnianiem karty. Odkąd przestałam mu o niej przypominać, to przez 5 dni jej nie uzupełniał, po czym po 5 dniach uzupełnił wszystkie zapomniane pola.... Totalny bezsens. Równie dobrze mógłby już zakreślić sobie cały miesiąc z góry. I co to daje ? Pójdzie do Pani psycholog i pochwali się jak to sumiennie wypełniał tą kartę codziennie ? Boi się przyznać, że to olał ? Dalej gra i udaje. Ja już nie walczę z Nim. To nie ma sensu.
  6. Hej Jest źle... Nie mam już siły. Nadal nic się nie zmienia. Psycholog/ psychiatra zostali olani. Skończyło się na tej jednej wizycie i nie zapowiada się na kolejne (mimo, że ciągle mówi, że pójdzie... nie wiem tylko kiedy i na co czeka). Mam już dosyć naciskania go i wypytywania kiedy w końcu się umówi. To się mija z celem. On najwidoczniej czeka na to, aż swoim miłym, dobrym zachowaniem (zabranie mnie do kina, na zakupy itp.) wszstko tak ugłaska, że w końcu stwierdzi, że nie potrzebna mu już pomoc specjalisty... W końcu przecież wszystko jest o.k. bo ma lepszy humor, nie śpi tyle co wcześniej i coś robi... Wczoraj chciałam z nim pogadać szczerze i wypytać co zamierza, ale zamiast tego była niesamowita awantura. Bo przecież ja wcale nie doceniam tego jak on się zmienia, jak się stara, chciałabym wszystko na już i tylko go zmuszam do wszystkiego. Jeśli zmuszaniem jest pytanie "Kiedy masz w planach iść do psychologa?" no to sorry... Po kłótni dowiedziałam się tylko jaka to nie jestem zła, okropna, niewdzięczna itp. Strasznie mnie to rani, bo bardzo muszę się starać, żebym mu to wszystko zapomnieć, żeby te kłamstwa przeboleć. Do tego dowiedziałam się, że nie wie po co był mu ten ślub ze mną... No trudno. Ja mam dość. Nie chcę już takiego małżeństwa. Pier***le to. Niech się dzieje co chce. Daję Nam czas do końca miesiąca. Jak nic się nie ruszy z psychologiem, to koniec. Nie będę go błagać na kolanach.
  7. No to pochwaliłam wczoraj.... Po powrocie z pracy "się sypło". Od wizyty u psychologa przypominam mężowi, że ma zapisać się do psychiatry. Takie dostał zalecenie na pierwszej wizycie. Ze względu na to, że ma bardzo dużo oznak silnego głodu Pani psycholog zasugerowała, że być może psychiatra zleci jakiś lek, który pomoże mu "wrócić do żywych" czyli np lepiej spać, nie odczuwać bólu, nie mieć napadowych myśli o braniu, nie być agresywnym, pobudzonym itp. Przypominam mu, że ma się zapisać, bo minął już ponad tydzień. On ma dziury w głowie okropne przez mefedron. O wszystkim zapomina, do tego praca zajmuje mu głowę. Ale... mąż stwierdził, że zadzwoni jutro. Coś mi nie pasowało, bo nagle zaczął mnie zagadywać i zmieniać temat. Zapytałam dlaczego nie zadzwoni teraz ? Przecież za chwilę zabraknie miejsc i znów będzie czekał kolejny tydzień. Stwierdził, że nie będzie dzwonił, bo on nie potrzebuje psychotropów, że jest mu już lepiej, że sam widzi, że mu się poprawia nastrój i zachowanie itp... Rozje***ł mnie ! To ja się wypruwam ! Staję na uszach, żeby go zachęcać a on mówi, że nie będzie brał psychotropów ! Nie dość, że przypominam mu codziennie o wypełnianiu karty (co powinien robić sam), to jeszcze będzie się wykręcał. Mam dość normalnie. Powiedziałam mu, że już mi nie zależy, że odpuszczam sobie już to wszystko. Nie mam zamiaru ciągnąć go na siłę za rączkę wszędzie i zmuszać go swoim gadaniem. Niech robi co chce. Twierdzi, że do psychologa pójdzie, ale do psychiatry nie potrzebuje, że ja jak zwykle szukam problemu i, że nie umiem życ w zgodzie. On bardzo się stara a ja to wszystko niszczę takim zachowaniem i że za dużo od niego wymagam w zbyt krótkim czasie. Powiedziałam, że to, że jest dla mnie miły i stara się mnie ugłaskać i jakoś przemknąć bokiem całą tą sytuację niz nie da. To jest jego życie i niech z nim robi co chce. Ja się wycofuję z takiej pomocy jaką do tej pory mu oferowałam. Od teraz będę stać z boku i w nic się nie wpieprzam. I znów jestem w rozsypce.... Szlag by to trafił !!!! ;(
  8. kahaha

    Mefedron.

    A wiecie może, czy jakiekolwiek testy (na mocz?) wykrywają mefedron ? Czytałam, że wychodzi na paskach amfetaminowych
  9. @Morphine90 Mam nadzieję, że dzięki tym sesjom z psychologiem też zacznie się na mnie otwierać. Sporo o nim wiem, bo na początku związku opowiadał mi sporo o swoim życiu (o dziwo więcej niż teraz), ale nadal dużo ukrywa i chowa w sobie. Oby na terapii był w stanie o tym wszystkim powiedzieć i to poukładać. Przeżył ogromną stratę i do tej pory nie może się po tym pozbierać. Chce naprawić wszystkie relacje z najbliższymi i się zmienić. To najważniejsze. Mam tylko nadzieję, że nie skończy się jedynie na mówieniu... Bardzo bym chciała, żeby się zmienił. Żeby znów był radosny, cieszył się tym, co ma i odbudował chęć do życia.
  10. @Zosia_89 Dziękuję - przyda się @Morphine90 No właśnie ten brak pewności mnie chyba najbardziej męczy. Wiem, że nie jestem w stanie tego przeskoczyć i wiem też, że to wszystko zależy tylko i wyłącznie od niego. Sprawdzam go tylko np poprzez przeszukiwanie jego rzeczy, czytanie wypełnionej karty i sprawdzanie telefonu. Nic więcej zrobić nie jestem w stanie. To wszystko i tak nic nie daje, bo nie byłby już na tyle głupi, żeby teraz (tak szybko) się znów wkopać, ale daje mi to chociażby jakąś namiastkę nadziei na lepsze jutro... Co do hobby, to mam ich chyba aż za dużo i to mnie po części ratuje, bo przynajmniej na trochę jestem w stanie oderwać się od denerwujących myśli. Staram się funkcjonować normalnie i mimo, że z boku wygląda to tak, jakby nic się nie stało i jakby wszystko znów wróciło do normy, to w środku aż mnie rozrywa... Ale wiem, że nic nie da to, że będę zła, smutna czy będę mu zrzędziła. Może ta pozorna normalność pozwoli mu prędzej uporać się z problemem.
  11. @Morphine90 Na tą chwilę wszystko jakoś drepta małymi kroczkami do przodu. Mam nadzieję, że już nie weźmie, ale dalej mam "schizy" jak np. gdzieś wychodzi, czy nawet długo nie wychodzi z łazienki. Staram się go kontrolować, ale tak nienachalnie. Czeka właśnie na wizytę u psychiatry i może dostanie jakieś leki, które go troszeczkę podbudują. Wypełnia codziennie kartę określającą stopień uzależnienia/ głodu i niestety w dalszym ciągu jest on wysoki. Miał 2 dni załamki i zaznaczył nawet "silna chęć zażycia ze skutkiem natychmiastowym", ale jakoś po 2 dniach minęło... Jest ciężko. Mało śpię, ale przynajmniej już trochę lepiej jem. On nadal mało ze mną rozmawia. Dalej się blokuje. Nie chcę go ciągnąć za język za każdym razem. Sam powinien dojść do tego, żeby chcieć ze mną normalnie pogadać. Zobaczymy co pokażą kolejne sesje u psychologa. Wczoraj mnie zaskoczył, bo zaczął brać suplementy, które bierze na siłownię. Chce znów zacząć ćwiczyć. To już będzie dobry znak jak się ruszy.
  12. Okropnie ciężko się przed tym powstrzymać. Jak nie mam na twarzy czegoś "nowego" i nie jestem w stanie doszukać się czegoś nowego, to staram się ograniczać przynajmniej zdrapywanie strupków. Od 2 dni drapałam się może ze 3 razy... Każda stresująca sytuacja ciągnie moje ręce tam, gdzie nie powinna. Kiedy jest wszystko o.k, to jakoś nie drapię się nałogowo. Tylko niestety uniknąć sytuacji stresujących to jakaś MISSION IMPOSSIBLE !!! I koło się zamyka
  13. @sailorka Nie mamy. Myślę, że to i dobrze na tą chwilę. Staram się go jakoś wspierać, ale nie mogę sobie poradzić z myślą jak on mógł... Wszystko, co robił (branie w pracy, jazda samochodem, branie kiedy ja byłam w domu, po kilka razy dziennie i w ciągach). Mam przed oczami jak wciąga i nie mogę tego przeboleć. Z tyłu głowy tłucze mi się myśl, co zrobię jeśli po raz kolejny podejmie decyzję, że to będzie tym razem ten ostatni raz, kiedy weźmie. Wiem, że potrafi być silny i się zaprzeć w swojej decyzji. Ale z drugiej strony jest słaby psychicznie i wiem, że teraz łatwo go złamać. Jest przez to wszystko jakby wyprany z uczuć. Nie cieszy go już zupełnie nic. Nie ciągnie go w strone aktywności fizycznej jak zawsze. Całymi dniami tylko śpi, nie odzywa się, trzeba go ciągnąć za język, żeby cokolwiek powiedział. Modlę się, żeby dzisiejsza terapia popchnęła cokolwiek do przodu. Żeby to był chociażby maleńki kroczek do przodu... Okropnie się boję co przyniesie jutro...
  14. @filip133 Mam taką nadzieję. Musi coś dać, bo w tej chwili tylko czarne myśli w głowie.
  15. Ja wytrzymywałam jakiś czas, ale znów zaczynałam jak tylko pojawiło się coś większego, albo kiedy miałam większy niż zwykle stres.
×