Skocz do zawartości
Nerwica.com

..::Marcin::..

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia ..::Marcin::..

  1. Czy Ty przypadkiem nie śledzisz mnie i nie mieszkasz gdzieś w pobliżu?(Pomorze) :) Poważnie pytam bo cały czas jak bym czytał siebie i tutaj nie piszę o drobiazgach. Czasami jest tak, że jadąc rowerem nabiera się pewności siebie, ma się plan i wraca z nadzieją, nagle okazuję się na miejscu, że to nie ma sensu, dokładnie jak piszesz - bo po co? - i wraca się do puntu wyjścia. Wracasz i jak by z Ciebie uszło powietrze i chęć do życia. Czasami jest tak, że nawet już jazda rowerem nie pomaga bo tylko widzi się "szczęśliwych" ludzi. Ja część sytuacji, które spowodowały takie moje dziwne zachowanie chyba odkryłem, sporo nad tym myślałem. Za dzieciaka musiałem sobie radzić sam, ojciec był,ale go nie było, nie widział jak duże mam zainteresowania, jak dużo potrafię się nauczyć itd. po prostu nie pomagał w rozwoju i musiałem to robić sam. Dużo czytałem itd. zamykałem się w sobie idąc za tym co mnie interesuję. Odpowiedzialny byłem za swoich dwóch młodszych braci, co nabroili to moja wina i ich faworyzowanie . Ciągle starałem się by być lepszy, coś więcej osiągnąć, mieć poparcie ludzi, rodziny, wykazać się na tyle by ktoś że tak napiszę "pogłaskał po głowię" bo tego ojciec nie robił - jako syn chciałem być zauważony przez ojca. Przez to wszystko potrafię dość dużo, dużo dzięki temu pomogłem innym osobom w wielu sytuacjach, każda osoba miała wsparcie jak coś potrzebowała, ale wiele razy zauważyłem, że jak coś ja chcę to nagle bramka się zamyka. Tak źle przyzwyczajam ludzi do siebie bo wg nich ja zawsze sobie poradzę... To nie prawda. To wszystko mnie spompowało w życiu, starając się dogonić coś czego nigdy nie dogonię i nie zmienię. Tłumaczyłem sobie, że czas zająć się sobą, że ojciec nigdy się nie zmienił i nie zmieni, że inni tylko wykorzystują mnie i nic z tego nie mam, ale jest już lekko za późno by tak szybko wyjść z tego wszystkiego mając na karku trochę lat gdzie powinienem być jakoś ustatkowany i to mnie też przeraża, ale myślę, że kiedyś sobie wszystko odbiję. W każdym związku jaki miałem, druga osoba miała dobrze, miała chyba za dobrze, byłem pod ręką, załatwiłem co trzeba, starałem się rozumieć drugą osobę i robić tak by była szczęśliwa, byłem z tego dumny, że dzięki mnie ta osoba jest szczęśliwa, wesoła, a jak było coś nie tak to dawałem szansę, która i tak jak później się okazywało była niedoceniana,a ja takich szans bym nigdy nie miał. Wiele razy słyszałem dużo dobrego na swój temat. Nie tylko w związku,ale od obcych osób. Ale co z tego? To nie zmieni kiepskiego fatum jakie wisi nade mną, nagle nie poznam kogoś kto się mną też zainteresuję i będzie się starać by w związku było dobrze, a to jest główny mój motorek w życiu-normalna partnerka-wiem to bo zauważyłem co robiłem, na ile było mnie stać i jak, chcąc by było dobrze, nie idealnie,ale dobrze. Tylko, że jest jeden problem - to działa w obie strony, więc jak jedna strona po czasie pokazuję, że tylko czerpie korzyści z tego to musi się to kiedyś popsuć i psuję. Tak, więc wypompowany przez swoją głupotę, życie, brnięcie ślepą drogą idę donikąd. Kolego, moja sytuacja wygląda tak: - Leki: Leków nie będę brał na depresję nawet jak bym ją miał - zaprę się, ale staram się szukać ucieczki od takiego stanu-muszę myśleć trzeźwo. - Praca: Oczywiście jak to ja, kolejna praca, w której porządnie napompowałem kieszenie szefowi, zrezygnowałem, staram się zarabiać solo i być pewny, że zarobie tyle ile zarobię. Ciężko jest się skupić bo ciągle milion życiowych myśli,mam też awersję do pracy u kogoś. - Miejsce zamieszkania: To główny problem i też musisz to zmienić. Kolego, zauważyłem że stare miejsce, które było świadkiem różnych wydarzeń będzie Ci podświadomie przypominać i przytłaczać Ciebie od środka. Staram się wykombinować tak by zmienić tą sytuację i iść bardziej na swoje,ale samemu teraz będzie ciężko bo przydusi samotność, samemu dbanie o wszystko itd. Zmiana miejsca tylko pomoże. Nowe, miejsce, cele, ludzie, dlatego w tą stronę chcę iść jak się pozbieram jeszcze trochę. Mały przykład, pisałeś, że już jazda rowerem nie pomaga, ale kiedyś pomagała, dlaczego pomagała? Bo właśnie wyrwałeś się w inne miejsce, do innych ludzi, dalej od domu, też tak miałem, ale ile można jeździć i jak daleko, w końcu robi się to męczące i nudne - bo Kolego oboje szukamy czegoś co nas oderwie od tego co było i jest. -Dziewczyna: Na jakiś czas mam "abstynencję kobiecą". Jak już pisałem, zakończone długie kilkuletnie związki.A jak już próbowałem poznać kogoś to zauważyłem, że nie potrafię zaufać, może dlatego, że poznawałem dziwne dziewczyny, albo czasy się zmieniły albo ja jestem inny, nie toleruję lekkomyślności, braku odpowiedzialności za to co się robi i mówi, bliskich kolegów takiej dziewczyny bo nie ma przyjaźni między kobietą, a facetem. Faceci to wiedzą, ale kobiety naiwnie nie. Kolego, przepraszam, że się tak rozpisałem w Twoim wątku, nie chciałem zakładać innego, a Ty jesteś podobny wiekowo i z podobnymi problemami, więc postanowiłem opisać swoją sytuację. Może obojgu nam coś uda się wymyślić :). Pozdrawiam.
  2. Kolego, mam 34 lata, dokładnie opisałeś moje życie. Jestem po 2 długich związkach, po kilka lat. Zostałem sam i w ten sposób po takich upadkach doprowadziłem się dokładnie do tego stanu co Ty. Jedyna różnica to brak terapii grupowej, leków, a także chorób prócz dziwnych rumieńców, ale to od przeszłych stresów. Staram się trzymać sam i sobie radzić, często ruszam rowerem by się wyżyć (nie palę,nie piję) w trasę na cały dzień i ryczę w drodze, planuję, staram sobie wytłumaczyć wszystko, poukładać życie, znaleźć rozwiązanie. Wszyscy zajmują się swoim życiem. Wiem co mi brakuje by ruszyć, jednocześnie co mnie blokuję. Wpadłem w błędne koło. Jestem czuły i strasznie potrafię być oddany i bez bliskiej osoby, którą bym kochał nie potrafię działać, muszę dla kogoś, dla siebie nie potrafię i czuję się samotny. Jednocześnie jak chcę to zmienić to w głowie pojawia się myśl "z czym do ludzi, nie masz co jej teraz nawet zaoferować". I tak pojawiło się błędne koło. Kiedy już mam plan, działam, naglę brakuję mi motywacji i znowu to samo. Dobrze mi się powodziło, kontakt z ludźmi był wg mnie idealny, byłem towarzyski, podchodziłem luźno do rozmów z kobietami i było miło,sympatycznie, cieszyłem się,że mam tyle,cieszyłem się życiem i znajomościami mając u boku bliską osobę. Jak pisałem, po dwóch porażkach z nie mojej winy wszystko jak by ktoś przeklął. Rozsypałem się - zero wiary,same straty,jest chęć do życia,cieszenia się, mienia dzieci, dania dużo z siebie,ale blokada i błędne koło. Walczę już z tym około 2 lata, nie chce leków, nie chcę terapii, chcę logicznego i konkretnego podejścia do sprawy, planu,działającego planu bo kolejnej porażki chyba nie zniosę. Wystarczy chwila nieuwagi,brak kontroli i zostaje się nikim... Pozdrawiam Koledzy i by nam się udało!
×