Skocz do zawartości
Nerwica.com

Billy1995

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Billy1995

  1. Billy1995

    Marihuana

    Witam, Chcecie faktów i realiów? Proszę bardzo. Mam 21 lat, pierwsze objawy nerwicy pokazały się u mnie w wieku 6-7 lat. Z początku nic groźnego - częste mycie rąk. Po pewnym czasie zauważyłem, że nie panuję do końca nad tym o czym myślę. Z biegiem czasu problem stawał się szerszy i bardziej skomplikowany. Zacząłem powtarzać pewne czynności w określonych sekwencjach, w dużym skrócie perseweracja. Dla przykładu: gaszenie światła parzystą liczbę razy, dotknięcie lewej nogi raz, prawej dwa razy a potem jeszcze raz lewą. Stało się to do tego stopnia natarczywe, że potrafiłem zasypiać na stojąco gasząc światło. Spytacie się, dlaczego nie powiedziałem o tym rodzicom? Otóż do całego zajścia mogłoby nigdy nie dojść. Gdy byłem mały byłem molestowany. Mówiłem o tym rodzicom, ale oni mi nie wierzyli, jak z resztą w całą moją nerwicę. Z tego powodu kamuflowałem swoje ataki dusząc i przeżywając je w sobie, w obecności ludzi. Efekt kuli śnieżnej sprawił, że nie byłem w stanie po czasie tego kontrolować, w dodatku doszła do tego agresja... Przykład? Będąc w gimnazjum pewnego dnia otwierałem i zamykałem lodówkę przez kilka minut, a z każdym powtórzeniem czułem jak płomień zaczyna się we mnie tlić, do tego stopnia, że poszedłem do kuchni i bez chwili zastanowienia uderzyłem w krzesło z naskoku. Tak. Złamałem rękę, a dokładnie piątą kość śródręcza w dodatku podwójnie i z przemieszczeniem. Skończyło się trzema operacjami a finalnie drutowaniem kości. Rok potem męczyłem się z drutem w kości. Będąc w technikum sprawy nabrały na wadze. Błyskawicznie się denerwowałem nawet o drobnostki, tyle, że tym razem to nie była agresja, a furia. Nie byłem w stanie się sam uspokoić, aż sam nie dałem upustu uderzając w jakikolwiek przedmiot. Wiecznie popękane torebki stawowe i zszargane nerwy były tylko początkiem. Nadmienię tylko, że nigdy ale to nigdy nie uderzyłem w napływie złości drugiego człowieka. Z natury jestem pokojowy i uśmiechnięty, dlatego nerwica gryzła się mocno z moim prawdziwym pięknym wnętrzem owianym smogiem nerwicy, co jeszcze bardziej mnie denerwowało i demotywowało do czegokolwiek. Problemem stawały się dla mnie proste czynności typu: zrobienie sobie kawy, mycie się itp. Wszystkie te czynności zamiast trwać kilka minut dłużyły się w wieczność. Izolowałem się z życia społecznego a finalnie ze swojego. Poznałem wówczas lepiej kolegę z klasy. Zaproponował mi skręta rekreacyjnie. Do całej sytuacji podszedłem z mocnym dystansem, ponieważ byłem ogromnym przeciwnikiem jakichkolwiek narkotyków. Niestety wówczas miewałem problemy z alkoholem w który coraz częściej uciekałem. Zapaliłem. Pierwsze wrażenie? Nic. Chwilę potem? Bad trip. Wróciłem jakoś do domu i przespałem to piekło. Rankiem zorientowałem się, że jest coś nie tak. Wstałem o 4:30 idąc na 8 do szkoły. Tak z reguły tyle zajmował mi prysznic, zrobienie śniadania do szkoły i kawy. Tym razem wstałem za pierwszym razem z łóżka, kończąc wszystkie wyżej wymienione czynności nie było nawet 6 rano. Zauważyłem, że miałem drobne natarczywe myśli, które w pełni kontrolowałem. Nie mówię, że nie miałem ataków... Tyle, że tym razem moje "NIE" rosło w siłę z każdą przezwyciężoną czynnością. W szkole zacząłem o tym bardziej myśleć i doszedłem do wniosku, że uciekł mi z życia jakiś pierwiastek mnie. Po tylu latach przyzwyczaiłem się do nerwicy i nawet martwiłem się, że jej nie ma. Efekt stabilizacji trwał 2 tygodnie. Potem wracałem stopniowo do klatki. Gdy sprawy wróciły do stanu pierwotnego udałem się na wizytę do neurologa. Relanium 2mg + Propranolol. I tutaj zaczęło się moje piekło. Powyższa kombinacja sprawiła, że zrobiłem się zmulony, zmęczony, ataków miałem tyle samo, ile przed wzięciem, ale straciłem chęć dalszej walki. Ten dzień pamiętam idealnie. Od rana zaopatrzyłem się w gram okolicznego towaru. Skręciłem, poszedłem do kuchni i wyjąłem bardzo ostry nóż do filetowania. Przyłożyłem nóż do nadgarstka, płakałem, ale nie miałem siły tego zrobić. Liczyłem że skręcik mnie bardziej znieczuli przed. Zapaliłem. W tym momencie wydarzyło się coś czego się nie spodziewałem. Ostatni raz spojrzałem za okno. Była to wiosna lub lato. Widok przedszkola zlanego złocistym słońcem, piękne zielone drzewa odbijające promienie i dzieci bawiące się w piaskownicy wyglądały cudownie. Bez względu na to jaki miałem humor przed spaleniem, po było lepiej. Czułem, że słońce przebiło się przez czarne chmury, a wiatr je rozwiał. Poczułem, że jest dla mnie nadzieja. Położyłem się na kanapie i włączyłem National Geographic. Przez najbliższe 3-4 godziny cieszyłem się z piękna świata w TV boxie. Poczułem się wolny, zupełnie inaczej niż chciałem być. Od tamtego dnia minęło troszkę czasu, bo kilka lat. Dostrzegłem potencjał Marihuany. I wiecie co jest najpiękniejsze? Nie musiałem palić często, bo raz na miesiąc. Cała "faza" mi zwisała i powiewała. Nigdy nie traktowałem tego jak zabawy czy relaksu. Cuda działy się następnego dnia, gdy czułem, że nabieram samodzielności, nie musiałem nikogo prosić o zrobienie kawy - byłem w stanie sam ją zrobić. Wychodziłem na spacer tylko po to, żeby popatrzeć na to co miałem tyle lat na wyciągnięcie ręki, ale strach mnie hamował. Znajomym zawsze radość sprawiały drogie prezenty, zabawki, lepsze sytuowanie itp., a mi wystarczyło poczucie wolności. Piękniejsze uczucie zaznałem tylko raz. Gdy poznałem swoją dziewczynę, młodą damę, która mnie w pełni rozumiała, szanowała i wspierała wiedząc jednocześnie o mojej chorobie. Zawsze troskliwie mi pomagała i była przy mnie. Teraz jest młodą kobietą i moją przyszłą narzeczoną, a najważniejsze, że jest przy mnie pomimo, a nie za. Była jedyną osobą patrzącą na mnie przychylnie i wspierającą mnie. Teraz mogę powiedzieć z czystym sumieniem, że w tej przeprawie przez piekło którego doświadczyłem było warto iść i się nie poddawać dla Niej. Dzisiaj palę częściej ze względu na brak możliwości wyboru odmiany. Potrzebuję odmian z wysokim stężeniem CBD. Ludzie mają mnie za ćpuna, chociaż nie wiedzą jaki jestem i co przeszedłem. Oczywiście... Gdybym mógł wybrać, wolałbym olej konopny. Jeżeli ktokolwiek, kiedykolwiek mi powie, że marihuana to zło, to życzę, żeby pochodził przez jeden dzień w moich butach i patrzył na świat moimi oczami. Nie muszę palić trawy, nigdy nie chodziło mi o przyfazowanie. Chodziło mi tylko o zaznanie spokoju, a dla mnie spokój jest wolnością. "Je­dyna wol­ność to zwy­cięstwo nad sa­mym sobą." - Fiodor Dostojewski Pozdrawiam
×