Od jakiegoś czasu szukałam miejsca w którym mogłabym podzielić się z innymi moimi problemami, po prostu się wygadać, bo nie chce już obciążać tym najbliższego otoczenia...Mam nadzieję że właśnie takie znalazłam :)
Mam 20 lat, jestem po pierwszym roku studiów. [tl;dr] Pierwszy semestr minął świetnie, byłam zafascynowana nowym miastem, znajomymi, zajęciami na uczelni i z radością odkrywałam uroki studenckiego życia. Niestety, w styczniu zaczęły się problemy. Wszystko zaczęło się od problemów z mieszkaniem i przeprowadzki. Na początku było jak w bajce. Wcześniej dzieliłam pokój ze znajomą, a teraz miałam samodzielny pokój z łazienką obok i dużym balkonem, czułam się bardzo dobrze i swobodnie. Mieszkałam w bardzo dużym mieszkaniu (120m2) przy właścicielce. Przez pierwsze miesiace dogadywałyśmy się bardzo dobrze, była to dość młoda kobieta, po rozwodzie. Na początku nie robiła mi żadnych problemów, jednak z czasem zaczęły się zakazy i utrudnianie mi życia. Najgorszym było to że nikt nie mógł mnie odwiedzać, bo zaraz miałam awanturę. Wyprowadzić się nie mogłam. Spędzałam całe dnie sama, w pewnym momencie doszło też do tego że nie wstawałam rano na zajęcia i leżałam całe dnie w łóżku. Nie chciało mi sie wychodzić do znajomych ani do chłopaka który mieszkał kilka bloków dalej. Jadłam też mało, bo miałam utrudniony dostęp do kuchni. Na szczęście semestr dobiegł końca, sesja poszła o dziwo nieźle jak na ilosc energii którą włożyłam w przygotowanie się do niej i nareszcie mogłam sie spakować i wrócić do domu. [tl.dr]
W związku z moim coraz gorszym samopoczuciem, pod koniec czerwca wybrałam się do lekarza i na morfologię. Ogólne wyniki wyszły średnie, miałam za dużo czerwonych krwinek ale były one za słabe więc dostałam żelazo i kwas foliowy. Zdiagnozowano u mnie również niedoczynność tarczycy, doktor przepisał leki. Przez pierwsze dwa tygodnie czułam się super, wróciła energia, radość i pozytywne myślenie. Po pewnym czasie zaczęły pojawiać sie skutki uboczne. Na początku były to problemy z żołądkiem, których wcześniej nie miałam. Nawet nie przeszło mi przez myśl że to może być spowodowane moją bardzo marną dietą z zeszłego semestru, zwalałam winę na suplementy które przepisał mi lekarz aby poprawić moje wyniki krwi. Po konsultacji z nim odstawiłam je i problemy chwilowo zniknęły, jednak po pewnym czasie wróciły. I wtedy zaczęła się panika, że w moim organizmie dzieje sie coś strasznego, że na pewno coś mi jest. Poszłam na USG które nic nie wykazało i od tego momentu nie miewam dolegliwości żołądkowych, a jeśli już to spowodowane przejedzeniem Niestety, dolegliwości przeniosły się na inne części ciała-głównie głowę (która praktycznie mnie nie boli, jest to raczej ból jak po zbyt mocnym związaniu włosów gumką), kości, przełyk itd.... W ciagu tego miesiąca zdiagnozowałam sobie już tyle chorób, że aż przed samą sobą mi głupio. Rak trzustki, żołądka, mózgu, kości, tarczycy, chory woreczek żółciowy, kamienie na nerkach i inne tego typu. Staram nie myśleć w ten sposób, nie wyszukiwać objawów w internecie i tłumaczyć sobie że to wszystko spowodowane jest chorobą tarczycy, wrażliwością na zmiany pogody i niskim ciśnieniem. Ponad to nikt w mojej rodzinie nie cierpiał na żadne poważne choroby, więc nie mam też predyspozycji genetycznych do takowych. Czasami to pomaga, czasami nie. Wtedy wpadam w panikę i nie mogę myśleć o niczym innym, tylko o tym że pewnie coś się dzieje, tylko lekarze nie potrafią tego zdiagnozować. Nigdy wcześniej nie byłam przewrażliwiona na punkcie swojego zdrowia, a teraz nie daje mi to spokoju. Juz sama nie wiem co mam robić. Myślę o udaniu się do psychologa, jednak boję się że jedyne co zrobi to przepisze mi leki, niestety u mnie w okolicy nie ma dobrych specjalistów w tym zakresie, a póki co nie mm kiedy wybrać się gdzieś dalej.
Czy ktoś z was przeżywa/przeżywał coś podobnego? Jak sobie z tym poradziliście?
Z góry dziekuje wszystkim za odpowiedzi, mam nadzieje że nie zlinczujecie mnie tu za bardzo