Witam wszystkich.od pewnego czasu mam odczucie iż przestałem kochac moja dziewcznynę. Tzn.nie jestem pewny czy to uczucie faktycznie wygasło,czy jest to tez gorszy czas dla mnie. Ocencie.
Otóż jest mój drugi poważniejszy związek. I tak samo jak poprzedni, uczucie to wygasa po upływie około 2,5 roku. A więc tak,mam naprawdę wspaniała kochająca kobietę. Opiekuncza, starajaca sie o dobrobyt w rodzinie, stawiając rodzinę na pierwszym miejscu. Dziecko rzecz święta, bedzie wspaniała matką. Mam problemy z samym sobą. Mysli samobójcze o których jej nie mówię, choć podejrzewa co mi chodzi po głowie. Stany depresyjne, wahania nastroju, zbyt duże nerwy, oraz nienawiść tak ogromna że mnie przytłacza. Nienawiść do samego siebie, pewnych ludzi, świata i życia.
Widzę że moja dziewczyna nie widzi świata poza mną. Robi dla mnie naprawdę dużo (wie że w środku cierpię)pociesza mnie pomaga w trudnych chwilach. A ja?? Nie umiem jej nawet przytulić tak szczerze, pocałunki to historia, chyba że sama zainicjuje ale wtedy wymuszam to i mówię jej że nie lubię tego(Oczywscie zadarzaja sie sytuację w których ja przytule, pocaluje i nawet razem sobie "podokuczamy") Gdy sie kogoś kocha to nie ma raczej słowa lubię czy nie lubię. Komplementy z mojej strony są również rzadkością. Denerwuje mnie swoimi pewnymi zachowaniami do tego stopnia że z ledwoscia powstrzymuje sie od wybuchu. A co najgorsze, kobiety (dziewczyna wie że podobają mi sie za bardzo). Nie mogę sie im oprzeć. Gdy widzę ładna kobietę budzi sie we mnie gniew i nienawiść, dlaczego to nie ja mam tak ładna istotę, tylko taka kobietę jaką mam. Myślę o seksie z innymi kobietami, praktycznie codziennie. Ostatnio pojawily sie u mnie inne fantazję erotyczne, które kiedyś były sprzeczne z moimi przekonaniami,a jednak. Powiedzcie mi czy nasila sie mnie nerwica czy coś w tym stylu?? Czy po prostu nie kocham mojej dziewczyny?? Boję sie, że gdy z nią zerwe, przez całe życie będę samotny, że nie znajdę później tak dobrej kobiety. Mam obawy że zakocham sie w "suce" przyslowiowej i będę cierpiał całe życie.
Z drugiej strony potrzebuje wolnosci, seksu z innymi itp. Boże jaki ja jestem pusty. Myslicie że to wszystko wynika z mojej próżności, niedojrzałosci, czy jest tez moja wenwetrzna potrzeba której nie idzie oszukać?? Dodam że pochodzę z rozbitej rodziny.
A w głębi duszy chciałbym tak szczerze kochać druga osobę, dac jej całe serce, i traktować ja jak księżniczkę. Dlaczego nie potrafię?
Ps. Przepraszam za chaotycznosc, pisze z tel.