Skocz do zawartości
Nerwica.com

CzłowiekBezTwarzy

Użytkownik
  • Postów

    6
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia CzłowiekBezTwarzy

  1. To by się nawet zgadzało - złe podejście do oceny własnej osoby jest wg mnie czymś "bardzo złym lub niepożądanym", więc w tym rozumieniu byłaby to choroba. Staram się nie nastawiać i nie szufladkować, ale wiadomo jak to jest - poprzez stereotypy najłatwiej się myśli. Niemniej staram się to zwalczyć. "psycholog zaświeci Ci halogenem po oczach, a samym laserowym wzrokiem zajrzy Ci w duszę i..." ... zapyta: KTO ZABIŁ MARKA PAPAŁĘ?! :) Z tego też zdaję sobie sprawę - w końcu idzie się tam z własnej woli. Jednak to dalej przerażające. Gratuluję, że udało się to przezwyciężyć. Faktycznie, wynika to z niskiej samooceny - i co ciekawsze, zbudowanej tylko na konkretnych płaszczyznach. Zauważyłem (może i to normalne), że nie porównuję się w strefach dla siebie dobrych. Coś w tym może być. Chyba muszę jeszcze raz przeczytać "Potęgę podświadomości" Murpy'ego. Stoi cały czas na półce. :) Dzięki! Szkoda, że do koncertu Gilmoura tak daleko. Watersa już widziałem
  2. Dzięki . Ciągle się zastanawiam, ponieważ do tej pory nie dopuszczałem do siebie takiej możliwości. Zawsze żyłem w przekonaniu, że z chorobami ciała można udać się do lekarza, ale coś dziwnego widziałem w wizytach związanych z chorobami duszy/umysłu. Od dawna buduję wokół siebie ścianę (może dlatego "The Wall" Floydów to moja ulubiona płyta?) i nie wyobrażam sobie sytuacji, żebym stanął twarzą w twarz z obcym człowiekiem i sprzedał mu wszystko, co tę ścianę zbudowało. Trochę mnie to przeraża. Pewnie coaching typu "weź się w garść, jesteś świetnym człowiekiem, spójrz w lustro i zobacz kogoś atrakcyjnego blablabla". To fakt, za dużo siebie porównuję z innymi/wyimaginowanymi oczekiwaniami wobec samego siebie, ale jak tu tego nie robić? Z jakiegoś powodu jestem odrzucany, z jakiegoś powodu kobiety wybierają innych. Szukam tego powodu, mimo że gdzieś tam wiem, że być może ten powód nie istnieje - a jeśli istnieje, to nie jest do końca zależny ode mnie. High five :) To też poruszyłeś ciekawą sprawę - bo ja częściej się nakręcam wręcz w drugą stronę. Wmawiam sobie, że nie ma sensu się starać, bo nic z tego nie będzie, znowu wpadnę w zły nastrój i to będzie jedyny "profit". Ostatni raz na kimkolwiek zależało mi... z 2,5 roku temu. Oczywiście po tym czasie poznawałem jakieś kobiety, ale nie był to żaden etap znajomości, na którym mógłbym powiedzieć, że mi zależy. Nie mam ciśnienia na związek z kimś na siłę. Jak teraz sobie myślę, to jest gdzieś głęboko we mnie poczucie jakiejś takiej wartości samego siebie, przez które nie mógłbym być z kimś, tylko dla samego bycia. Dla zażegnania samotności. Uważam, że stać mnie na to, żeby kiedyś związać się z kimś, kto po prostu będzie tego wart.
  3. W tej kwestii nawet ciężko mi konkretnie coś powiedzieć. Fizycznie atrakcyjny z pewnością nie jestem - dziewczyny na Tinderze przewijałyby w lewo. Odpychający może też nie jestem z drugiej strony. Dalej zaczyna się ciekawiej - bo z jednej strony czasami mi się wydaje, że coś ciekawego może we mnie siedzieć. Że jakby ktoś dał mi szansę, mógłby się nie zawieść. Że mógłbym dać komuś powody do uśmiechu. Z drugiej strony - ciągle widzę, że jestem przeciętniakiem nie wartym większej uwagi. Inni są zabawniejsi, mądrzejsi, mają szersze horyzonty i więcej zainteresować. Więcej potrafią, więcej mogą, więcej im się chce. Zwłaszcza, tak jak napisałeś, gdy przychodzi do kontaktów damsko-męskich. Ja miałbym coś zaoferować? Nie, to nie ten adres. Ciężko coś doradzić, bo mam wrażenie że bym strzelał tylko banałami. Terapia? Coaching? Coś-innego-co-naprawi-poczucie-własnej-wartości? Na "coaching" reaguję alergią, więc kategorycznie odpada. Natomiast zaczynam się poważniej zastanawiać nad wizytą u jakiegoś psychologa czy jakiegoś psychoterapeuty. Niesamowicie zmęczony już jestem tym ciągłym poczuciem, że nic mi się nie uda (głównie w tych kontaktach damsko-męskich), że tak naprawdę nie jestem nikomu potrzebny. Może i jest to jakieś rozwiązanie.
  4. Cześć wszystkim, To mój pierwszy post na forum, ale mam nadzieję, że nie pomylę działów i zastosuję się do wszelkich zasad. // Niestety, wyszło długo, choć starałem się pisać jak najkrócej. Jeśli choć jedna osoba przeczyta to i odpisze, będzie mi miło \\ Jak pewnie się domyślacie, nie trafiłem tutaj przypadkiem. Sam dobrze nie wiem, od czego zacząć, ale niech będzie tak: Jestem 24-letnim facetem i zbliżam się właśnie do postawienia ostatniego kroku na uczelni – we wrześniu będę bronił pracy magisterskiej. Przed kilkoma miesiącami dostałem swoją pierwszą poważną pracę – i na nią narzekać nie mogę – w zawodzie, ciekawa, fajna atmosfera i nieźle płatna. Myślałem, że to zniweluje mój podły nastrój, który utrzymuje się od dłuższego czasu – ale stało się tak tylko na chwilę. Jak już wspomniałem, mam 24 lata. Nie byłem jeszcze w związku. Miałem… „kontakty” z kobietami, owszem. Raczej sporadyczne, ale były. Ale nie byłem w związku – zdarzyło mi się w kimś zadurzyć, ale bez wzajemności. Zdarzyło się komuś zadurzyć we mnie, ale też bez wzajemności. Nie jestem jakoś brzydki, głupi czy w jakiś sposób odrażający. Chociaż wiadomo, Clooney ze mnie żaden. Jeszcze niedawno myślałem, że na mój utrzymujący się od dłuższego czasu zły nastrój wpływ ma i brak pracy i brak szczęścia w miłości. Teraz, kiedy już mam pracę, wiem, że to głównie jednak to drugie. Czuję się niepotrzebny. Czuję, że gdybym spakował manatki i wyprowadził się do Królestwa Niebieskiego, nikogo by to specjalnie nie obeszło (poza rodziną oczywiście). Jestem w miarę towarzyską osobą, więc pewnie kilku osobom zrobiłoby się na chwilę smutno, ale nikt by z tego powodu nic nie stracił. Nie zrozumcie mnie źle, nie planuję popełnić samobójstwa. Nic z tych rzeczy. Czuję, że moje życie nie ma większego sensu. Zasypiam sam, ze świadomością, że nikt o mnie teraz nie myśli. Budzę się sam ze świadomością, że nikt nie czeka na moją pobudkę, aby w końcu zadzwonić. Pracuję ze świadomością, że nikt nie czeka na przerwę, że nikt nie czeka na powrót, że nikt się nie zastanawia, jak mi idzie i co robię. Wychodzę na imprezę ze świadomością, że nikt nie zadzwoni, jak nie będę wracał zbyt późno. I tak sobie z tą świadomością żyję od dawna. To nie jest też (chyba) tak, że jestem jakimś zupełnie nieinteresującym człowiekiem. Sport, muzyka, historia, polityka, podróże. Umiem i lubię podyskutować o bieżącej sytuacji politycznej, ale mogę się też pozastanawiać, jak w trakcie wojen wypróżniali się rycerze w pełnej zbroi. Tylko że kiedy czuję, że na kimś zaczyna mi zależeć, moja samoocena spada do poziomu kurzu na podłodze. Dlaczego piszę o tym akurat teraz? Z powodu pracy. Koleżanki z pracy. Oczywiście nie chcę porad pt. jak ją poderwać. Chodzi o to, że znowu czuję się gruby, brzydki i nieinteresujący. Znowu czuję uścisk w klatce piersiowej (i nie są to motylki w brzuchu). Znowu analizuję, dlaczego tak fajna dziewczyna mogłaby na mnie spojrzeć. I nic mi nie przychodzi do głowy. Znowu pogłębia się moje poczucie własnej beznadziei. Mimo że kontakt mam z nią w sumie całkiem dobry, według mnie każdy inny facet byłby dla niej lepszy. I jestem przekonany, że ona myśli tak samo. To znaczy każda tak myśli, ale w tym szczególnym przypadku: ona. Nie jestem beznadziejnie zakochany. Nie, to nie to. Już od paru lat wiem, kiedy mi to grozi – jeszcze nie w tej chwili. Po prostu mi na kimś zaczęło zależeć – i automatycznie samoocena poleciała mi w dół. Sprawdziłem tutaj na forum główne objawy depresji. - dłużej utrzymujące się przygnębienie – jest, choć przeplatane dobrymi dniami. - brak chęci do funkcjonowania/prostych czynności – względnie często - porzucenie lub ograniczenie dotychczasowych zainteresowań – nie zauważyłem - mała aktywność, wieczne zmęczenie - brak energii - jest - występują lęki, napięcie, niepokój – jest, szczególnie dwa ostatnie - ogólne pesymistyczne podejście do większości aspektów życia - jest - utrzymujące się problemy ze snem – raczej brak - brak apetytu/nadmierny apetyt – ostatnio zauważyłem duży spadek apetytu. Byłoby to nawet fajne, bo przydałoby mi się trochę schudnąć, ale niestety, wiem z czego to się prawdopodobnie wzięło. - częste myśli dot. śmierci (również myśli samobójcze) – nie, absolutnie - może pojawić się niska samoocena – ogólnie rzecz biorąc – jest Nie wiem, czego oczekuję po tym wątku. Może po prostu chcę się komuś wygadać – bliskich przyjaciół raczej nie mam, a internet jednak jakąś anonimowość daje (dlatego też nie pisałem szczegółów o sobie). Nie wiem nawet, czego mógłbym oczekiwać. Nie wiem, czy sam sobie wbijam problem do głowy, bo mi się nudzi, czy coś już głębiej we mnie siedzi. I nie liczę na to, że ktoś z zewnątrz sam się tym interesuje – we wkładaniu maski na twarz staję się mistrzem – i na co dzień wyglądam na dość pogodną osobę, sypiącą żartami i chętnie rozmawiającą. Dziękuję.
×