To nie jest depresja. To jest stan, który odczuwam jako brak własnej osobowości - nie czuje siebie, swoich cech charakteru, nie czuje żebym miał jakąkolwiek wartość (nie mam tu na myśli ani wysokiego ani niskiego poczucia własnej wartości - po prostu pustka). Nie mam też dawnych popędów, straciłem ten wewnętrzny głos, który mówi mi co jest dla mnie dobre, a co złe. Jakbym miał żyć wedle tego jak się czuję, to musiałbym chyba cały dzień siedzieć bezruchu, nie mając żadnych myśli w głowie. Do wszystkiego muszę się zmuszać i staram się to robić, ale tak wewnętrznie nie czuje potrzeby, żeby to robić, już nie mówiąc o jakiejkolwiek satysfakcji czy przyjemności z tego płynącej. Żeby może zobrazować ten stan podam przykład, który mam nadzieję będzie w jakiś sposób pomocny: dzisiaj siostra zapytała mnie czy chciałbym obejrzeć krótki film z nią w roli głównej - jak na to zareagowałem wewnątrz? Nijak. Nic nie poczułem. Ani chęci, żeby ten film obejrzeć, ani niechęci. I tak jest z każdą sytuacją w moim życiu; jakbym był tylko ciałem, które straciło ośrodek decyzyjny. Nie odczuwam przy tym konieczności robienia czegokolwiek, ale nie wynika to z tego, że mi się nie chce, ale z tego że wewnętrznie jakbym nie miał potrzeby żeby cokolwiek robić i nie mam na to zupełnie wpływu. Wiążę się z ogromną zmianą jaka zaszła w moim myśleniu (a właściwie nie myśleniu), bo u mnie odbywa się to na takiej zasadzie, że każdą pojedyńczą czynność muszę wcześniej sobie w głowie wyświetlić i dopiero potem mogę ją wykonać, jakbym nie był w tu i teraz, i dotyczy to każdej dosłownie czynności, nawet tej najbardziej prozaicznej. Czy spotkał się ktoś z czymś takim? Wiem, że to co piszę jest zagmatwane, ale inaczej nie umiem tego opisać.