Cześć. Mam 24 lata i nie lada problemy na głowie. Być może porównując je z problemami ludzi, którzy żyją nie co dłużej na tym świecie są banalne, ale nie radze sobie sama ze sobą dlatego chcę wam o nich powiedzieć. Nie wiem czy mam stany depresyjne, czy moja osobowość jest bordenline... ale na pewno nie jest normalnie.
Zacznę od tego, że moje dzieciństwo nie należało do najłatwiejszych. Pochodzę z biednego domu, jestem wpadką rodziców którzy wydali mnie na świat mając ponad 40 lat. W domu raczej bidno, ale mimo to kochaliśmy się. Ojciec oddał by ostatnią kromkę chleba, i kiedy miałam gorączke szlochał nad moim łóżeczkiem, ale mimo odczucia miłości miał drugą osobowość agresora. Potrafił z byle powodu porządnie mnie zlać... mama mnie broniła, ale co z tego. Nie raz porządnie oberwałam raczej patologicznie i w głowie i kopa też... Raz też widziałam jak ojciec podniósł reke na matkę. Oczywiście z zewnątrz jesteśmy normalną rodziną, mamy co jeść, miałam ubrania raczej jakie chciałam, zawsze bardzo dobrze się uczyłam, moja siostra jest lekarzem, a brat robi karierę międzynarodową. Są ode mnie 15 i 12 lat starsi. Brat robił czasami za ojca... tłumaczył wiele rzeczy, kupował zabawki tulił spędzał ze mną czas. Siostra czuła się samotna w tym domu i zaniedbana bo ja sie urodziłam, więc do tej pory, mimo że kocha potrafi utrzeć mi nosa z byle powodu (zazdrość). Ogólnie dla ludzi z zewnątrz jestem dzieckiem z normalanego domu ,mądre uczące się itd.
Byłam prawie 8 lat w związku, tam dopiero pokazałam na co mnie stać. Z przerażeniem teraz wracam do tego bo zdarzało mi się zachowywać jak mój ojciec. Ogólnie nie akceptowałam partnera, chciałam aby robił to co ja chcę, zachowywał się jak ja chcę i nie raz wybuchałam agresją przeokropną. Mimo to był ze mną, dawał mi miłość jakiej nigdy nie zaznałam, byliśmy jednością. Jak zamieszkaliśmy razem to zaczęłam zachowywać się jak dorosły człowiek, starałam się panować nad sobą, dbałam o niego, o nas... próbowałam po prostu być inna. Udawało się. Niestety zrezygnowałam z tego związku. Mój były zawalił doktorat i narobił sobie problemów, popadł w depresję zdaniem lekarza, moim zdaniem to była świetna wymówka dla niego. Od inteligentnego doktoranta stał się brudasem spędzającym czas przed komputerem i żyjącym z przepisanego spadku. Nie sprzątał gdy chodziłam na zajęcia/ do pracy. Nie robił nic. Jego życie kończyło i zaczynało się w świecie wirtualnym. Poszedł do psychiatry, psychologa... leki nic nie pomogły. Borykaliśmy się z tym razem, ale... miałam już dość i się rozstaliśmy.
Kolejny trudny okres w życiu. Zostałam bez kasy... bez faceta bez mieszkania. Przesiedziałam samotnie bez znajomych bez nikogo u rodziców w mieszkaniu 3 miesiące. Okazało się, że mój były szybko wyszedł z depresji i zaraz znalazł sobie nową kobietę. Jakoś z trudem udało mi się wrócić do dużego miasta. Żyć za stypendiumplus paraca dorywcza, ale studia zaraz się skończą wieć stypendium też. A ja mam słaby papierek zero doświadczenia, zero pomocy finansowej od kogokolwiek... jestem po prostu przerażona. Po 9 miesiącach znalazłam sobie faceta. Jest przystojny, bogaty ma w zasadzie wszystko czego ja nie mam. Przyjeżdzam do niego bez przerwy. Jesteśmy dopiero 4 miesiące, ale przeżyłam z nim tak wiele... widzimy się jakies 5 dni na 7... i z moim byłym nie było tak intensywnie. Tylko to inny człowiek. Brakuje mi ciepła i tego oddania. To człowiek towarzyski, ma mnóstwo znajomych. Wieczne imprezy, ktoś u nas... albo my u kogoś. Nie wiem jak mnie w zasadzie traktuje. Niby na poważanie, ale nie wydaje mi się. Jestem osoba, która lubi siedzieć w domu z 2 połówką oddać mu się do reszty. Nie ukrywam, że chciałabym za kilka lat mieć męża dzieci . A z nim to nie wiadomo... to wolny ptak, który jest szczęśliwy zarówno ze sobą samym jak z kimś. Wydaje mi się, że nie pasujemy do siebie... dla niego nie ma problemu odejść od kogoś, a ja chce być dla kogoś po prostu wszystkim. Nie prawi mi komplementów, nie mówi mi, że jestem najważniejsza na świecie, że chce być zawsze.... wiem, że krótko jesteśmy ze sobą. Ale znam jego całą rodzine on moją i zachowujemy się jak stare małżeństwo, więc oczekiwałabym tego. Następny krok to to, że nie mogę mu powiedzieć o wszystkim... o tym jakie mam problemy. On mnie nie komplementuje, nie opiekuje sie mną jak poprzedni pratner, brakuje mi bliskości, odania między sobą, takiej jedności i wspólnoty. Moja mama rok temu zachorowała na udar mózgu, jakoś z tego wyszła, ale jest już inną osobą. Intelektualnym dzieckiem, który może oglądać cały dzień seriale. Oczywiście to ja opiekowałam się nią po udarze, mieszkała ze mną z moim byłym, łaziłam z nią do lekarzy . Następna rzecz to sąsiadka, która ją wywiozła i nabrała na jej nazwisko kredytów na 75 tys. złotych. Sprawa trafiła do prokuratury ... zastanawiamy się nad telewizją i rozgłoszeniem tego na całą Polskę jeśli wynik postępowania nie będzie na naszą korzyść. To stało się w świeta wielkiej nocy. Teraz więc nie mogę liczyć na finansową pomoc mamy... ona sobie nie zdaje sprawy co narobiła, co mamy na głowie i nie ma pojęcia, że to ona jest kredytobiorcą, a nie sąsiadka. Boje sie, że pojawi się komornik... że przyjdą i zabiora im wszystko. Z ojcem wspólnie na życie maja troszkę ponad 2 tys złotych. Baba, która wzięła na nia ten kredyt oczywiście okradła od razu konto czyli całe 75tys. i je wydała, a teraz nie spłaca rat. Jestem cały czas w nerwach, zamiast się przejmować obroną pracy mgr, albo szukaniem pracy mam mnóstwo innych problemów. Przez 5 lat utrzymuje się sama. Wiadomo jak miałam faceta to on mi wiele pomagał od roku sama sobie radzę. Najgorsze jest to, że mam tylko takie koleżanki na imprezę, na kawę, nie mam za bardzo komu się wyżalić, nie mam wsparcia w zasadzie w nikim. To smutne. Jest mi obojętne co się dzieje, ze strachu popadam w nic nie robienie , odciąganie obowiązków. Boje się przyszłości, wszystkiego się boje. Smutne jest to, że mam myśli samobójcze. Nie takie dosłowne, ale czasem myślę sobie że jeśli przez ten rok nic mi się nie trafi korzystnego ... to palne sobie w łeb. Myślę też, że gdybym dziś dowiedziała się, że mam raka ... to nawet by mi nie było smutno. Przynajmniej już wszystko załatwione i nie mam się czym martwić. Chyba serio jest ze mną źle... ale przyzwyczajam się do tego stanu powoli.
Rodzeństwo mi nie pomaga. Mają swoje duże rodziny, dzieciaki itd. Bart nie mieszka w Polsce. Siostra w jednym mieście, ale ma mnie gdzieś.
Przepraszam za błędy piszę na prawdę szybko by mój chłopak tego nie zauważył. Chciałam sie wyżalić, ale za kilka h nie będę miała internetu.
Nie wiem co robić w zasadzie... wszystko mnie przeraża i paraliżuje
Po napisaniu dochodzę do tego, że przesadzam, że jest ok. jestem szczęśliwa mam chłopaka i będzie ok.
Pewnie jutro będę myślała inaczej.
Różne dni, różne wahania nastrojów. Bardzo skrajne.