Skocz do zawartości
Nerwica.com

pestek

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez pestek

  1. Z tą wyuczoną bezradnością coś może być na rzeczy, poczytałem o zjawsku i brzmi podobnie. Miała w życiu taki okres, że faktycznie niewiele mogła ze sobą zrobić - i mimo zmiany warunków sporo jej z tego zostało. Terapia brzmi chyba sensownie. Trzeba jakoś nauczyć ją 1)planowania dnia, 2)właściwego reagowania na chwilową słabość. No i trzeba nauczyć mnie mieć do tego odpowiedni dystans - "hot outside, cool inside". Nie chciałbym stwarzać wrażenia, że jest jakąś moją pijawką czy że mnie wykorzystuje. Ona zasadniczo zdaje sobie sprawę z sytuacji, jest jej wstyd i bardzo chciałaby to zmienić, tylko zazwyczaj kończy się tak jak opisałem... (i tak są zmiany na lepsze - rok temu to był koszmar).
  2. ciężko patrzeć, jak ktoś kochany wyrządza sobie krzywdę i nic z tym nie robić...
  3. Dzięki za komentarze. Podaję konkretny przykład, wokół którego kręci się większość problemu: ona któryś już raz z rzędu podchodzi do uczelnianego dyplomu. Lata jej lecą - a bez tego papierka nie dostanie pracy. Co więcej, mieszka w lokalu wynajętym przez rodziców co jest dla nich dość obciążające, a zysku dziewczyna nie generuje. Fakty są takie, że kiedy jej nie pilnuję i nie prowadzę za raczkę prawie nic nie robi z tym licencjatem. Muszę jej tłumaczyć rzeczy tak oczywiste jak np to, że jeśli ma nazajutrz konsultację z promotorem to musi szybko przysiąść nad zapóźnioną robotą, a nie akurat dziś odkurzać/piec ciasto (niesamowicie łatwo się rozprasza). Co więcej, następnego dnia muszę do niej wydzwaniać żeby wyszła godzinę a nie pięć minut przed konsultacją - bo znowu się spóźni i nici z rozmowy. Praktycznie codziennie rano telefonuję do niej lub przychodzę osobiście, bo bez tego na 90% wstanie po południu i zmarnuje czas. Jak już usiądzie do biurka to byle trudność odbiera jej nadzieję na powodzenie sprawy; wtedy albo dostaje doła, albo idzie spać wmawiając sobie że zacznie od jutra. Cenne godziny płyną, a ja wiem, że jeśli ona nie obroni się po raz kolejny to dostanie już Depresji Totalnej. "Wredność" nie wchodzi w grę, ona sobie zdaje sprawę że musi się skupić... tylko kompletnie jej to nie wychodzi. Jak by tego było mało, wmawia sobie kolejne warunki, które musi spełnić żeby serio wziąć się do pracy - a to nowy komputer, a to trzeba zrobić kurs na potrzebny program, a to biurko niewygodne więc jedziemy po nowe... itd itp. Chyba macie rację że jestem trochę nadgorliwy, ale mówiąc prawdę wygenerowała to sytuacja.
  4. Witam wszystkich, jestem tu nowy :) Z zasady nie dzielę się takimi problemami w Internecie ale mam nadzieję, że znajdę tu poradę od kogoś "siedzącego w temacie"... Postaram się jak najkrócej. Mam 24 lata, jestem w związku od roku (to mój pierwszy). Z pozoru wszystko wygląda świetnie, jesteśmy dla siebie szczerzy, czuli, staramy się natychmiast rozwiązywać konflikty. Problem tkwi w jej stosunku do obowiązków i niestety czuję, że mocno nadwątla mi to psychikę... Ona przez lata cierpiała na depresję. W trakcie choroby nabrała pewnych negatywnych nawyków pobłażania sobie, defetyzmu, szybkiego poddawania się wobec nawet niewielkich trudności - generalnie ogromne trudności z motywacją i życiem zawodowym. Podobno kiedyś taka nie była, ale teraz jest mistrzynią odkładania spraw na jutro, spóźniania się, prokrastynacji itd. W praktyce cały czas noszę ją na plecach. Próbuję pilnować jej spraw, pocieszać, motywować i zagrzewać do działania... próbowałem w tej materii wszystkiego - od czułych rozmów przez zachęty aż po "szantaże". W 75% przypadków nie działa Mam wrażenie, że odkleja mi się od tego piąta klepka. Nie tylko nie mam kogoś, na kogo mogę liczyć, ale też muszę cały czas (i bez rezultatów) niańczyć kobietę w moim wieku... Kocham ją więc rozstanie raczej nie wchodzi w grę ale bezsilność naprawdę mnie już przygniata... czy ktoś z Was spotkał się kiedyś z podobnym przypadkiem? Co tu robić?...
×