Dzięki za komentarze. Podaję konkretny przykład, wokół którego kręci się większość problemu: ona któryś już raz z rzędu podchodzi do uczelnianego dyplomu. Lata jej lecą - a bez tego papierka nie dostanie pracy. Co więcej, mieszka w lokalu wynajętym przez rodziców co jest dla nich dość obciążające, a zysku dziewczyna nie generuje.
Fakty są takie, że kiedy jej nie pilnuję i nie prowadzę za raczkę prawie nic nie robi z tym licencjatem. Muszę jej tłumaczyć rzeczy tak oczywiste jak np to, że jeśli ma nazajutrz konsultację z promotorem to musi szybko przysiąść nad zapóźnioną robotą, a nie akurat dziś odkurzać/piec ciasto (niesamowicie łatwo się rozprasza).
Co więcej, następnego dnia muszę do niej wydzwaniać żeby wyszła godzinę a nie pięć minut przed konsultacją - bo znowu się spóźni i nici z rozmowy.
Praktycznie codziennie rano telefonuję do niej lub przychodzę osobiście, bo bez tego na 90% wstanie po południu i zmarnuje czas.
Jak już usiądzie do biurka to byle trudność odbiera jej nadzieję na powodzenie sprawy; wtedy albo dostaje doła, albo idzie spać wmawiając sobie że zacznie od jutra. Cenne godziny płyną, a ja wiem, że jeśli ona nie obroni się po raz kolejny to dostanie już Depresji Totalnej.
"Wredność" nie wchodzi w grę, ona sobie zdaje sprawę że musi się skupić... tylko kompletnie jej to nie wychodzi. Jak by tego było mało, wmawia sobie kolejne warunki, które musi spełnić żeby serio wziąć się do pracy - a to nowy komputer, a to trzeba zrobić kurs na potrzebny program, a to biurko niewygodne więc jedziemy po nowe... itd itp.
Chyba macie rację że jestem trochę nadgorliwy, ale mówiąc prawdę wygenerowała to sytuacja.