Skocz do zawartości
Nerwica.com

Kobieta35

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Kobieta35

  1. Kobieta35

    Witam...

    Aurora88, wydaje mi się, że trafiłaś w sedno. Moje życie stało i nadal stoi w miejscu. Zapyta ktoś dlaczego tak się dzieje...ano dlatego, że moim problemem jest lęk przed podejmowaniem decyzji. Całe życie praktycznie byłam wychowywana pod kloszem, najpierw rodziców, chyba w pewnym sensie toksycznych, bo nadopiekuńczych, potem wpadła w sidła małżeństwa, gdzie też oprócz tego że już był mąż również w roli opiekuna do czasu, to jeszcze bliskość rodziców powodowała, że czułam ich troskę. Rodzina zawsze mnie przestrzegała, bym po 100 razy zastanowiła się nim podejmę jakąkolwiek decyzję. Zmiana pracy, oczywiście czarne wizje, rozwód podobnie. Przekazana mi została bierność życiowa. Nigdy nikt mi nie powiedział...idź, spróbuj, albo będzie dobrze albo źle, ale rób coś, działaj....jeśli kiedykolwiek coś poszło nie tak, zawsze słyszałam, a nie mówiłem, a nie mówiłam. Po rozwodzie...nie wiem sama jak ja się odważyłam to zrobić, słyszałam tylko jedno "jak ty sobie dasz radę sama"....mieszkam teraz z rodzicami, widzę, czuję ich lęk, oni chyba naprawdę żyją bardziej mną, niż sobą. Bardzo mądre słowa napisałaś...."Co do tego "efektu leczniczego" to wydaje mi się, że nie osiągniemy go, nie trzęsąc mocno swoim życiem :) " czy mogłabyś rozwinąć ten wątek w wolnej chwili....bardzo ciekawe, przewrotne spojrzenie na problem z którym się borykam :) czy oznaczałoby to, że takie wspieranie, podtrzymywanie dobrego nastroju to jakby dalszy ciąg "klosza"? Jak zacząć działać i przestać się bać ? Pozdrawiam Przy okazji dzięki "miętowy2" za polecenie książki...przyznam, że tytuł brzmi interesująco :)
  2. Kobieta35

    Witam...

    Jak miło, że ktoś przeczytał, napisał...:) Widzisz, chodziłam swego czasu na psychoterapię i raczej dość długo, bo dwa lata. W tej chwili jestem na takich spotkaniach...nie wiem jak to określić - podtrzymujących, raz w miesiącu. W zasadzie z panią terapeutką znalazłam bardzo dobre porozumienie, tłumaczyła, wspierała. Ale czy to przyniosło efekt leczniczy tak naprawdę trudno powiedzieć. Na razie nie szukam zmiany, innego terapeuty, z prozaicznego powodu - brak pieniędzy. Miesięcznie to koszt rzędu 400 zł, a na taki wydatek ze swojej jednej pensji nie mogę sobie pozwolić. Na NFZ jest możliwość, ale czas oczekiwania ok roku :) więc na razie jestem w zawieszeniu. Ładnie napisałaś na końcu, że mogę wiele osiągnąć :) obawiam się jednak, że nie tak wiele...z taką pracą, z takimi dochodami, wraz z lękiem, niepokojem, trudno będzie cokolwiek osiągnąć. Świat jest dla ludzi otwartych, przebojowych, a takie zalęknione szare myszki jak ja siedzą w kąciku i się użalają . Spirala złych myśli się nakręca...kiepska praca, marne dochody, lęk... Zobaczymy, jak życie się potoczy Dziękuję za wsparcie i proszę więcej :) Dorota
  3. Kobieta35

    Witam...

    Witajcie, zalogowałam się kilka dni temu, poczytuję, rozglądam się i postanowiłam napisać parę słów o sobie. Trafiłam na to forum zupełnie przypadkiem wpisując sobie lakoniczne hasła w internecie w stylu "nerwica", "jak sobie radzić ze stresem" i tym sposobem tu się znalazłam. Los zrządził, że łączy nas jeden problem, szeroko ujmując - nerwica. Mnie przytłacza już od dzieciństwa. Odkąd pamiętam byłam nieśmiałym, niepozornym dzieckiem. Nie lubiłam wspólnych zabaw, wygłupów z dzieciakami na podwórku, potem szkoła, szkoła średnia, studia....wszędzie wycofana, zawsze cicha, skromna milcząca. Bojąca się wszystkiego i wszystkich. Dopóki jest dobrze, to jest dobrze. Wystarczy jednak, że doznam jakiejś porażki, czy to na płaszczyźnie życie prywatnego, a tym bardziej już zawodowego od razu się pojawia. Wyraża się całkowitym wycofaniem, lękiem co inni o mnie pomyślą, jak to zostanie ocenione. Oczywiście traktuję, że bardzo źle jest to odbierane przez innych, niekiedy chyba nawet czerpią z tego satysfakcję, w stylu - dobrze, że nie mnie to spotkało. Wtedy nie mogę spać, rozpamiętuję wszystko, nie potrafię iść dalej do przodu. Czasem mam wrażenie, że taki błąd, pomyłka, jakieś zaniedbanie zamiast mnie motywować wręcz mnie uwstecznia, bo zaczynam sądzić o sobie, że do niczego się nie nadaję. I tak powstaje błędne koło....Czuję, że przestaję sobie radzić w pracy, przestaję lubić to miejsce, ludzi, wyczuwam w nich fałsz, obłudę, tak jakby tylko czyhali aż noga się drugiemu podwinie. Nie cierpię pracy w zespole. Za bardzo obarczam się innymi, tym co mówią, co o mnie sądzą, czuję się ciągle pod obstrzałem... Byłam mężatką, rozwiedliśmy się. Niestety po kilku latach związek się wypalił. Były mąż pił, w domu był obecny tylko "ciałem". Żyliśmy obok siebie. Rozwiedliśmy się "kulturalnie", z pozoru niemalże idealnie....Ale i tu znowu błędne koło. Jeden problem zniknął, pojawiły się kolejne. Kompletnie legło w gruzach moje poczucie bezpieczeństwa, również finansowego. Mieszkam z rodzicami w wieku 35 lat. Po rozwodzie cofnęłam się niemalże do 18 roku życia i tak się zastanawiam...co ja przez ten czas osiągnęłam. Wychodzi na to, że nic...jak było 20 lat temu, tak jest teraz. Sama niewiele zarabiam, to fakt, zawsze tak było, ale jak to się mówi - we dwoje zawsze raźniej.....bardzo się boję, że stracę pracę, której zresztą i tak nie lubię i jest przy tym bardzo wymagająca i stresująca... Poszłam we wtorek po pracy do psychiatry. Opowiedziałam pokrótce o swoim stanie. Pani dr po przeprowadzeniu wywiadu wysłuchawszy mnie odrzekła, że to stany depresyjne i niewspółmiernie silne do okoliczności przeżywanie emocji. Ja nie umiem inaczej. Wszystko zawsze analizowałam, niemalże każde spojrzenie, każde czyjeś słowo przeżuwam wielokrotnie. Zapisała mi sertralinę jako antydepresant, hydroksyzynę. W piątek po długim namyśle, strachu przed reakcją organizmu zażyłam zgodnie z zaleceniem pół tabletki. Po kilku godzinach poczułam się lepiej. Jednakże dał o sobie znać najgorszy w moim przypadku skutek uboczny, mianowicie - powiększone źrenice. Wyglądałam jak upiór po prostu. Kolejnych dawek nie przyjęłam. Mając kontakt z ludźmi nie mogę sobie pozwolić na taki wizerunek. Zaraz wszyscy by widzieli, że coś ze mną nie tak. A wtedy czułabym się jeszcze gorzej...na zwolnienie lekarskie nie mogę sobie pozwolić, więc pozostała mi tylko doraźnie hydroksyzyna. Nie wiem co ze mną będzie, jestem sama, nie wiem jak długo utrzymam tą pracę i co wtedy..... Jakie to życie jest okrutne, jak w piosence...life is brutal...... Cieszę się, że trafiłam tu na ten portal, na Was. Wiem, że nie jestem sama ze swoimi problemami, jednak na co dzień sama muszę stawiać czoła wszystkiemu, a to takie trudne. Dobrze, że jesteście........
×