Piszę tutaj, bo już nie wiem co mam myśleć. Od dłuższego czasu czuję się bardzo dziwnie i nie wiem, czy to możliwe żeby czuć się tak okropnie tylko przez stres czy to może być jakaś poważna choroba. Nie wiem za bardzo od czego zacząć. Od zawsze byłam bardzo nerwowym dzieckiem, mój ojciec jest alkoholikiem i chyba to też zawsze miało wpływ na moje samopoczucie psychiczne. Później miałam też bardzo niską samoocenę i niezbyt dobre kontakty z innymi ludźmi, w szkole do nikogo się nie odzywałam, nie miałam przyjaciół, byłam wyrzutkiem. Od jakiegoś czasu czułam się całkiem dobrze, nie dokuczały mi żadne nieprzyjemne dolegliwości. Odbudowałam nawet trochę swoją samoocenę, chociaż nie do końca, ale jest już znacznie lepiej niż było poprzednio. No ale do rzeczy. Parę tygodni temu zdarzył się wypadek. Mój ojciec spadł ze schodów i trafił do szpitala z pękniętą czaszką. I mniej więcej od tamtego czasu czuję się jakbym to ja spadła z tych schodów i uderzyła się w łeb -,-' Jak usłyszałam huk, kiedy on spadał z tych schodów i jak mama mówi, że się chyba zabił, tak zaczęłam się cała trząść. Do tej pory nie mogę wyrzucić tego z pamięci. Jestem bardzo wrażliwą osobą i to chyba jest moje największe przekleństwo. Ja nie potrafię słuchać i patrzyć jak ktoś cierpi. Nawet jeśli to się stało z jego winy, bo był wtedy bardzo pijany jak spadł z tych schodów. To i tak się gdzieś tam w głębi serca o niego martwiłam. Od tamtego czasu czuję się źle. Zaczęła mnie boleć głowa, czułam taki jakby ucisk. Szumi mi w uchu i czuję jakby było zatkane, i czasami czuję w nim takie pulsowanie, zaciska mi się gardło i miewałam duszności, które jak na razie już przeszły. Najbardziej mnie martwi to ucho i ból głowy i karku, a czasami czuję takie jakby drętwienie szyi... Naprawdę podejrzewam u siebie najgorsze i strasznie się boję. Boję się, że umrę, naprawdę każdego dnia się tego boję. Byłam u lekarza z tym uchem, zajrzał mi do niego i mówił, że nic w nim nie ma. Skierował mnie do laryngologa, który sprawdzał ucho i gardło i potwierdził, że niczego tam nie widzi, ale później robił jeszcze jakieś badanie i mówił, że mogę mieć uszkodzony nerw słuchowy czy coś takiego... Ale na badaniu słuchu też byłam i słuch mam jak najbardziej w porządku. Nigdy wcześniej zresztą nie miałam problemów ze słuchem. Robiłam też badania laboratoryjne, morfologię, TSH i glukozę, ale wszystkie parametry są w normie. A ja nadal czuję się jakbym była żywym trupem. Na nic nie mam siły, jestem ciągle zmęczona, nie mam apetytu i ciągle czuję lęk. Przed znajomymi i rodziną staram się trochę to ukryć i udaję, że czuję się dobrze. Przynajmniej staram się udawać w miarę możliwości. Nie wychodzę zbyt często z domu i ze znajomymi kontaktuję się tylko przez Facebook, więc to nie jest trudne udawać jeśli mnie nie widzą... Czasami mam ochotę w ogóle nie wstawać z łóżka. Mam ochotę zostać w nim na zawsze. Uwielbiam malować, ale nawet na to nie miałam najmniejszej ochoty. Miałam pomysł co chciałabym namalować, ale za żadne skarby świata nie byłam w stanie się zmusić do tego żeby zrobić szkic... Ogólnie to się naczytałam jeszcze dodatkowo o różnych chorobach, które mogą dawać takie objawy i jestem jeszcze bardziej przerażona. Już naprawdę nie wiem co mam zrobić. Mam 20 lat, a czuję się jakbym miała co najmniej 80... Chciałabym żyć tak samo jak moi znajomi... Korzystać z życia póki mam tyle lat, a ja nie jestem w stanie. Nie mam siły nic robić, ciągle czuję się słaba i bez energii. Życie w ogóle mnie nie cieszy, to jest naprawdę straszne. A jeszcze bardziej boli mnie to, że niektórzy mają mnie za lenia i kompletnie nie rozumieją tego, że ja się tak czuję. Czasami słyszę, że po prostu wymyślam. A ja naprawdę czuję ten cały ból. Myślicie, że takie samopoczucie może być spowodowane właśnie stresem i moją sytuacją w domu? Czy to może być jakaś choroba? Boję się, bo wyniki niby wyszły mi dobre, ale jednak coś się ze mną dzieje a ja nie wiem co i to mnie też przeraża.