Skocz do zawartości
Nerwica.com

Timer

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Timer

  1. W moim życiu na ten moment nie ma żadnych pozytywów. Jestem osobą niepełnosprawną od urodzenia i przez całe życie walczyłem oto żeby choć na moment na ten krótki okres czasu poczuć się normalnie czyli być szczęśliwy i spełniony w życiu. Wmawiałem sobie na każdym okresie życia ok teraz jest źle ale jak pójdziesz do gimnazjum/szkoły średniej/studia/ zaczniesz pracę to będzie lepiej. Niestety nie było. Choć muszę przyznać, że był okres na studiach gdzie czułem, że przynależę do jakiejś grupy ludzi, która mnie rozumie i chce ze mną przebywać. Jednak ten okres już dawno się skończył i ludzie ruszyli z własnym życiem mają ciekawą i ambitną pracę, rodzinne czy inne rzeczy. Z kolei ja mając prawie 27 lat utknąłem i nie jestem w stanie wypełnić zadań wczesnej dorosłości, których to oczekuje ode mnie otoczenie bądź społeczeństwo. Nie mam dziewczyny ani nawet perspektyw na jakąś a co za tym idzie nie założę nigdy rodziny. W sumie to pogodziłem się z tym dawno temu i traktowałem to w kategoriach oczywistych ze względu na moją niepełnosprawności i charakter. Chciałem wiec skupić się na życiu zawodowym. W związku z tym, że pochodzę z biednej rodziny perspektyw na studiowanie w dużym mieście nie miałem wiec zdecydowałem się na studia w mieście - padło na pedagogikę. Muszę przyznać, że naprawdę mi się spodobała i ze średniego ucznia w liceum zmieniłem się w studenta ze stypendium za wysokie wyniki w nauce. Myślałem, że w końcu moje życie się odmieni z ucznia, który był zawsze niezauważalny stałem się studentem, który był centralnym punktem. Myślałem wiec, że ktoś da mi też szanse wykazać się w życiu zawodowym i zacznę się realizować. Tutaj niestety zmierzyłem się z brutalną rzeczywistością i nikt szansy nie dał. Nie wiem czy to mój wygląd, osobność czy niepełnosprawność. PuP zesłał tak zesłał bo inaczej tego nazwać się nie da na staż kompletnie nie związany z zawodem, gdzie atmosfera pracy jest tragiczna, gdzie każdy pod każdym dołki kopie a perspektywy zatrudnienia po stażu są nikłe bo dali do zrozumienia, że jak staż się skończy to i tak znajdą sposób, żeby sie mnie pozbyć. Każdy myśl o kolejnym dniu tam powoduje u mnie uczycie anhedonii i strachu tak silnego, że czuje się jakbym szedł na ścięcie. Do tego dochodzi jeszcze poczucie ironii ponieważ, jestem pedagogiem i doradcą zawodowym a sam sobie nie mogę pomóc i tak dochodzimy do tematu pytania - Chyba już czas się poddać bo po co walczyć? Skoro i tak jestem skazany na porażkę.
×