Skocz do zawartości
Nerwica.com

cindirella84

Użytkownik
  • Postów

    8
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez cindirella84

  1. Odwagi Jaa! To mówiąc mam na myśli też siebie Z czasem natręctwa słabną na sile a nawet zanikają...Czasem do tego stopnia, że pozostają już tylko niemiłym wspomnieniem...Ważne aby nigdy nie czuć poczucia winy, że one nas nachodzą. Nie warto wstydzić się własnych myśli. Pozdrawiam. Jaa...a to natręctwo dopadło Cię nagle, z dnia na dzień? I czy czasem nie odczuwasz lęku przed kobietami? Bo ja czasami tak mam...
  2. tak zgadzam się...Słusznie zauważyłeś Mafju88 ten problem, jak wskazują posty na tym forum, dotyczy w równym stopniu homo- i heteroseksualistów. Dotyczyć może każdego z nas. Myślałam, że po 4 latach braku objawów nerwicy...pozbyłam się jej na dobre. Powróciła i w sprzyjających warunkach znowu się rozwinęła. Nie jest jednak taka straszna jak kiedyś... Myślę, że przynajmniej w moim przypadku z nerwicy tak dokońca nigdy się nie wyjdzie, że zawsze będzie ona jak ten przyczajony tygrys oczekiwać sposobności by znowu zaatakować. Wiem że nigdy nie wymażę myśli (obsesji), które w tej czy innej formie kiedyś znowu mnie dopadną, Wiem jedno raz nauczyłam się z tym żyć i wyszłam z tego piekła. Teraz też musi mi się udać.
  3. cindirella84

    Moje problemy

    Na twoje pytanie..czy boję się życia..odpowiem, że raczej boję się czy jemu sprostam. Czy się usamodzielnię czy sobie w życiu poradzę. Czy nigdy nie wyjdę z nerwicy (a było na prawdę kiepsko, doszła mi na końcu totalna depresja). A ponieważ przez 4 ostatnie lata udało mi się ją pokonać...to wierzę głęboko, że teraz też dam jej radę. A może Grzechu22 jesteś zbyt przeciążony: szkoła , praca, obowiązki. Stres to wróg nr jeden zarówno dla nerwicy jak i depresji, nasila objawy...Pozdrawiam
  4. zle mnie zrozumiałeś...chodzi mi o akceptację myśli i wątpliowść jakie cię nachodzą...a nie o to czy jest się czy nie homoseksualistą. Nie bój się tych myśli/ wątpliwości...To tylko myśli...Pozdrawiam
  5. Nerwica to choroba emocji...Człowiek żyje jak w klatce, stworzonej z własnych myśli, natręctw, niedających spokoju wyobrażeń, wątpliwości. Ogranicza i nie pozwala na spontaniczość. Neurotyk boi się wszystkiego nad czym wydaje mu się że nie zdoła zapanować, co spowoduje że wyzwoli w nim te, jak błędnie sądzi,drzemiące w nim nie akceptowane popędy. Nerwica ogranicza, myślę że w skrajnej postać nie pozwala na prawidłowy rozwój emocjonalny. Przynajmniej znacznie go opóznia. Blokuje.Dlaczego nie mogę się zaangażować, dlaczego uciekam przed miłością? Może to obawa przed odrzuceniem, krytyką, dezaprobatą? Może to bezpodstawny brak poczucia własnej wartości. Te ciągłe analizy...dusza i umysł cierpi. A najlepiej by było po prostu przestać się tym przejmować...nauczyć się z tym żyć, zaakceptować projekcje naszego umysłu i naszych uczuć. Zyć w zgodzie z samym sobą ot prawdziwe wyzwanie! To tylko nasze myśli
  6. Obudził mnie ból brzuch i perspektywa kucia na egzamin. Stres mnie dobija bo materiału mam masę a egz. tuż tuż....Cóż pozostaje stawić temnu czoła. Dla nerwicowców każdy dzień to wyzwanie! Pozdrawiam
  7. Chyba najbardziej destrukcyjny wpływ mają filmy grozy okazywane dzieciom. Pamiętam jak miałam 6 lat i pokazano mi poraz pierwszy Egzorcystę- w wersji oryginalnej. Nie mogłam spać chyba przez kilka dni, co było powiązane ze stresem z powodu utraty bliskiej osoby. Od tamje pory są kategorie filów, które potrafią wywołać we mnie paraliżujący strach. Nie polecam Kręgu czy Celi. Po nich dochodziłam do siebie chyba dwa dni. A więc chrońmy nasze dzieci od wylgaryzmu, sadyzmu przemocy których pełno jest w środkach masowego przekazu. Im pózniej poznają prawdę o świecie i życiu tym łatwiej będzie im stawić czoła jego przeciwnościom.
  8. Witam Was serdecznie. Trafiłam na to forum, ponieważ sama przeżywam to o czym Lift piszesz i to czego tak bardzo się boisz. Przeczytałam twój post i oczom własnym nie mogłam uwierzyć, że jest ktoś kto boryka się z takim samym problemem. Cierpię na nerwicę lękową od, chyba teraz to do mnie dociera, od zawsze. A zaczęło się już w dzieciństwie, które nie należało do łatwych a pełne było braku poczucia bezpieczeństwa i stabilizacji. Na takim podłożu stopniowo rozwijała się nerwica, najpierw od różnego rodzaju fobii (miałam fobię że zostanę pogrzebana żywcem i wiele jeszcze innych irracjonalnych wyobrażeń, które tłumiłam w sobie). Dopiero teraz dochodzę do wniosku, że lęki te były uzewnętrznieniem zachodzących we mnie konfliktów: bo kiedy małe dziecko złości się na swoich rodziców, wzbiera w nim gniew i wrogość to stoi to w opozycji do miłości, którą ich obdarza. Działa to na zasadzie „ nie okazuj gniewu bo inaczej przestanę cię kochać”. I tak powstaje żyzna gleba dla pielęgnowania w sobie różnego rodzaju lęku, który powstaje ponieważ złość i wrogość nie może znaleźć stosownego ujścia. A lęk wpływa na nas destrukcyjne, szczególnie w zakresie własnego poczucia wartości. Czujemy się słabsi a przez to gorsi i niewiele warci od innych. W miarę jak dorastałam nie zdawałam sobie oczywiście z tego sprawy a sądziłam że jak pozbędę się lęku to wszystko powróci do normy. Myliłam się. Prawdziwe piekło nadeszło w wieku 14 lat. Wtedy to nie wiedzieć czemu oglądając film, nagle pomyślałam, czy czasem jestem normalna...czy czasem nie homo. Potem o tym zapomniałam, ale dwa tyg. później znowu mnie ta wątpliwość dopadła. A muszę przyznać, że była ona bezpodstawna, ponieważ nigdy nie odczuwałam żadnego pociągu do kobiet, wręcz przeciwnie miałam swoje pierwsze hetro-miłości. Niemiej jednak to mnie dopadło. A im bardziej starałam się walczyć z myślami tym bardziej wpadałam w przeklęte koło nerwicy. Dwa lata później nabawiłam się przez to lęku napadowego i myśli i wątpliwości w stereotypowej formie torpedowały mnie z każdej strony. Wtedy też postanowiłam pójść do psychiatry. I to była jedna z najrozsądniejszych decyzji mojego życia. Dopiero jednak opuszczenie rodzinnego domu pozwoliło mi odstawić leki. Studia w mieście, z daleka od domu dodały mi skrzydeł i pierwszy raz w życiu naprawdę uwierzyłam w siebie i w swoje możliwości. Nie bałam się już a myśli nawiedzały mnie rzadko i nie wywoływały lęku. Wyjechałam na stypendium za granicę, czułam się świetnie. Od czterech lat żadnej tabletki (nielicząc lekkich przypadków wypalenia stresem), czułam się wolna i szczęśliwa. Problem powstała dopiero z chwilą powrotu. Najpierw zaczęło się od fatalnego samopoczucia i przewlekłego stresu (praca w dużej firmie zagranicznej do tego problemy rodzinne, pogrzeby, zranienie osoby która mnie kochał i wyrzuty sumienia) To doprowadziło do lekkiej depresji, myślałam że z tego wyjdę ale kiedy już byłam w domu dopiero się zaczęło na nowo. Miesiąc w domu sprawił, że lęki znowu powróciły i irracjonalne wątpliwości dotyczące mojej orientacji seksualnej też. Najgorsze było jednak, kiedy miałam udać się na studia do miasta. Ogarnął mnie taki lęk, że po raz pierwszy stchórzyłam i ....zostałam w domu. Na szczęście jestem końcu studenckiego życia więc pocieszam się, że studia jakoś ukończę. W każdym bądź razie po czterech latach to powróciło znowu. Teraz jednak staram się z tym walczyć i wiem że problem leży nie w mojej orientacji seksualnej a stosunku do mojej matki. Lęki jakie mi towarzyszyły w stosunku do niej przenosiłam na inne kobiety. Ten pierwszy lęk pojawił się jak miałam 14 lat, kiedy to przez ponad 3 miesiące moja najlepsza przyjaciółka, tak sądziłam że jest moją przyjaciółką ni stąd ni zowąd przestała się do mnie odzywać. Nie wiem dlaczego. Teraz wiem że była zazdrosna o moje lepsze wyniki w nauce i to był rodzaj zemsty. Byłam zła na nią ale nie okazałam tego, a szkoda trzeba było jej pokazać! W każdym razie przeżywałam tortury, poczucie winy ale i złości i wrogość. A najgorsze było to że bardzo silnie to przeżywałam. W ogóle odkąd pamiętam to bardzo często zawodziłam się na koleżankach. I równie silnie to przeżywałam. Osoby wrażliwe tak już mają. Rodzice wpajali mi że zawsze można liczyć tylko na siebie. Że prawdziwych przyjaciół nie ma i niestety moje doświadczenia to potwierdzały. Dopiero w liceum i na studiach poznałam nieliczne osoby, które jak dotąd mnie nie wystawiły. Do czego jednak zmierzam. Sądzę że masz klasyczną nerwicę lękową, którą powinno się leczyć. Jednak warto spojrzeć na swoje życie wstecz i zadać sobie pytanie co mnie odstrasza w mężczyznach, czego się boję. Może masz podobnie jak ja jakieś nierozwiązane problemy z ojcem albo jakimś mężczyzną, może je miałeś kiedy to cię po raz pierwszy dopadło jak byłeś jeszcze mały? Uważam że lęki to tylko sposób uzewnętrznienia wewnętrznych konfliktów i niepokoi. Tabletki pomagają ale trzeba też zdać sobie sprawę, co jest cholernie trudne, co jest ich przyczyną. Ja dopiero teraz uświadamiam sobie ich przyczynę. Uważam że powinieneś spróbować odwiedzić psychologa, ewentualnie psychiatrę, bo może potrzebujesz poprawić sobie biologię mózgu po prawie dwóch latach zadręczania siebie. W każdym razie nie zaszkodzi spróbować. U mnie lęki pojawiają się kiedy przeżywam stany długiego stresu i wyczerpania. Dlatego powinnam ich unikać jak ognia. Mój niepokorny charakter a może ambicja nie pozwalają na to. Pozdrawiam cię i wszystkich na tym formu.
×