Witam
Znalazlem ta strone i postanowilem napisac o tym co mi we mnie bardzo przeszkadza i z czym nie mam pojecia jak sobie poradzic ani do kogo sie udac.
Jestem 20 letnim zaocznym studentem z obrzezy Warszaway, cichy, niemowiacy praktycznie nic. W warszawie mieszkam od stycznia. Nikogo tu nie poznalem bo nie potrafie rozmawiac. Mam kilku znajomych oczywiscie, ale niestety nie tutaj poniewaz czesto sie przeprowadzalem. Czemu tu pisze... Przeszkadza mi to ze milcze, nie rozmawiam, ale ja po prostu nie umiem, nie wiem co mowic. Ostatnio byla taka sytuacja ze spotkalem sie ze znajomym, pojechalismy do La Playa spotkac jego dwojke znajomych. Dojechalismy, usiedlismy, no i oni gadaja, nawijaja, o jakis kompletnych bzdurach, tak o zeby sie posmiac a ja siedze, slucham i sie usmiecham z tego co tam sobie mowia, nie jestem w stanie dopowiedziec nic smiesznego ani w ogole niczego, po prostu jedna wielka pustka. Po okolo 2 godzinach ruszylismy do centrum, znajomi znajomego pojechali gdzies tam, a ja ze znajomym zostalismy i poszlismy do pijalni, droga do tej pijalni nie byla pelna humoru i ciekawej rozmowy. Doszlismy, wypilismy cos tam.. No i zachcialo nam sie jesc wiec wyszlismy w poszukiwaniu kebaba czy czegos tam. Moje usta i mozg przestaly dzialac, nie wiedzialem co mowic, kompletnie nic, pustka. W ciszy pochodzilismy po centrum, widzialem ze na twarzy mojego znajomego maluje sie" Kurde. Moglem jechac z tamtymi a nie z nim tu sie meczyc, zamulac". Wiedzialem ze zepsulem koledze humor, przyjechal nastawiony na bardzo dobra zabawe i duzo picia a my zjedlismy zapiekanke i sie rozeszlismy. Strasznie mi z tego powodu glupio.
Nie wiem co jeszcze napisac.. Moze jak ktos to przeczyta to jakies pytania sie nasuna, odpowiem na kazde byle tylko ktos mi jakos pomogl, powiedzial czy cos mi dolega czy da rade mi jakos pomoc, chcialbym byc normalny, smiac sie i gadac, pieprzyc glupoty po prostu. Pragne sie zmienic. Chcialbym byc osoba z ktora mozna sie posmiac, rozmawiac, isc pozartowac przy piwie.