Siema,
Będę się streszczał mam 31 lat i od 10 lat zmagam się z despresja, nerwicją, fobią społeczną i natrętnymi myślami. Raz jest lepiej raz gorzej, teraz zaczynam nowe SSRI po 1 roku względnego spokoju.
Mam taki dziwny problem, a mianowicie na każdym spacerze wypatruje kogoś np. dziewczyny z nadzieją, że może to ta jedyna i jakoś magicznie odwzajemni moje spojrzenie i oboje odlecimy razem na perskim dywanie w stronę zachodzącego słońca. Bywa tak że dziewczyna ktorej nie znam i w zyciu do mnie sie nie odezwala i nigdy sie nie odezwie, bo nigdy juz sie nie spotkamy siedzi mi w glowie przez najblizszy miesiac, jak jakas obsesja. Potem spotkam inna i cykl sie powtarza.
Nie zrozumcie mnie zle ja zdaje sobie sprawe, ze cos tutaj nie gra i strasznie mnie te mysli irtyuja. Sam nawet w myslach powtarzam sobie w takich sytuacjach "o qrwa znowu to samo". Natomiast nie znalazlem jeszcze sposobu by sie ich pozbyc. Czy to jest nerwica natrectw? Ten psudo glod milosci, jakas taka desperacja? Jak sie tego pozbyc? Chodze na psychoterapie od pol roku, ale poki co efekty marne.
Czy ktos mial podobnie? Sa na to jakies leki?
Uprzedzam potencjalne pytania: jestem samotnikiem, przeprowadzilem sie na drugi kraniec Polski, nie znam w tym miescie nikogo. Po prostu te natretne mysli/poszukiwania psuedo milosci (pewnie chodzi o akceptacje) strasznie mnie mecza.