Witam.chcialam sie tez napisac tu o swej samotnosci i jaka role na mej psychice odgrywa.mam córke 15letnia ale ona ma swoj swiat.mam znajomych,braci,mam tez chłopaka ktory tez ma problemy ze soba,wszyscy zajeci i serio nie mam z kim pogadac.nikomu sie wyzalic.mam tez przyjaciolke ale ona tez ma swoje sprawy.kiedy ma czas to zaprasza mnie,ale to rzadko.W sumie jestem pozostawiona samej sobie,meczy mnie to bo mam uczucie ze nikt niechce mnie wysluchac,zrozumiec.meczy bo nie moge zniesc samotnosci,rycze i jestem zastresowana taka sytuacja.wnerwiam sie z bezsilnosci i bezradnosci.z drugiej strony to mam czas by przemyslec sprawy jakie mnie dotycza.ale myslenia tez mnie mecza.nie mam sil nawet myslec.boje sie rozmawiac z moim chlopakiem ktory mieszka w centrum kraju a ja na pomorzu srodkowym,nad morzem.duza odleglosc.kiedys bylo fajnje miedzy nami.teraz jakby cos sie zmienilo.relacje sie oslabily.nawet juz niewiem o czym mam z nim gadac.pomysly sie wyczerpaly mi.niewiem moze ze mna jest cos nie tak.tessty psychologiczne dobrze wypadly mam dobra glowe jak to psychiatra mi mowila tylko zabraklo mi sily do walki nad soba.by cos zmienic w swym zyciu.by zadbac o siebie,niepopadac w nerwice lub agresje a co gorsze niewrocic do picia.tylko dobija mnie samotnosc.popadam w jakies leki tylko przed czym.nieboje sie smierci bo kiedys bylam tchorzem i chcialam skonczyc ze soba.moje problemy.trwaja od dziecka.leki agresja przemoc wobec rodzenstwu bo sie ze mnie wysmiewali tak jak w szkole sie oberwalo kolegom i kolezankom co sie smieli ze mnie.do dzis mam ataki agresji tym ze rozladowuje sie wobec przedmiotom jak to moja terapeutka mowi demolka.te nerwy biora sie z dziecinstwa i teraz bo czuje sie samotna ze soba sama.moj chlopak zna moj problem ale niedo konca zna.niewie ze mam lęki wobec niego.az strach mu sie przyznac.boje sie nawet pomyslec co by mi odpowiedzial.on przechodzi depresje po odwyku.ma takie objawy jak by byl na glodzie alkocholowym jak nie wezmie lekow.nieznam sie na tych chorobach.ale on ma takie objawy po odstawieniu lekow.jest podminowany.nic go niecieszy mysli ze jest sam ze go nikt niechce.nic go nieinteresuje ma problemy z okazywaniem uczuc.jak jest zdrowy to calkiem inny czlowiek do rany przyloz.nie lubie jak jest smutny bo wtedy mam leki by sie odezwac by niedostala bury jak dwa dni temu.klocilismy sie o byle co.teraz jest spoko ale pewnosci nie mam.niewiem co robic .jak dotrzec do niego.jak rozmawiac az ta niewiedza mnie juz meczy.kocham go,wiem ze on mnie ale dzis juz nic niewiem.niejestem do konca pewna jego uczuc do mnie.nieodczuwam tego ani ja trace czucie jakby me uczucie topnialo bo mam leki i panicznie boje sie reakcji jego.niedaje rady panowac nad swymi klopotami.dlatego samotnie to wszystko przezywam.tu sie wygadalam.powinno mi ulzyc ale i tak nic to nieda.cierpie na cos tylko niewiem na co.bo nerwy i agresje juz mam wrodzona tylko probuje z nimi walczyc ale i tak jestem bez silna.ciezko mi jest.boje ze cos z soba zrobie tylko brak mi odwagi.albo tchorze bo uciekam sie do smierci lub piekla jakim jest alkochol.a niechce pic.to juz te pierwsze jest mniej wstydliwe.teraz niewiem co jest gorsze.napiszcie co mi jest.bo chodze do lekarzy to mowia ze jestem demolka.a jak jest z punktu psychiatry to niewiem juz sama.moze ktos mi tu wyjasni jesli potrafi cos pomyslec.dobrze.czekam na posty.pozdrawiam.