Skocz do zawartości
Nerwica.com

barikello

Użytkownik
  • Postów

    36
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia barikello

  1. No więc od 14 sierpnia nie wysłaliśmy do siebie ani jednej wiadomości - gdzie w okresie 'fascynacji' sobą rozmawialiśmy non stop, nawet będąc (w miarę możliwości) w pracy. To chyba już koniec. Mam ciągle jego numer, ale coraz rzadziej zerkam na jego profil, czy jest online. Widzę, że coraz rzadziej jest, więc przypuszczam, że i tak z kimś się spotyka. Pierwszy tydzień był bardzo trudny, bo tęskniłem bardzo... ale już powoli oswajam się z myślą, że chyba nawet znajomości z tego nie będzie. Jestem zaprawiony w takich 'bojach', więc to chyba kwestia przyzwyczajenia. Wiadomo, że początkowo się tęskni za osobą, z którą intensywnie się rozmawiało, która się podobała i gdzie była ta 'chemia' - a niełatwo trafić na taką osobę. Może musiałem na niego trafić i może musiałem to zepsuć, żeby mieć nauczkę. Czuję, że nawet jeśli nigdy więcej się nie skontaktujemy, to i tak dał mi pozytywnego kopa do działania :) Może ja mu po prostu zazdroszczę tego jego życia - fajnie ułożonego. Niby zwykły facet, a jednak z fajnym życiem, gdzie mu tylko miłości chyba brakuje, kogoś na stałe. Pora się ogarnąć, iść naprzód, nie rozpamiętywać tego co było i nic więcej już nie psuć :)
  2. Nieco ponad miesiąc temu poznałem osobę, z którą intensywnie pisałem i rozmawiało się na tyle dobrze, że zdecydowaliśmy się spotkać po niespełna trzech tygodniach. Problemu nie stanowiła nawet odległość kilkuset kilometrów. Niestety w międzyczasie dały o sobie znać moje kompleksy, narzekanie na siebie, zniechęcanie na siłę... i tak dostałem drugą szansę od tej osoby, bo mogło nawet nie dojść do naszego spotkania. Przez swoje zachowanie zbudowałem dystans, mur między nami. Wcześniej było miło i uroczo. Samo spotkanie niestety wyszło już drętwo, nie tak jakbym chciał... zapewne przez to o czym pisałem. Żadne z nas nie czuło się chyba swobodnie. Jedynie na sam koniec szczerze porozmawialiśmy i usłyszałem, że mogę liczyć jedynie na znajomość (zdałem sobie sprawę, że nie jestem w typie tej osoby - no tak, wcześniej widziała moje zdjęcia, a to nie to samo; poza tym wiele wymaga i pod względem wyglądu i charakteru - np. optymisty, kogoś kto potrafi rozśmieszyć - a mi tego chyba brakuje... pod oboma względami , do tego nie poradził sobie jeszcze ze stratą poprzedniej bliskiej osoby, z którą był w związku). Najgorszy dla mnie jest jednak fakt, że w przeciwieństwie do mnie, ta osoba na żywo wywarła na mnie super pozytywne wrażenie. i z wyglądu i z charakteru. Brakuje mi naszych rozmów (mam na myśli te dobre chwile, a nie moje 'narzekanie' na siebie), myślę, rozpamiętuję... Jednak wiem, że nic więcej z tego nie będzie. Coraz rzadsze rozmowy tylko o tym świadczą... a jeśli już nawiążę rozmowę, to czuję już niestety niechęć z jego strony, chęć jak najszybszego zakończenia konwersacji Muszę zapomnieć o tym kimś, a sobie z tym nie radzę - często zerkam, kiedy jest online, podglądam by sobie chociaż na niego spojrzeć. Chyba mi to nie pomaga, a tylko szkodzi. To człowiek z dobrym sercem i chciałbym, żeby był szczęśliwy i kiedyś ułożył sobie z kimś życie. Ja też chcę być szczęśliwy, dlatego muszę iść naprzód... Co mam robić? Jak zapomnieć i zająć się sobą, kiedy na ten moment tylko myślę i myślę o nim?
  3. Pewnie i była tu cała masa takich tematów, ale chciałbym byście polecili mi jakieś dobre, ciekawe książki stricte pod moje problemy Macie tu masę propozycji w innych tematach, dlatego zależy mi, by wybrać sobie coś dla siebie. Jeśli ktoś z Was jakąś zna i będzie miał czas, by tu coś skrobnąć, to proszęęęęęę ładnie 1. Przede wszystkim coś - jak mówi temat wątku - szukam czegoś o tym, jak zmienić się z pesymisty widzącego świat w szarych barwach, w optymistę - coś jak poradnik pozytywnego myślenia 2. Coś nt. kompleksów, jak sobie z nimi radzić i jak je wyeliminować ze swojego życia. 3. Jak zwalczyć nieśmiałość, być wesołym, jak nauczyć się być bardziej rozmownym, zabawnym, jak sprawić by ludzie mnie polubili. 4. Wszelkie afirmacje i tym podobne... I wszystko co mi się może przydać w moich problemach... Za parę dni będę w Polsce i pochodziłbym do księgarni :)
  4. Pisałem tą część w wątku powitalnym, dla zdaje mi się, że tu bardziej pasuje. Mam 27 lat, jestem gejem, mieszkam za granicą, mam masę kompleksów, mało do powiedzenia przy ludziach, dość nieśmiały... a chciałbym być inny, zupełnie. Byłem u faceta, którego poznałem prawie miesiąc temu(o nim wspominałem w pierwszej wiadomości wątku powitalnego, w ostatnim zdaniu - to na nim mi tak zależało)... poleciałem do niego do UK na weekend. Ledwo się spotkaliśmy, przez moje zniechęcanie go do siebie. Na początku było super (jak się poznaliśmy na początku lipca), ale z czasem to ja zbudowałem potworny dystans i teraz tego żałuję. Mówiłem swoje, że jestem beznadziejny, że na niego nie zasługuję a on cały czas się starał i był słodki. Na żywo wywarł na mnie super wrażenie (w przeciwieństwie do mnie na żywo wygląda jeszcze lepiej niż na zdjęciach - ale przede wszystkim o charakter chodzi... wieczny optymista i to mnie ujęło), niestety ja na nim raczej nie. Tuż przed wyjazdem zapytałem, czy dalej będziemy budować taki dystans, czy jednak mogę go przytulić - odpowiedział, że jednak teraz to tylko znajomość. Na początku było mi przykro, ale to zrozumiałem. Nie wiem co by było, gdybym od początku był pozytywnie nastawiony i nie jęczał mu tyle. Myślę, że jednak niczym nie ująłem go w tzw. realu..może i mu się nie spodobałem, na pewno chodzi też o charakter - on potrzebuje kogoś kto go rozśmieszy w każdej sytuacji, a ja tego nie umiem - za mało czasu spędzałem z ludźmi, nie mam wielu tematów, nie mam tzw. 'gadanego', nie wiem czy mam super poczucie humoru... często muszę myśleć i myśleć, by powiedzieć coś zabawnego, a nawet cokolwiek. Z pewnością mu się to nie spodobało. Ale on i tak kocha swojego faceta, z którym był kilka lat, a który odszedł do innego.... więc nie miałoby to sensu. Nawet gdybym nie był taki, jaki jestem. Trochę tylko dziwnie, inaczej jest jak już mało teraz ze sobą piszemy....Ale nakierował mnie na parę rzeczy... powiedział, bym walczył i się nie poddawał, dla siebie - i ma rację! Najfajniejsze z nim było chyba pójście na dyskotekę - nie byłem chyba z 12 lat na żadnej wcześniej.. tańczyć nie umiem i się bałem, ale chcę to zmienić bo było super... i nie tylko to chcę zmienić. Chcę być weselszy, do ludzi, uśmiechnięty, chcę być optymistą... tylko czy po tylu latach tak łatwo będzie to wszystko zmienić? Zacząłem szukać polskojęzycznego psychologa w swoim mieście. Już lata temu powinienem się był zmusić do podjęcia tego kroku. Nie lubię póki co siebie, mam masę kompleksów, porównuję się do innych ludzi - twierdzę, że nawet jeśli kogoś bym poznał, to i tak nie miałbym szans na długo go sobą zainteresować - i obojętnie czy chodzi o faceta, czy przyjaciela/przyjaciółkę.. nie chcę by dłużej tak było. Mam już 27 lat i mam dość stania w miejscu. Pora z tym coś robić. Czy ktoś ma takie zmiany za sobą? Szukam pomocy, bardzo jej potrzebuję.
  5. Ja też mam taką nadzieję. Nie poddam się i będę walczył... tym bardziej, że ktoś mi otworzył oczy na wiele spraw. Wiem, jak jest z tym w Polsce, z nastawieniem do ludzi innej orientacji. Ja się z tym nie afiszuję, ale to jest jeden z powodów mimo wszystko, który do powrotu zniechęca. Tu gej, lesbijka mogą się czuć swobodnie, przyznajesz się spokojnie w pracy, że jesteś gejem i nikt nie ma z tym problemu... tylko w Polsce byłoby łatwiej kogoś poznać, teoretycznie. z o.o - oczywiście, jeśli nie przeoczysz mojej odpowiedzi i będziesz jeszcze chciał/-a - to jak najbardziej możemy porozmawiać:) Sorry za to ł/-ła, ale z wiadomości nie mogłem wywnioskować, czy jesteś facetem czy kobietą:) Jakkolwiek - jest mi to obojętne :) ____________
  6. No wiem, wiem... spotkania na żywo przede wszystkim. Zdaję sobie z tego sprawę; życie w internecie to nie życie. Niestety ja na tym bazuję, tu jakoś nie mam odwagi gdzieś wyjść, na imprezę. Zresztą tak jak mówię, tu 95 % facetów szuka tylko jednego, a z Polakiem nikt by nie chciał wchodzić w inne relacje chyba. A ja tak niewiele wymagam, nie wymagam od razu przyjaźni, tylko spędzenia razem czasu, konsekwentnego budowania znajomości.. ciąg dalszy będzie, albo nie - nigdy nic na siłę. Zresztą nauczyłem się nie przywiązywać do ludzi zbyt szybko, kiedyś było inaczej i się sparzyłem - dlatego to zmieniłem. Ja mieszkam niby w sporym mieście, ale niewielu tu Polaków (facetów), a jeśli się już jakiś pojawi to też szuka na raz...z reguły. Myślę, że jeśli będzie tak jak jest to faktycznie wrócę do Polski. Pieniądze nie są w życiu najważniejsze... tam miałbym teoretycznie większe szanse na poznanie ludzi; a jeśli kiedyś bym chciał, to znowu mogę wyjechać za granicę. Nie jestem tu szczęśliwy. Czuję się zabity psychicznie, przez taki system życia. Chcę żyć. Normalnie.
  7. Często zastanawiam się nad powrotem do Polski, ale tam też musiałbym wszystko zaczynać od nowa. Spaliłem za sobą wszystkie mosty. Są może z 2 osoby w Polsce, z którymi mam jakiś kontakt.. ale byłoby sporym nadużyciem stwierdzenie, że są to jakieś przyjaźnie. Ale tu przez 4 lata nie poznałem w zasadzie nikogo do trwałej znajomości, od tak by po prostu z kimś pogadać, gdzieś wyjść... moje życie to tylko praca- dom.. ostatnio do tego doszedł kurs językowy. Ale co to za życie? Bez znajomych, przyjaciół... jeśli chodzi o facetów, to tu w Niemczech jest takie wyzwolenie, że każdy chyba tylko szuka jednego. Friends with benefits albo tylko 'benefits'. I gdzie tu poznać kogoś sensownego.... człowiek czuje się strasznie samotny. Tym bardziej, że widzę że jak jest się Polakiem lub w ogóle obcokrajowcem, to ludzie czują tu niechęć do takich osób z innych krajów. Ale jak bywam w Polsce to też jest niewiele lepiej, rzadko trafia się ktoś normalny z kim można pogadać. A jak już ktoś taki się pojawi, to to psuję...przez swoją osobowość, kompleksy. Twierdzę po prostu że nie zasługuję, rodzice mi chyba wpoili do głowy, że jestem do niczego i tak już mam. Dlatego nie chcę ich znać. Nie wiem jak byłoby mi w Polsce.. na razie i tak nie mam z czym wracać. Nie zarabiam tu dużo, ciężko mi coś odłożyć, a jeszcze mam raty do spłacenia. A życie ucieka przez palce... nie wiem naprawdę co robić. W sierpniu będę na kilka dni w Polsce, może mi się tyle chociaż przyda...
  8. Cześć, to mój powrót na forum po dłuższej nieobecności; dlatego witam wszystkich ponownie Wcześniej się tu jakoś specjalnie nie udzielałem, ale szukam pomocy, rozwiązania swoich problemów - złotego środka (o ile taki istnieje). Mam 27 lat i ciągle tkwię w miejscu. Kiedyś nie napisałem tu o sobie całej prawdy, przedstawiając się na forum. Teraz to zmienię, bo myślę że tak będzie najlepiej. Otóż zacznę od tego, że jestem gejem - jeśli ktoś ma z tym problem, niech po prostu ominie ten temat. Wiem jak ludzie potrafią być nietolerancyjni a zapewniam, że mam już wystarczająco dużo trosk na głowie (stąd m.in. obecność tutaj) i nie potrzebuję czytać przykrych wiadomości, komentarzy, które utkwiłyby mi tylko w głowie i pogłębiły moje problemy. Problemu z samoakceptacją akurat nie mam, w sensie orientacji - jest jak jest i już. Jednak mam masę kompleksów; począwszy od wyglądu, przez brak osiągnięć, generalnie jest to kompleks niższości. Jestem samotny; wyjechałem prawie 4 lata temu za granicę, w Polsce też nie mam wielu znajomych bo każdy poszedł w swoją stronę. Zerwałem kontakt z rodziną praktycznie od razu po wyjeździe - długa historia nie warta opowiadania - wiecznie toksyczne relacje; to w dużej mierze przez rodzinę jestem teraz w takim miejscu, w jakim jestem...w domu wieczne kłótnie o pieniądze (ojciec hazardzista) i o inne sprawy, brak miłości, zrozumienia itp. Głupio i wstyd pisać to facetowi, ale tak wyglądało moje dzieciństwo i lata aż do 22 roku życia. Prawie całe moje życie. Gdy mimo przeciwności chciałem coś dla siebie zrobić, kończyło się to podcinaniem skrzydeł przez rodziców. Bo mi się nie uda, bo 'po co', albo wzdychanie 'aaaaa...eeeee, na co ci to'. Nie mam wiary w siebie, twierdzę że nie zasługuję na nic dobrego, że do niczego się nie nadaję, że zostanie jak jest. Nie mogę nikogo poznać, chcę, próbuję coś zmienić....ale zaraz odzywają się głęboko zakorzenione w głowie, negatywne myśli, kompleksy, zaczynam zniechęcać do siebie ludzi i odpychać ich od siebie. Piszę to, bo szukam pomocy. Cokolwiek co by mogło coś zmienić w moim życiu na lepsze, każda porada, rozmowa, jakieś afirmacje, czy nawet przydatna książka do czytania. Nie chcę by mijały kolejne lata i nic się nie zmieniało. Chcę być szczęśliwy, nie chcę być sam. Nie poznałem tak naprawdę życia, dużo rzeczy mnie ominęło. Ludzie się bawią, tańczą - a ja? Nigdy w życiu nie byłem na głupiej dyskotece. Nikt mnie nigdzie nie zaprasza. Nie widziałem świata. Jeśli gdzieś wyjeżdżam to sam i każdy kolejny wyjazd jest gorszy i coraz smutniejszy. Nie chcę takiego życia więcej. Mam już 27 lat i nie wiem czy to jeszcze czas by coś się poprawiło, ale szukam.... nadziei Ostatnio mi na kimś zależało i było mi bardzo źle, bo znowu to zepsułem, odepchnąłem kolejną osobę od siebie. Dlatego tu jestem...
  9. Trochę mało jak dla mnie, porównując to do osiągnięć innych, no ale ...powiedzmy, że na początek wystarczy i fakt, że żyję To co dalej?
  10. Cześć, nowy tu nie jestem, ale mało się udzielałem, więc w zasadzie można uznać niejako, że jestem tu nowy, czy raczej początkujący (w sumie niewielka różnica między jednym a drugim ). Wracam, by nabrać dystansu do pewnych spraw, trochę podpatrzeć jak sobie radzicie, coś poczytać - może i ja wyciągnę z Waszych doświadczeń jakieś nauki dla siebie. Ciut o mnie i o tym jaki tu mam cel. Mam problemy, chociaż kiedyś było z tym gorzej - od samooceny, przez kompleksy, na wyglądzie i poczuciu niższości skończywszy. Mając 26 lat, nic nie osiągnąłem, nie wiem wiele na temat 'jak się cieszyć życiem', mało widziałem świata, często byłem zdołowany sukcesami innych; zmuszony też byłem zerwać toksyczne relacje z rodziną. Znajomych niestety też nie mam wielu. Pora się ogarnąć i małymi krokami iść do przodu. Chciałbym pocieszyć się obecnością na tym świecie i akceptować siebie, zanim zakopią mnie 2 metry pod ziemią, w końcu mamy jedno życie
  11. Tylko jak osiągnąć szczęście bez działania? To wyklucza się nawzajem, tak mi się wydaje. Potrzebuję zmian, które wymagają działania, a tylko to jest drogą do szczęścia. Wydaje mi się, że jakiś wybrakowany nie jestem. Potrafię rozmawiać, może nie jestem wybitnie interesującą jednostką, ale skoro wielu ludzi poznaje znajomych i przyjaciół, bo wiedzą co się dzieje na imprezach, jakie są trendy (nie, żeby mnie takie tematy interesowały), to ja też mogę mieć coś do powiedzenia. Na pewno nie chciałbym się bawić w puste znajomości, nic nie warte kontakty. Teraz mi jednak nawet na forum nie wychodzi poznawanie ludzi; nie mówię o tym konkretnym przypadku. Już jakiś czas temu poczułem się wypalony, stwierdziłem, że skoro nie potrafiłem nikogo poznać, to nic się nie zmieni. Ale samotność robi swoje. Ja już nie mam od lat prawdziwych znajomych... ostatnie lata "towarzyskie" miałem chyba jako uczeń podstawówki, kiedy z kumplami robiliśmy jakieś bazy, miałem niezły kontakt z ludźmi. Potem coś się zepsuło (już ja wiem co zawiniło) i zaczęło się przesiadywanie w domu... tylko szkoła, która była traumą, gimnazjum, później poszło dalej, zrobił się ze mnie odludek. A chciałbym żyć jak inni. Teraz jestem za granicą, albo pójdę na kurs i spróbuję w ten sposób, albo wrócę do Polski i zacznę chodzić na terapię Potem szkoła zaoczna, praca... tylko zawsze mam problem z początkami, pierwszym wrażeniem. Później wychodzę na niemowę, nieśmiałego... wszystko też przez moją nieśmiałość i przez obawy, że powiem coś głupiego.
  12. nieboszczyk, ładne porównanie ale ze mną chyba aż tak źle nie jest. po prostu nie potrafię nikogo poznać, a to z powodu niskiej samooceny, a to dlatego że mam mnóstwo negatywnych myśli w głowie, szybko się zniechęcam, wolę pierwszy się zniechęcić niż żeby ktoś mnie odstawił na bok. Zauważyłem zresztą, że strasznie dużo wysiłku trzeba żeby kogoś poznać. Czasami mi się nie chce już poświęcać komuś czasu, bo nie wiem i tak czy "coś" z tego będzie. A teraz jeszcze cholerne Niemcy, gdzie jeszcze ciężej poznać ludzi. Nie mówiąc o Polakach, ciężko o kogoś życzliwego, wszyscy patrzą na siebie "wilkiem" Najlepsze, że nie mam cierpliwości do ludzi podobnych do siebie. Z kolei do "wyższej półki" towarzyskiej nie pasuję; nigdy pewnie nie będę imprezowiczem, któremu gładko będzie przychodziło poznawanie nowych ludzi. Zresztą nie na tym mi zależy. Po co się chwalić 1000 znajomych na facebooku, skoro 80 % z nich będzie znana tylko z widzenia? Ja chciałbym nawiązać wartościowe kontakty, ale chyba dużo pracy przede mną. Tzn. na pewno... jak można zacząć?
  13. Nie wiem czy tytuł jest do końca trafiony, ale chyba można się domyślić o co mi chodzi. Miałem swoje problemy; depresje, później wmówiona (lub nie) fobia społeczna - w jakimś stopniu pewnie ją miałem, wyobcowanie, do tego kiepskie relacje w domu z rodziną. Stałem się odludkiem bez znajomych (nie wspominając o przyjaciołach), który jak ognia z czasem zaczął też unikać spotkań rodzinnych - czy to na święta, czy normalne odwiedziny weekendowe, które kiedyś były tradycją. Miałem pewien okres w swoim życiu, kiedy było mi wszystko jedno, nie lubiłem ludzi, twierdziłem, że nie są mi potrzebni, a takie sprawy jak prawdziwą przyjaźń wolałem włożyć między bajki - bo ludzie prędzej czy później skrzywdzą, więc lepiej zająć się samym sobą i nie zawracać sobie głowy takimi sprawami. Ile to trwało? 10-12 lat? Połowa mojego życia Jaki teraz jestem...można się domyślić; część już wiecie z drugiego akapitu. Widzę wielu ludzi i nie chcę żeby tak dłużej było. Zazdroszczę im życia towarzyskiego, tego co robią w życiu - i nawet bez Tylko czy dla mnie nie jest za późno? Nie umiem nawiązywać kontaktów z ludźmi, może nawet działam odpychająco, bo z reguły jestem pochmurny. Pewnie nigdy nie będę duszą towarzystwa, ale chciałbym poznać kiedyś ludzi, którzy by mnie zaakceptowali i dzięki którym mógłbym się zmienić, śmiać się, poznawać "świat", robić rzeczy, których nigdy do tej pory nie robiłem i być w miejscach, w których nigdy nie byłem. Wielu by się zdziwiło, jakie małe rzeczy by mnie ucieszyły... takie pewnie, dla większości które są normalne, codzienne, powszednie. Czy po kilkunastu latach stagnacji można nauczyć się poznawać ludzi? Być optymistycznie nastawionym i się nie zrażać? Chciałbym być potrzebny. O. Jak przyjaciel, ale na to trzeba czasu. Dużo mnie ominęło w życiu. Chyba za dużo.
  14. Absinthe, niby nie uciekną, ale nie po to inwestowałem w książki i kursy, by teraz leżały. Poza tym mieszkam (póki co przynajmniej) w Niemczech, mój język jest mizerny, w pracy jestem traktowany chyba trochę jak idiota z tego względu. A na razie nie mam kiedy tego poprawić. Przed podpisaniem umowy mówiono mi, że dostosują grafik do mnie jeśli będę chciał robić kurs w profesjonalnej szkole językowej. Niedługo będę chciał go zacząć. Zobaczymy czy się wywiążą z umowy. Jeśli nie, to chyba zrobię to, co napisała Evia, przepracowałem już na tyle długi okres czasu, że mogę się ubiegać o zasiłek... nie żeby był to dla mnie jakiś zaszczyt - serio, wolałbym pracować, ale nie na takich zasadach. Co to za życie, kiedy tylko harujesz na nocki i nie mogą ci dać chociaż tych dwóch dni wolnych z rzędu, żebyś miał czas na zrobienie czegoś sensownego dla siebie? Przez 8 miesięcy tak było. I jest.
  15. Nie jestem pewien, czy to temat na kategorię "depresja", ale... ...może macie jakieś porady dla kogoś, kto nie ma pomysłu jak zarządać swoim czasem? Chodzi o mnie Chciałbym zrobić jakieś postępy w nauce języków, powinienem się więcej uczyć, ale kiepsko mi to wychodzi. To też przez pracę. Zmiany nocne, dużo zmian nocnych. Przykładowo 6 z rzędu. Kiedy mam zrobić cokolwiek w kierunku nauki, czy cokolwiek innego dla siebie, skoro mam czas jedynie na pracę i pospanie kilka godzin? Jestem już zmęczony i niezadowolony z takiego obrotu sprawy w pracy. Ale nic nie mówię i nie narzekam, bo potrzebuję pieniędzy... ale w takim tempie to ja się nie nauczę języka. Mam spać po 3 godziny i potem chodzić pół-żywy?
×