Witam. Mam 25 lat i od kilkunastu miesięcy leczę się u psychoterapeuty na nerwicę lękową (nie przyjmuję żadnych leków). Towarzyszą jej ciężkie zaburzenia erekcji, w sytuacjach intymnych z dziewczyną często jest to po prostu brak erekcji, choć kilka miesięcy temu wydawało się, że jest przełom - miewałem silną erekcję na myśl o niej oraz podczas zbliżeń. Było to dość sporadyczne. Przy masturbacji była bardzo twarda erekcja. Teraz jednak nastąpił nawrót problemu. Trwa od 4 miesięcy. Zacząłem się tym bardzo mocno stresować, wobec czego pojawiają się u mnie wprawdzie poranne spontaniczne erekcje, bardzo twarde, ale jednak krótkotrwałe. Bardzo szybko penis opada i nie wiem, czy to pod wpływem wzmożonego lęku i stresu. Zacząłem się też na nowo masturbować, żeby lękowo i obsesyjnie sprawdzać swoją sprawność: dochodzi do wzwodu i wytrysku, ale wzwód jest dziwnie miękki i towarzyszy mu depresyjny brak większej chęci na seks: masturbuję się na siłę, obserwując nerwowo moje ciało, żeby upewnić się, że wszystko jest ok. Przebiega to mniej więcej poprawnie, ale wzwód nie jest super twardy i muszę długo stawiać go, zanim jest gotowy do działania.
Moje pytanie: czy tego typu zaburzenia da się trwale i zadowalająco wyleczyć? Czy 10 miesięcy to czas, kiedy powinienem się martwić brakiem w pełni zadowalających rezultatów?
Czy miękka erekcja podczas masturbacji musi oznaczać jakiś problem organiczny, czy też może to być efekt stresu, depresji, zdołowania?