Witam wszystkich !
Chciałabym nawiązać kontakt i liczę na to na tym forum z osobami, które przeżywają trudności spowodowane lękiem przed rozmową/słabą dykcją i tym wszystkim, co kręci się wokół mowy. Zacznę od tego, że jestem osobą dorosłą, zawsze mówiłam szybko, na jednym wydechu jednak to, co teraz przeżywam nie pozwala mi normalnie funkcjonować i sprawia, że cały czas mam w głowie tylko tą jedną myśl - żeby ładnie mówić, ale koniec końców nic z tego nie wychodzi, po części na pewno jest to spowodowane słabym narządem artykulacyjnym jednak z całą pewnością 3/4 problemu siedzi w mojej głowie. Mam bardzo niskie poczucie wartości, praktycznie zerowe i myślę, że to w dużej mierze przekłada się na sposób mówienia. Od dłuższego czasu coraz trudniej logicznie mi się wysłowić, długo szukam słowa w głowie, nawet tego najprostszego, przekręcam wyrazy tak, że ostatecznie wychodzi z tego jeden wielki niezrozumiały bełkot. Wstyd mi za siebie. Mam coś takiego, że z jednymi osobami rozmawia mi się w miarę dobrze, swobodnie, przy innych takich pewnych siebie, których to ludzie szanują wypadam fatalnie. Po prostu bardzo się stresuję, nie umiem być wyluzowana, chcę "jakoś" wypaść, ale rozumiem, że dłuższe przebywanie ze mną może być męczące. To jest takie koło zamknięte, czasem mam wrażenie, że moje problemy z wysławianiem się nie wynikają z niskiej samooceny, tylko wręcz przeciwnie - gdybym umiała się składnie wypowiadać to na pewno sama ze sobą czułabym się zdecydowanie lepiej. Nie mam znajomych, dwie koleżanki raptem, w szkole średniej przeżyłam traumę, nie umiałam się dostosować do otoczenia, wszyscy mieli kogoś, swoją paczkę, a ja byłam na doczepkę. O ile w podstawówce było ok o tyle czas dojrzewania, dorastania był chyba tym momentem przełomowym w moim życiu, któremu nie podołałam i skutki tego odczuwam do dziś. Jestem bardzo wrażliwa, wszystko biorę do siebie i wszystkim się przejmuję. Nie ma akceptacji w moim życiu, w rodzinie jestem czarną owcą, ludzi, którzy wykazują w stosunku do mnie jakąś sympatię mogłabym na palcach jednej ręki policzyć. Dla wielu jestem dziwna, izoluje się od ludzi, po pomimo tego, że nie uważam siebie za osobę totalnie nieśmiałą, taką pierdołę życiową jest we mnie coś takiego, co sprawia, że ludzi odpycham, nie znają mnie dobrze, a już nie mają szacunku, dogadują, wykorzystują to, że jestem odrobinę mniej przebojowa, tak, jakbym wady miała wypisane na twarzy, a przecież był czas w moim życiu, kiedy miałam koleżanki, kolegów, kiedy byłam po prostu lubiana. Nie wiem co się stało, na prawdę nie wiem. Rozpisałam się, wracając jednak do sedna sprawy, jestem po wielu konsultacjach u logopedów, psychologów, jednak to nic nie daje, jedyne co się dowiedziałam, to to, że dolega mi tzw. mutyzm selektywny właśnie o podłożu psychicznym. Aktualnie jestem osobą bezrobotną, boje się podjęcia pracy, bo zdaje sobie sprawę ze swoich ograniczeń, nie wiem, gdzie mogłabym pracować ze swoja kiepską mową, lękiem przed odezwaniem się, nawet ostatnio miałam rozmowę w banku, ale tak zasuwałam nielogicznie, że osoba rekrutująca patrzyła na mnie ironicznie, jaka to jestem beznadziejna. Jest mi bardzo, ale to bardzo trudno, nie wiem jak wyjść z tego marazmu, jak rozmawiać z ludźmi, jak radzić sobie ze świadomością tych problemów. Nie wiem, czy jeszcze cokolwiek można zmienić i przede wszystkim jak ?, do tego mam natrętne myśli na tym podłożu, typu: "i tak Cię nikt nie rozumie", "to głupie co mówisz", "jesteś bezsensu". A izoluję się dlatego, że zawsze po takich spotkaniach czuje się fatalnie, bo znowu palnęłam jakąś głupotę, wypowiedziałam się w sposób chaotyczny, zacięłam się, nikt mnie nie zrozumiał itp., więc, żeby uniknąć tego złego samopoczucia, pretensji do siebie uciekam od ludzi, tym samym nie skazując również ich na ciężar przebywania ze mną. Czy ktoś ma podobnie ?, fajnie byłoby wymienić spostrzeżenia i znaleźć wzajemnie wsparcie :)