Zawsze był to dla mnie problem, zawsze miałem obsesję na tym puncie, nawet gdy miałem 25 lat...
Za kilka tygodni kończę 37, już widzę siebie jako 40-latka, przeraża mnie ta wizja, nie mogę przestać o tym myśleć. Niektórzy mówią że dla faceta czterdziestka to nie dramat (przepraszam za to stwierdzenie, nie chce urazić żadnej kobiety, po prostu cytuję popularne wypowiedzi) ale ja nie jestem w stanie funkcjonować z myślą że za 3 lata będę w takim wieku, postrzegam to jako jakąś granicę między młodością a starością, taki deadline który jak się przekroczy nic nie ma już większego sensu.
Sytuacja osobista bardzo wzmaga tego typu myśli. Jestem bardzo samotny, ludzie to była zawsze moja pięta achillesowa, więc znajomych prawie nie mam, 3 miesiące temu bardzo niespodziewanie straciłem tatę, wspaniałego człowieka w którym miałem wielkie oparcie i którego bardzo nie doceniałem, ciężko się pozbierać, poza mamą nie mam teraz żadnej rodziny, dziadkowie dawno nie żyją, rodzice tak jak ja byli jedynakami. Byłem w kilku związkach ale nigdy nie spotkałem takiej dziewczyny o jakiej marzę Mam dość specyficzne podejście do życia i to pewnie również sprawy nie ułatwia, nie jestem zbyt prorodzinny... Dzieci mieć nie chce, wiem to od zawsze, za sens życia zawsze uważałem podróże, świadomość wolności. Staram się to realizować, podróżuje, sporo już zjeździłem, nie tyle ile bym chciał może ale staram się kiedy tylko jest możliwość, trochę sobie zastępuję brak przyjaciół, znajomych ale samemu to tak na prawdę frustrujące, często żyje nadzieją że poznam kogoś podczas wyjazdu, kobietę marzeń w jakimś egzotycznym miejscu ale oczywiście to lipa, życie to nie film. Chyba większość osób w moim wieku czuje że szaleństwa młodości już za nimi i odczuwają potrzebę ustatkowania się, stabilizacji, u mnie jest absolutnie inaczej, mam wielki głód życia, przeogromny, podróży przygód, nawet ryzyka... Mam wręcz obsesje tego że czas przelatuje mi przez palce, że nie żyję pełnią życia, że powinno być ono wypełnione przygodami jak z książki podróżniczej. Zawsze marzyłem że poznam tego typu dziewczynę, spontaniczną miłośniczkę podróży, nie zaś taką która chce się bawić w dom. Ale wszystkie które dotąd znałem chciały bardzo typowego życia, a wyciągnięcie ich gdzieś graniczyło z cudem, zawsze brak czasu, środków, ochoty (tego ostatniego chyba głównie)... Czy na prawdę wszyscy w moim wieku nie mają już na nic czasu ? Wszyscy tylko pracują całymi dniami, wychowują dzieci itp, gdzie w tym wszystkim miejsce na życie ?
Skazany jestem na portale randkowe bo jestem zbyt nieśmiały na to by w realu podjąć inicjatywę, ale to kompletna beznadzieja, mam za sobą dziesiątki takich jednorazowych spotkań po wcześniejszym umówieniu się przez portal (2 godziny w kawiarni i na tym koniec) trafienie na kogoś z kim zaiskrzy to jak trafienie w totka. Do tego frustrujące jest że zaczepiają mnie tam co raz częściej osoby po przejściach (z dziećmi), jednocześnie przeraża mnie myśl że im więcej lat będzie mi przybywać tym w większym stopniu będę skazany waśnie na takie osoby a poznanie osoby bezdzietnej będzie trudniejsze. Jeśli taka miałaby być cena to wolę dożywotnią samotność... Jak pogodzić się z wiekiem w który się wkracza, jak zyskać trochę ludzi wokół siebie...