Jak zawsze ciężko jest mi się przywitać. Nie wiem nawet z czego to wynika. Czy z jakiejś skrywanej nieśmiałości czy może z poczucia, że moje problemy są błahe i nikogo to nie obchodzi.
Zjawiłam się tu bo mam problem z którym sobie już nie radzę a do lekarza boję się iść. Zapewne za jakiś czas i tak się do niego udam...
A więc, mam 24 lata i od dłuższego czasu mieszkam z narzeczonym, którego kocham nad życie. Jestem osobą młodą ale od kilku lat nie mam na nic siły. Nie chce mi się rano wstawać, prawie całe dnie przesypiam. Mam wahania nastrojów. W jednej chwili się śmieję a w następnej płaczę albo krzyczę na całe gardło. Odkąd tylko pamiętam miałam bardzo niskie mniemanie o sobie. Nienawidziłam swojego wyglądu, głosu, umiejętności. Od zawsze wiedziałam, że jestem gorsza od innych. Kiedy odwiedzałam koleżankę z klasy widziałam swoje odbicie w szybie jej drzwi. Zastanawiałam się wtedy jak ona może zadawać się z kimś takim jak ja. To było w podstawówce. Potem niestety było gorzej. Poszłam do gimnazjum gdzie "koledzy" z klasy znęcali się nade mną psychicznie... Skończyło się na kilku próbach samobójczych i na samookaleczaniu się. Do tej pory to robię bo mnie to po prostu uspokaja.
Mimo, że mam dla kogo żyć ja nie chcę. Nie mam siły. Nie potrafię. Każdego dnia kotłuje się we mnie myśl, że muszę zniknąć ale czekam na jakiś impuls. Czuję, że tak będzie lepiej.
Pozdrawiam wszystkich.