Skocz do zawartości
Nerwica.com

Magiczna

Użytkownik
  • Postów

    12
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Magiczna

  1. Magiczna

    Dwa lata... Problem

    Witam, proszę o poradę... Otóż mam dość już długotrwałe problemy ze sobą ( problemy w rodzinie, niska samoocena, problem ze znalezieniem pracy, a raczej w ogóle z rozpoczęciem jej ponownego szukania ). Dodatkowo chyba uzależniłam się od osoby płci przeciwnej przez co wszystko się sypie w moim życiu. Czasem miewam ataki złości w jego kierunku, mimo że nie jesteśmy razem, to jestem strasznie zazdrosna o niego. Mimo tego, że nie życzę mu źle, to nie potrafię pohamować złości i żalu, że teraz nie mogę normalnie żyć jak kiedyś. To wszystko trwa ju dobre dwa lata i chyba jest coraz gorzej. Mam nim kontakt raz na jakiś czas, ale chyba powinniśmy już w ogóle go nie utrzymywać... Natomiast bardo mi zależy na nim, żeby móc się nim zobaczyć chociaż czasem. Ale obawiam się, że nie jest to możliwe. Nawet nie potrafię sobie wyobrazić tego, że już nigdy się nie spotkamy. Niestety bardzo się mieniłam prze tę znajomość, wręcz stałam się nie do wytrzymania i dla samej siebie i czasem widzę, że osoby, z którymi mam kontakt, też widzą moją zmianę. Przez co czuję, że ludzie niechętnie ze mną przebywają i nie są już tacy serdeczni jak kiedyś. Wiem, że to głównie wina MOJEGO aktualnego nastawienia do życia i brak wiary w lepszą jego wersję. Ponadto te problemy apatii i braku zainteresowania czymś na dłużej ni kilka minut są nie do z niesienia. Do tego często zdaza mi się siedzieć bezczynnie prze dłuższy czas.
  2. Witam, Nie wiem czy to dobry dział.... Czy ktoś poleci dobrego psychologa/ psychoterapeutę w Częstochowie?
  3. Oj nie... W sumie bardzo często rozmyślam nad sobą i swoimi "dziwactwami" i teraz trafiłam na ten temat. Te objawy brzmią dla mnie jakoś bardzo znajomo... I występują całe życie tak na prawdę. Czy jest ktoś na forum z TYM i w związku? Nigdy nie byłam u psychologa, ani innych specjalistów, obawiam się, że to się rozrosło we mnie :/ Jeszcze teraz mam trudny, okres w życiu i obawiam się, że przez to nie jestem w stanie zacząć nawet na porządnie szukać pracy.
  4. Wiem, dlatego nie wiem co mam zrobić, jakie kroki podjąć. Ale z drugiej strony obawiam się że nigdy nie będę gotowa na związek. Jako nastolatka inaczej do tego podchodziłam, bardziej optymistycznie, ale wiadomo patrzyłam na to z innej perspektywy. Pewnie było mi obojętne czy zranię czy nie. Teraz już kompletnie się pogubiłam i nie spodziewałam takiego efektu kilku rozmów z nim. Trochę się obawiam z nim rozmawiać na takie tematy, wiem że będzie mi przykro i strasznie ciężko to wydobyć z siebie. A nie chcę żeby naszą znajomość kojarzył tylko z moimi "nienormalnymi" sprawami.
  5. Bardzo krótko, ogólnie znamy się kilka miesięcy. Ale właśnie wydaje mi się, że on jest strasznie opiekuńczy, wyrozumiały i cierpliwy. Wręcz idealny dla mnie charakter bo ja sama jestem "trudna" i potrzebuję czasami odpoczynku i zrozumienia, zapewne wiesz o czym mówię Ja po prostu nie potrafię się przyzwyczaić i przekonać, że ktoś chce o mnie tak dbać i mnie potrzebuje. Tak mi się wydaje, że może coś takiego jak pisałeś, że chcę być niezależna, troszkę pewnie wciąż dziecinnie żyć: jak to się mówi "zjeść ciasto i mieć ciastko" Zależy mu na naszym kontakcie i chciałby żeby między nami coś było, a ja wszystko hamuję. Jest to dosyć skomplikowana sprawa, oczywiście z mojej winy.
  6. Wiesz, też chodzi o to, że ja już wcześniej próbowałam wyjść gdzieś. I zawsze kończy się tak samo, pójdę, fajnie, fajnie, ale do czasu. Po kilku godzinach pragnę po prostu iść do domu, jeśli są jakieś większe imprezy, nie znoszę spać u kogoś w domu, nie mogę zasnąć. Bardziej się męczę niż "bawię". I jednego dnia potrafiłam im powiedzieć, że chętnie za tydz pójdziemy gdzieś, ale potem... Zdarzyło się nawet kilka razy, że godz przed spotkaniem dzwoniłam, że jednak nie przyjdę, bo... i tutaj łańcuszek wymówek (tak jak u Ciebie), ew mówiłam, że mi się nie chce po prostu. Potem to ciągłe zachęcanie z ich strony, że będzie fajnie, żebym szła... Jeszcze bardziej mnie wkurzało i już na 100% wiedziałam, że nie pójdę. Ostatnio wszystko to sobie przypominam i często czuję trochę poczucie winy, że oni to odbierali pewnie jakoś negatywnie z mojej strony. Wiem, że nie mają do mnie pretensji o to, ale jeżeliby mieli, to pewnie potrafiłabym to zrozumieć. Od jakichś dwóch lat spotykam się regularnie co miesiąc, dwa (zależy jak im pasuje) z kilkoma osobami posiedzieć, pogadać, naprawdę ich lubię. I zazwyczaj bardzo się cieszyłam, że się z nimi spotkam. Ale ostatnio nawet z nimi nie mam takiej szczerej ochoty gdzieś iść. No... tak... U mnie wcześniej było tak, że chyba faktycznie trochę poddawałam się tym emocjom, ale jakby cały czas żyłam tym życiem co poprzednio/zanim wydawało mi się, że ktoś mi się podoba itd. czyli szkoła, potem wiadomo studia, inne zajęcia. A teraz jest inaczej, ponieważ naprawdę mi zależy na tym człowieku, czuję coś dziwnego, innego do niego. I na samym początku czułam się jak typowy "zakochaniec", czyli nowa spódniczka, nowe perfumowane mleczko do ciała o słodko-ciepłym zapachu I hop na spotkanie, żeby go lepiej poznać A teraz chyba wróciłam na ziemię i po prostu się boję. Bo jednego dnia wydaje mi się, że mogłabym z nim siedzieć cały dzień, nawet nic nie robiąc (czego nie znoszę zazwyczaj), ale już im bliżej tego, że jest okazja żeby się spotkać, to nagle taki mętlik w głowie i nie wiem jak mam się zachować przy nim. Nie wiem czy brnąć w to czy nie. Strasznie uczucie, nikomu tego nie życzę Nigdy nikomu niczego nie zazdrościłam, ale w tym momencie chciałabym się zamienić z kimś bardziej normalnym, po prostu się zakochać i się cieszyć.
  7. jokrk, witaj Faktycznie strasznie sporo się zgadza, przeczytałam Twój post. Mam w 90% tak samo Ale szczerze myślisz, że te małe nawyki coś zmienią? Bo ja coraz częściej mam przekonanie, że taka po prostu jestem. Myślałam nad psychoterapią (na początku nad lekami, ale sporo osób już mi odradziło), ale obawiam się, że jestem za "cwana". Czuję, że nie będę chciała za każdym razem współpracować z psychoterapeutą. W najgorszym przypadku dojdzie do kłamstwa, żeby mieć spokój, przykładowo powiem, że jakiś ćwiczenie wykonałam, a tak nie zrobię. Albo sama zrezygnuję za wcześnie. Jakoś nie potrafię sobie wyobrazić tego spotkania ze specjalistą... Dokładnie, też chyba tak mam. Zawsze po czasie wydawało mi się, że ten mężczyzna w sumie to jakoś specjalnie mi się nie podobał. Tyle, że w moim przypadku właśnie to ONI zaczynali ze mną flirtować, a ja chyba nigdy sama nie zaczęłam. W sumie teraz sobie to uświadomiłam po przeczytaniu Twojej wypowiedzi. Chociaż aktualnie z obecnym mężczyzną też tak jest, to do niego czuję coś innego niż do tamtych. I bardzo mi imponuje swoim zachowaniem, poza tym mamy jakąś sporą więź psychiczną.
  8. agusiaww, dziękuję za odp :) Wiesz, problem w tym, że już była siłownia, tańce są dalej... Ale to nic nie daje... To wszystko działa na chwilę, potem jest to samo. To takie uczucie jakby kontakty towarzyskie nie dawały mi przyjemności, ale potem narzekam gdzieś w głębi, że nie mam z kim pojechać chociażby na wakacje. Ogólnie rozmowy z ludźmi nie stanowią dla mnie problemów. To wszystko ciągnie się od dziecka. Po prostu obawiam się, że to część mnie i nie da się nic z tym zrobić. Jedynie założyć chwilowe ubranie, pod którym się duszę jeżeli jest na mnie za długo. Trochę błędne koło. Tyle, że wcześniej cierpiąc, wiedziałam, że taka jestem i nie potrzebni mi ludzie, skoro źle się z nimi czuję, to nie muszę nigdzie wychodzić itd... Ale wszystko się zawsze odnawia kiedy właśnie poznaję osoby, na których mi zaczyna zależeć, a teraz jest kompletnie tragicznie bo faktycznie się chyba zakochałam. I trochę się tego boję szczerze mówiąc...
  9. Często się zastanawiałam jak to jest tak "normalnie" żyć, wychodzić gdzieś co tydzień, przejmować się takimi głupotami jak wiadomości o celebrytach czy to, że ten Pan z tą Panią, a Pani X już w takim wieku, że powinna mieć dzieci, a nie ma... Mnie kompletnie to nie interesuje i nawet ciężko mi rozmawiać z ludźmi o typowych, codziennych sprawach, przez co zostaję odbierana jako ta co ma "wszystko w du..." Z jednej strony lubię swoją dziwaczność i wyjątkowość, ale przez to obawiam się, że np. nigdy nie wejdę w poważny związek czy nie spełnię swoich marzeń. To boli...
  10. Witam Mam 25 lat i ten stan, któremu przypisuję depresję ciągnie się od dzieciństwa... w sumie od kiedy pamiętam. Mam podejrzenia, że wpadłam w depresję, stany lękowe. Już od dziecka nie chciałam przebywać z rówieśnikami, w zasadzie nudziło mnie ich towarzystwo, po części tak jest teraz. Z jednej strony wolę zajmować się czymś konkretnym, ale z drugiej często (a ostatnio bardzo często) czuję się samotna, jest mi przykro, że nie mogę gdzieś z kimś pojechać i spędzić wspólnie czas. Są dni, kiedy wstanę pogodna i wiem czego chce, nawet mam ochotę gdzieś wyjść, porozmawiać chociażby z kimkolwiek, natomiast już następnego dnia "świat się wali" i nic nie jestem wstanie zrobić... Raczej jestem introwertykiem, także nawet nie mam potrzeby mówienia o tym innym. Zawsze sama chciałam wszystko rozwiązać i nie szukać pomocy u innych. Ostatnio te stany i mieszane uczucia są nie do zniesienia. Nic nie mogę zrobić, dokończyć, mam kilka poważnych hobby, ale nawet to nie pomaga tak naprawdę. Rok temu znalazłam kolejną pasję, wszystko było cudownie i pięknie dopóki nie skończyłam studiów, które uwielbiałam i dawały mi kontakt z naprawdę fajnymi ludźmi. Dodatkowo w tym czasie pojawił się mężczyzna, z którym często rozmawiałam, co potem przerodziło się w mocne uczucie, z jego strony też. Aktualnie ciężko mi wytrzymać bez kontaktu z nim chociażby kilka dni. Niestety bardzo boję się wejść w związek, podejrzewam, że swoim zachowaniem mogłabym skrzywdzić tę osobę, najpierw dać nadzieję, a potem się wycofać ze strachu. Sama też bardziej cierpię z powodu tych uczuć. Aktualnie też nie pracuję, także mój kontakt z ludźmi jest okrojony co też nie ułatwia sprawy. Tak jak pisałam na początku, od dziecka mam takie problemy, nie przeżyłam żadnej traumy, nie stało się nic takiego w dzieciństwie, tak po prostu było zawsze. Spędzanie czasu z rówieśnikami sprawiało mi jedynie przyjemność jeżeli dotyczyły np pracy zespołowej, hobby. Jednak od kilku miesięcy wszystko jest to coraz bardziej uciążliwe i trudno się przebić przez tę "skorupę", coraz częściej jest mi przykro z błahych powodów, wiele rzeczy doprowadza mnie do łez, po czasie widzę, że nie potrzebnie... Jednak dopiero po czasie. Stąd moje pytanie, czy psycholog pomógłby mi w tej sytuacji? Pytam, ponieważ jeżeli to będzie czysta, pocieszająca rozmowa na temat barwności życia, to obawiam się, że to nie zadziała. Czy leki jakoś faktycznie mogą pomóc? Wiem, że nie zmienią mojej świadomości i tego co ukształtowało się już od dziecka. Jednak jeżeli jest cień nadziei w lekach, to być może byłabym skłonna spróbować. Z góry dziękuję za odp
×