Witajcie, jestem tu nowa, nie wiedziałam jak rozpocząć przygodę z tym forum, więc założyłam nowy temat, jeśli był już podobny to bardzo przepraszam, ale potrzebuje porozmawiać z kimś obcym.
Mam 24 lata. Myślę, że mój problem sięga już lat młodszych, ale aż tak źle jak teraz to nigdy nie było. Mój problem dotyczy mojej rodziny. Mieszkam z rodzicami, siostrą (większość życia się kłócimy niż żyjemy dobrze, jest między nami 6 lat różnicy) i od stycznia z jej mężem. Odkąd pamiętam, zawsze była lepsza ode mnie, przynajmniej w oczach moich rodziców, lepiej wyglądała, uczyła się wzorowo, ukończyła studia, dostała się do dobrej pracy, w życiu codziennym, w kontaktach z moimi rodzicami zawsze miała lepiej, co by nie zrobiła zawsze miała wsparcie w moich rodzicach, co by się nie działo, czułam to, że bardziej ją kochają. Mnie nazywali w domu "bublem" czyli jak to moja matka określiła "byle czym" . Nie uczyłam się dobrze, jestem gruba, skończyłam jedną szkołe, teraz jestem w trakcie robienia drugiego zawodu, nie mam pracy, mieszkam w małym miasteczku gdzie nie ma żadnych perspektyw, jestem po prostu pasożytem we własnym domu. Zawsze odczuwałam różnice w traktowaniu nas przez rodziców. Ale jakoś to było, walczyłam o to, matka zawsze mówiła, że jestem nienormalna, że mam jakiś dziwny kaprys bo tak mówię. Ale jakoś to było. W grudniu nie wiem sama dlaczego, coś we mnie pękło, zaczęło się od kłótni z moją siostrą, gdzie zaczęła mnie wyzywać i czepiać się o jakieś trywialne rzeczy, słowo do słowa nie skończyło się to dobrze. Po raz kolejny matka stanęła po jej stronie, nie bezpośrednio w mojej obecności, dopiero po kłótni podsłuchałam ich rozmowę, do dziś mnie trzęsie jak to usłyszałam. Coś wtedy we mnie pękło, powiedziałam dość. Trwa to od stycznia, zamknęłam się na nich, przez cały styczeń nikt w domu sie do mnie nie odzywał, czułam się jak intruz, były tylko pojedyńcze teksty, że jestem pierd**nięta, od zawsze mam problem ze sobą i oni ze mną, żebym "spier****a z tego domu w końcu, nie zrobiłam tego nie mam gdzie pójść, gdy moja siostra wiedziała, że ma przewagę taką, że nikt sie do mnie nie odzywa to dołączała do nich mówiąc ciągle, że jestem zwykłym nic nie wartym śmieciem, jakimś nie udanym tworem, rodzice oczywiście nic wtedy się nie odzywali, to jest tylko niewielka ilość przykładów, nie potrafimy ze sobą rozmawiać, mogę tak stać z nimi 5 godzin i wytykać sobie błędy ale i tak na koniec wychodzi, że jestem chora psychicznie i od dawna to wiedzą, że pewnie moi znajomi też mnie nienawidzą, dlatego nie mam chłopaka, dlatego nie mam pracy, że powinnam się leczyć. To trwa juz 3 miesiąc, ciągle, bez przerwy, czuję że jest źle ze mną, a od kąd jej mąż z nami mieszka, to oni są parą książęcą, mogą wszystko, ja nie mam prawa sie odzywać, bo nie jestem u siebie, nienawidzę ich, wyprowadziłam się z domu na 2 tyg, poinformowałam ich o tym nie mówiąc im gdzie idę, nikt nawet nie zadzwonił do mnie przez ten czas, gdzie jestem, czy żyje, jak wróciłam po tych 2 tyg, to traktowali mnie gorzej niż wcześniej tak jakby byli źli, że wróciłam...przez 3 miesiące straciłam większą połowę swoich włosów, nie mam miesiączki, bóle pleców nie do opisania, nie spałam po nocach a jak już się jakimś cudem udało zasnąć to potrafiłam się budzić 4-5 razy w nocy, poszłam do lekarza po tabletki uspokajające i nasenne, przepisał mi Afobam i Polsen, ja już tak nie mogę, pojawiły się już myśli samobójcze, uczucie, że lepiej będzie beze mnie i to sobie często wyobrażam, czuje ze na nic dobrego nie zasługuję, nie wierze w siebie, wcześniej byłam bardzo towarzyską osobą, mimo, że źle mi w tym domu to i tak mnie nikt nie wyciągnie, wolę leżeć pod kocem, boję się wstawać codziennie rano z obawą, że znów stanie się coś złego, dlatego potrafię siedzieć ciągle w pokoju zamknięta na klucz, żeby nikt do mnie nie wchodził i się do mnie nie odzywał, płaczę kilka razy dziennie, dopiero jak wezmę afobam to jakoś idzie. Nienawidzę ich wszystkich, przestałam sobie z tym radzić, boję się, że jak będę znów w jakimś dołku, to sobie coś zrobię, moja siostra ze szwagrem wiedząc, że mają cały czas wsparcie u moich rodziców robią ciągle na złość, a ja wiem, że i tak mi nikt nie uwierzy, albo znów usłyszę, że kłamie. Wariuję, pomóżcie mi, może to wszystko co się dzieje, to tylko mój jakiś kaprys, może to normalna kolej rzeczy, nie radzę sobie z tym. Proszę o pomoc.