Skocz do zawartości
Nerwica.com

anti

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez anti

  1. anti

    Hej.

    Specjalnie nie pisałem, skąd może się brać moja depresja, bo... nie wiem. Pamiętam, że poczułem w pewnym momencie życia jakiś wiercący we mnie niedostatek, pustkę i... złość. Moim "motorem napędowym" jest tylko i wyłącznie zazdrość - wszystko robię oglądając się na innych. Czasami to motywuje, a czasami przygniata, a czasami rozsadza tak, że mógłbym komuś z tej zawiści zrobić krzywdę. Jestem świadom, że wewnętrznych pragnień i potrzeb nie mam. Życie jest dla mnie ciągłą walką, rywalizacją, więc to otwarcie się na innych... dla mnie to jednoznaczne z porażką, z taką definitywną i... po prostu nie wyobrażam sobie mojego funkcjonowania. Może w tej presji i paranoi jest też napęd dla depresji, nie wiem. Nie wiem jak to nawet nazwać. Szukałem po zaburzeniach osobowości i paru innych terminach ale nie znalazłem tam "siebie".
  2. anti

    Hej.

    Witam... przez moje obawy nie będe rozpisywał się o tym ile mam lat, gdzie mieszkam itd. Nie chcę, by ktokolwiek kiedykolwiek skojarzył ten post z prawdziwym mną. Ograniczę się do tego, że jestem młodym mężczyzną około dwudziestki. Po co tu jestem? Do kolejnego, chyba już siódmego albo ósmego psychoterapeuty idę dopiero za tydzień. Wcześniej się nie dało. A teraz siedzę sam w ciemnym pokoju, z głośników zagłuszam myśli death metalowym "darciem ryja". Nie mam do kogo się odezwać, komu się wyżalić, że mam takiego doła że jestem już zmęczony i zaczyna mi być wszystko jedno. Depresja zabrała mi całą młodość i urywek dzieciństwa, chowała się gdzieś na krótkie chwile jakichś miłostek i małych sukcesów, by potem znów wychodzić z ukrycia i wchodzić mi na głowę. Kim jestem na zewnątrz? Cóż, udaje szczęśliwego człowieka. Mam rodzinę, piękną dziewczynę, piszę, rysuję, nie narzekam na brak znajomych. Wszyscy myślą, że już studiuje, choć kibluje wciąż w szkole średniej. Udaje uśmiechniętego, czasami pojadę na jakąś imprezę, raz na jakiś czas wrzucę fotkę na fejsa jaki to jestem szczęśliwy na domówce z resztą zachlanych gęb w kadrze. Słowem - typowy koleś. A tak naprawdę potwornie cierpię i walczę nie tyle z tym cierpieniem, co z tym, by nie przeciekło do reszty mojego życia, bo stracę to wszystko, co jeszcze mam. Ludzie nie lubią nieszczęśliwych ludzi. Unikają niedojd, otaczają się ludźmi sukcesu a współczucie rezerwują dla chorych piesków ze zdjęć z schroniska. We wszystkich testach mój wynik to ciężka albo bardzo ciężka depresja. W teście Becka mój wynik to 40. Nie ujawniam lekarzom pełnej skali rozdzierającej mnie rozpaczy, obawiam się, że rozłożą bezradnie ręce i wyślą mnie do Tworków czy innego wariatkowa. Ale ja mam jeszcze jakieś resztki godności, tym bardziej nie chce się zabijać. Wierzę, że bez tak skrajnych metod dane mi jest kiedyś uwolnić się od tego zamrażającego smutku. Pytanie, czy słusznie? Są na tym forum psycholodzy, liczę, że powiedzą mi coś więcej niż w stylu "dasz radę, ze wszystkiego można wyjść". Czy z takiego stopnia depresji można uwolnić się efektywnie i "skrycie"? (tak jak dotychczas, czyli psychoterapia i leki)? Nie proszę o pomoc, jakaś godność we mnie już na tym etapie się buntuje. Ale z góry dziękuję za odpowiedź, wskazówki.
×