Witam forumowiczów.
Moja historia jest stara jak świat, albo jeszcze starsza.... ale od początku.
Jestem mężatką z bardzo długim stażem. Poznaliśmy się jeszcze w szkole. Bywało różnie, wiadomo, że okres godowy nigdy nie trwa wiecznie, ale tak źle ... to nie było. Mąż owszem przejawiał objawy zazdrości, czasami bardziej, czasami popuszczał smycz, ale od września tego nie można zatrzymać, jest tylko gorzej. Najgorsze, że On to wie, przeprasza, a potem jest jeszcze gorzej. We wrześniu wyprowadziło się nasze młodsze dziecko i zostaliśmy sami. Do tego wyjechałam na tydzień firmowy i to była przysłowiowa szpileczka. Nie jadł, wydzwaniał po kilkanaście razy dziennie, a jak nie odebrałam to miałam później do słuchania. Jego wyobraźnia przeszła moje najskrytsze przypuszczenia. Zapytałam Go o zaufanie, bo w końcu po tylu latach jakieś mi się należy, grzecznie mówiąc puścił to między uszami. Od dzieciaków wiem, że wydzwaniał też do nich, zadręczał córkę pytaniami czy kogoś mam bo zmieniłam perfumy, czy kupiłam jakiś nowy ciuch itp. Po powrocie było już tylko gorzej. Myślałam w swojej naiwności, że jeżeli na następny wyjazd zabiorę go ze sobą to zobaczy, że te wyjazdy są mocno przereklamowane, niestety, podobało mu się, ale ...ale. Nie wytrzymałam, zmieniłam pracę. Miałam cichą nadzieję, że teraz da spokój, myliłam się i to bardzo. Ma pretensje o wszystko, że godziny mu nie pasują, że ktoś do mnie dzwoni na prywatny numer, nawet szef, przyłapałam go pod firmą za płotem, obserwował co robię na papierosie. Ostatnio zaczął zwalniać się wcześniej, żeby odbierać mnie z pracy.
Nigdy nie miałam wianuszka koleżanek, był dom, dzieci, mąż. Mnie nie było. Liczyli się oni, ja byłam gdzieś tam na końcu, jak starczyło czasu. teraz nie mam nawet tego końca. Nie bywam prawie sama. Wszystko robię pod nadzorem czujnego meżowskiego wzroku. Nawet jak wejdę na fb, a on ogląda tv to z nienacka pyta, a co ci wyskoczyło, albo niby przypadkiem przechodzi za mną i zerka. Ostatnio nie mógł mnie odebrać z pracy, bo był chory, to tłumaczyłam się z 15-minutowego spóźnienia. Nie wytrzymuję już. Mam problemy ze snem, z jedzeniem, nerwowo reaguję w pracy. Nie wiem ile jeszcze wytrzymam i kiedy czara się przeleje.
Nie marzę o podróżach, imprezach z koleżankami itp. ja marzę o chwili samotności,o czymś co będzie tylko moje, jak samotny spacer, godzinka w klubie fitnes, czy z pozoru głupie zakupy. Ale sama. Czasami mam ochotę wyjść i nie wracać...