Skocz do zawartości
Nerwica.com

dgore

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez dgore

  1. dziękuję za odzew. Lecz chyba postaram się sam z tym walczyć. Nie chce mi się iść do psychologa. A do szkolnego nie zamierzam się zwierzać....
  2. Nie mówcie, że większość mężczyzn to bydlaki. To samo mogę powiedzieć o kobietach. Miałem taki incydent, z pewną "dojrzałą psychicznie" dziewczyną. Jestem miły, delikatny, uczuciowy, romantyczny i dbam o to żeby ta druga połówka zawsze była szczęśliwa. Jak ta to zrozumiała, to zaczął się horror, robiła co chciała. Olała mnie, ale chce być ze mną. Niby do mnie coś czuje ale robiła mi tyle przykrości... Aż w końcu odszedłem... popadłem w depresje. Teraz wiem że to nie była dziewczyna dla mnie... I to nie pierwszy raz kiedy przejeżdżałem się na mojej pokorności... i próby obdarzenia jak największym szczęściem kobiety...
  3. Witam. Mam 15 lat. Postanowiłem napisać, bo myślałem żeby pójść do psychologa, choć może ktoś mi tu pomoże. Jak wiadomo, mój wiek, to wiek buntu, dojrzewania. Kiedyś w miarę dobrze mi wychodziło. Rodzice mnie wychowali na człowieka myślącego, rozumnego i dość odpowiedzialnego. Miałem z rodzicami dobry kontakt, sam uważałem się za mądrego, bo byłem asertywny, potrafiłem sobie ze wszystkim poradzić. Wszyscy tak źle w moim otoczeniu mówią o swoich rodzicach. A ja nie, do czasu. Około listopada zacząłem się spotykać z taką moją dawną koleżanką, było miło wiadomo, takie tam. Sęk w tym, że ona była bardzo zbuntowana. Wracała do domu późnymi wieczorami, bo nie lubiła siedzieć w domu. Matkę uważała za najgorszą osobę na świecie i opowiadała mi o jej "dorosłym życiu". Mówiła, że ona taka imprezowiczka. Opowiadała mi o wszystkim. Zaczęliśmy do siebie "coś czuć". Wiadomo, szczeniackie miłości. Bywa... No ale jakoś tak było. Doszło do tego że zaczęliśmy być coraz bliżej siebie i w miarę czasu, jej cechy przechodziły na mnie. Powiedziałem, zaraz. To ja chyba nie jestem dojrzały, bo przecież dogaduje sie z rodzicami, staram się myśleć o nich, stawiam się w ich sytuacji... i wszystko jest tak ok. Jak bym był jakimś "mamisynkiem". I to był najgorszy mój ruch. Dużo wtedy z nią rozmawiałem. Pomogłem jej pogodzić się z matką. Stały się dobrymi kumpelami. Ona zaczęła częściej być w domu, wybierać się z mamą do sklepów, na lodowisko. W domu pojawiła się miła atmosfera. A u mnie wręcz przeciwnie. Naprawiłem jej stosunki z matką, a u mnie zaczęło się źle dziać. Zacząłem w stosunku do rodziców się buntować. Wiadomo, sprzeczki o ich wypytywanie... Pomiędzy mną a tą dawną kumpelą, zaczęło się źle dziać... Olewała mnie, ja się załamywałem. Do tego nadszarpnięte nerwy przez pijącego dziadka. Po prostu było mi ciężko jak jeszcze nigdy. Nie radziłem sobie z problemami. Pewnego razu kiedy dostawałem szału z nerwów, poprostu było już krytycznie, wziąłem kawałek potłuczonego kubka. No nie owijając w bawełnę zacząłem się ciąć. Gdy to robiłem dawałem sobie upust emocją. Razem z krwią wypływały smutki. Czułem się dobrze. I tak co dnia. Zapomniałem o niej, bo to była bardzo nieodpowiedzialna dziewczyna. Po prostu zła... Ale nałóg nie odszedł, zacząłem pić, palić, wszystko aby uciec od nerwów. W końcu pozbyłem się nałogu cięcia się bo komuś to obiecałem. I już nie zrobiłem tego więcej. Ale dalej pije i pale. Nie robie tego nałogowo, ale lubię. Teraz cały czas są jakieś nerwy. Nie jest mi dobrze. Nie umiem być szczęśliwy. Co prawda jest mi miło jak sobie coś kupie. Ciesze się z miłych sytuacji. Ale nie umiem być takim szczęśliwym człowiekiem jak kiedyś. Umiałem zrobić wszystko że poprostu aż chciało się żyć. Teraz bardzo mi źle. Miewam dni dobre, ale mam też takie, że żyć się nie chce i trudno z łóżka wstać. Próbowałem już walczyć sam z sobą, ale nie umiem. Chciałbym żeby ktoś mi pomógł. Proszę o pomoc.
×