Skocz do zawartości
Nerwica.com

nirvelli

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez nirvelli

  1. Witam! Szukam pomocy. Nie radzę sobie sama ze sobą. Z góry przepraszam za długą i pewnie chaotyczną wypowiedź. Może zacznę od początku. Jestem osobą bardzo uczuciową i wrażliwą. Od zawsze najpierw patrzę na dobro drugiego człowieka, a swoje spycham na drugi plan tłumacząc sobie, że na mnie przyjdzie czas. Nie potrafię myśleć tylko o sobie, choć czasami bym chciała. Opowiem moją historię... Rok temu w marcu, spotkałam się z kolegą, z którym nie miałam kontaktu od kilku lat. Rozgadaliśmy się i kontakt znów się urwał jednak nie na długo. Po około 3tygodniach A zadzwonił do mnie i powidział że przyjedzie do mnie, żeby oddać mi guzika, którego zgubiłam w jego samochodzie. Tak, guzika, może się to wydawać śmieszne, jednak od tego wszystko się zaczęło. Powiedział też, że już mu nikt nie zabroni przyjechać. Okazało się że rozstał się z dziewczyną. Kiedy się zobaczyliśmy, dużo rozmawialiśmy. Zaczęliśmy się spotykać coraz częściej, spędzaliśmy ze sobą całe dnie (i wiele nocy). Wszędzie zaczęliśmy jeździć razem, wszyscy nas razem widzieli. Wszyscy myśleli że jesteśmy parą i mówili, że świetnie do siebie pasujemy. Ale my parą nie byliśmy i kiedy to mówiliśmy, każdy był szczerze zdziwiony i mówił "jak to nie? To na co czekacie?" Ja sama zakochałam się w A i miałam wrażenie, że on czuje do mnie to samo, tylko nie chce się do tego przyznać, dlatego ranił mnie słowami "nigdy z tobą nie będę". Bolało, ale starałam się tego nie pokazywać. On jest człowiekiem bardzo nerwowym, dąży do osiągnięcia sukcesu zawodowego, nie zwraca uwagi na moje uczucia. Kiedy widzi moje łzy, denerwuje się. Dlatego staram się ukrywać. Kilkakrotnie się kłociliśmy, ale zaraz dochodziliśmy do porozumienia. Oboje mamy wybuchowe charaktery, dlatego jak jest między nami dobrze, to rozumiemy się bez słów, ale kiedy oboje jesteśmy zdenerwowani to ciskamy piorunami. W lipcu uniegłego roku dostałam pracę w Anglii. Miałam wyjechać na niecałe 3 tygodnie. Im bliżej było wyjazdu, tym bardziej ja cierpiałam bo nie chciałam się z nim rozstawać i widziałam że on również zaczyna unikać tego tematu i staje się coraz bardziej milczący. W wieczór przed moim wylotem odwiózł mnie do domu i powiedział żebym szybko wracała. Podczas mojego pobytu za granicą cały czas ze sobą pisaliśmy. Bałam się jednak że podczas mojej nieobecności kogoś pozna. No i miałam rację. Poznał jakąś dziewczynę, a ja zaczęłam być chorobliwie zazdrosna. Już wtedy wiedziałam że coś się zaczyna ze mną dziać. Postanowiłam się jednak nie poddawać i stwierdziłam, że dobra skoro tak wybrał, to jego strata bo i tak lepszej ode mnie, ktora akceptuje jego brak czasu na wszystko i jego wszystkie wady nie znajdzie i wreszcie to sobie uswiadomi. Nie odzywałam się do niego przez 4 długie dla mnie dni. Nawet nie czytałam jego wiadomości tylko dlatego żeby uświadomił sobie że będzie mu mnie brakować. I chyba sobie uświadomił bo zaczął się martwić, a temat tamtej się zakończył. Okazało się że mój pobyt się przedłuży i zamiast dwóch tygodni w Anglii zostanę cały miesiąc. Brakowało mi już domu i bliskich mi osób. Chciałam wracać ale praca wymagała ode mnie dyspozycyjności. Płakałam po nocach i kiedy nikt nie widział. Tęskniłam i odliczałam dni do powrotu. A też odliczał i mówił, że jak tylko wyląduję w Polsce to mam się odezwać i on do mnie przyjedzie bo chce mnie wreszcie zobaczyć. Kiedy wylądowałam, płakałam ze szczęścia że wreszcie jestem w domu. Z lotniska odebrał mnie tata. Później zobaczyłam się z A. Niesamowicie się cieszył i ja naprawdę byłam szczęśliwa, rozpromieniona. Chciało mi się krzyczeć ze szczęścia. Chciał nawet żebyśmy oficjalnie byli parą... aż przez 2 dni. Tak jakby nie mógł się zdecydować, jakby nie wiedział czego chce bo i tak dalej wszędzie jeździliśmy razem. Poznał kolejną dziewczynę a ja znowu zaczęłam być chorobliwie zazdrosna, o każdą z którą rozmawiał. Starałam się mu je obrzydzić, nawet nieświadomie. A jego zaczęło to denerwować więc coraz częściej się kłóciliśmy. W międzyczasie zamieszkaliśmy razem w trójkę (z jego bratem). Chciałam się wyrwać z domu. Ojciec alkoholik, robił awantury, a kiedy ja się mu postawiłam sypały się wyzwiska. To jest typ człowieka który myśli że wszystko mu się należy. Jak byłam mała, byłam jego ukochaną córeczką, a mój brat był ten zły. Jednak z czasem kiedy zaczynałam się czymś interesować, spotykałam się z krytyką ojca i "pocieszeniem" że i tak nic mi się nie uda. Dlatego kiedy A zaproponował mi żebym się do nich wprowadziła, cieszyłam się. Również dlatego że mieliśmy mieszkać razem. Temat kolejnej dziewczyny się zakończył i A znów zaczął traktować mnie jak swoją dziewczynę jednocześnie podkreślając, że nigdy nią nie będę. A kiedy mówiłam mu że nie chcę być tak traktowana, to zaczynała się awantura i obraza z jego strony. I oczywiście to ja zawsze ustępuję. Moja psychika zaczęła wysiadać. Zaczęłam częściej płakać, nie dopuszczam do myśli że mógłby być z kimś innym niż ja. Wiem że to chore z mojej strony. Powinnam już dawno sobie odpuścić, spakować się, wrócić do domu i zacząć od nowa. Ale nie potrafię. Dowiedziałam się także, że moja mama ma tętniaka w lewej półkuli mózgu. Boję się o nią. To kolejny mój problem. Mam w sobie tyle złości, pretensji do samej siebie że nie daję sobie rady, że nic mi się nie udaje. Cały czas wydaje mi się że jestem beznadziejna i do niczego w życiu nie dojdę. Nie mam siły się pozbierać, często płaczę, jestem zmęczona, chce mi się spać. Czuję się bardzo samotna. Nie mam z kim porozmawiać, nie chcę obarczać moimi problemami innych. Kiedyś taka nie byłam. Spotykałam się ze znajomymi, cieszyłam się każdym dniem. Ale wszystko się zmieniło. Przy innych ludziach zakładam maskę, ale kiedy patrzę w lustro widzę małą, zagubioną dziewczynkę która nie potrafi znaleźć wyjścia z żadnej sytuacji. Jeszcze jedną frustracją była dla mnie niezdana matura z matematyki. Kolejne niepowodzenie, gdyż chciałam iść na studia. Nie udało się. Znowu. Teraz A poznał kolejną dziewczynę, 4 lata młodszą od nas (mamy po 21lat). I momo iż zarzekał się że nie chce mieć młodszej, widzę że mu się podoba. A ja oczywiście płaczę kiedy on nie widzi, nienawidzę jej za to że mi go odbiera. Chcę się zmienić, chcę znowu czerapać radość z życia. Nie chcę taka być, bo wiem że to co dzieje się ze mną działa na moją niekorzyść. A ma mnie za zazdrosną awanturnicę. I ma rację. Nie wiem skąd we mnie tule jadu, tyle zła. Wystarczy jakaś drobnostka żeby wyprowadzić mnie z równowagi. Nie radzę sobie sama ze sobą. Czasem się uśmiecham, ale to nie jest śmiech który daje mi radość. Pracuję i lubie swoją pracę, zapisałam się też do szkoły policealnej. Chcę coś robić. Boję się samotności. Jestem zła, nieszczęśliwa, samotna, smutna.
×