Witam!
Szukam pomocy. Nie radzę sobie sama ze sobą. Z góry przepraszam za długą i pewnie chaotyczną wypowiedź. Może zacznę od początku.
Jestem osobą bardzo uczuciową i wrażliwą. Od zawsze najpierw patrzę na
dobro drugiego człowieka, a swoje spycham na drugi plan tłumacząc sobie, że
na mnie przyjdzie czas. Nie potrafię myśleć tylko o sobie, choć czasami bym
chciała. Opowiem moją historię...
Rok temu w marcu, spotkałam się z kolegą, z którym nie miałam kontaktu od
kilku lat. Rozgadaliśmy się i kontakt znów się urwał jednak nie na długo.
Po około 3tygodniach A zadzwonił do mnie i powidział że przyjedzie do mnie,
żeby oddać mi guzika, którego zgubiłam w jego samochodzie. Tak, guzika,
może się to wydawać śmieszne, jednak od tego wszystko się zaczęło.
Powiedział też, że już mu nikt nie zabroni przyjechać. Okazało się że
rozstał się z dziewczyną. Kiedy się zobaczyliśmy, dużo rozmawialiśmy.
Zaczęliśmy się spotykać coraz częściej, spędzaliśmy ze sobą całe dnie (i
wiele nocy). Wszędzie zaczęliśmy jeździć razem, wszyscy nas razem widzieli.
Wszyscy myśleli że jesteśmy parą i mówili, że świetnie do siebie pasujemy.
Ale my parą nie byliśmy i kiedy to mówiliśmy, każdy był szczerze zdziwiony
i mówił "jak to nie? To na co czekacie?" Ja sama zakochałam się w A i
miałam wrażenie, że on czuje do mnie to samo, tylko nie chce się do tego
przyznać, dlatego ranił mnie słowami "nigdy z tobą nie będę". Bolało, ale
starałam się tego nie pokazywać. On jest człowiekiem bardzo nerwowym, dąży
do osiągnięcia sukcesu zawodowego, nie zwraca uwagi na moje uczucia. Kiedy
widzi moje łzy, denerwuje się. Dlatego staram się ukrywać. Kilkakrotnie się
kłociliśmy, ale zaraz dochodziliśmy do porozumienia. Oboje mamy wybuchowe
charaktery, dlatego jak jest między nami dobrze, to rozumiemy się bez słów,
ale kiedy oboje jesteśmy zdenerwowani to ciskamy piorunami. W lipcu
uniegłego roku dostałam pracę w Anglii. Miałam wyjechać na niecałe 3
tygodnie. Im bliżej było wyjazdu, tym bardziej ja cierpiałam bo nie
chciałam się z nim rozstawać i widziałam że on również zaczyna unikać tego
tematu i staje się coraz bardziej milczący. W wieczór przed moim wylotem
odwiózł mnie do domu i powiedział żebym szybko wracała. Podczas mojego
pobytu za granicą cały czas ze sobą pisaliśmy. Bałam się jednak że podczas
mojej nieobecności kogoś pozna. No i miałam rację. Poznał jakąś dziewczynę,
a ja zaczęłam być chorobliwie zazdrosna. Już wtedy wiedziałam że coś się
zaczyna ze mną dziać. Postanowiłam się jednak nie poddawać i stwierdziłam,
że dobra skoro tak wybrał, to jego strata bo i tak lepszej ode mnie, ktora
akceptuje jego brak czasu na wszystko i jego wszystkie wady nie znajdzie i
wreszcie to sobie uswiadomi. Nie odzywałam się do niego przez 4 długie dla
mnie dni. Nawet nie czytałam jego wiadomości tylko dlatego żeby uświadomił
sobie że będzie mu mnie brakować. I chyba sobie uświadomił bo zaczął się
martwić, a temat tamtej się zakończył. Okazało się że mój pobyt się
przedłuży i zamiast dwóch tygodni w Anglii zostanę cały miesiąc. Brakowało
mi już domu i bliskich mi osób. Chciałam wracać ale praca wymagała ode mnie
dyspozycyjności. Płakałam po nocach i kiedy nikt nie widział. Tęskniłam i
odliczałam dni do powrotu. A też odliczał i mówił, że jak tylko wyląduję w
Polsce to mam się odezwać i on do mnie przyjedzie bo chce mnie wreszcie
zobaczyć. Kiedy wylądowałam, płakałam ze szczęścia że wreszcie jestem w
domu. Z lotniska odebrał mnie tata. Później zobaczyłam się z A.
Niesamowicie się cieszył i ja naprawdę byłam szczęśliwa, rozpromieniona.
Chciało mi się krzyczeć ze szczęścia. Chciał nawet żebyśmy oficjalnie byli
parą... aż przez 2 dni. Tak jakby nie mógł się zdecydować, jakby nie
wiedział czego chce bo i tak dalej wszędzie jeździliśmy razem. Poznał
kolejną dziewczynę a ja znowu zaczęłam być chorobliwie zazdrosna, o każdą z
którą rozmawiał. Starałam się mu je obrzydzić, nawet nieświadomie. A jego
zaczęło to denerwować więc coraz częściej się kłóciliśmy. W międzyczasie
zamieszkaliśmy razem w trójkę (z jego bratem). Chciałam się wyrwać z domu.
Ojciec alkoholik, robił awantury, a kiedy ja się mu postawiłam sypały się
wyzwiska. To jest typ człowieka który myśli że wszystko mu się należy. Jak
byłam mała, byłam jego ukochaną córeczką, a mój brat był ten zły. Jednak z
czasem kiedy zaczynałam się czymś interesować, spotykałam się z krytyką
ojca i "pocieszeniem" że i tak nic mi się nie uda. Dlatego kiedy A
zaproponował mi żebym się do nich wprowadziła, cieszyłam się. Również
dlatego że mieliśmy mieszkać razem. Temat kolejnej dziewczyny się zakończył
i A znów zaczął traktować mnie jak swoją dziewczynę jednocześnie
podkreślając, że nigdy nią nie będę. A kiedy mówiłam mu że nie chcę być tak
traktowana, to zaczynała się awantura i obraza z jego strony. I oczywiście
to ja zawsze ustępuję. Moja psychika zaczęła wysiadać. Zaczęłam częściej
płakać, nie dopuszczam do myśli że mógłby być z kimś innym niż ja. Wiem że
to chore z mojej strony. Powinnam już dawno sobie odpuścić, spakować się,
wrócić do domu i zacząć od nowa. Ale nie potrafię. Dowiedziałam się także,
że moja mama ma tętniaka w lewej półkuli mózgu. Boję się o nią. To kolejny
mój problem. Mam w sobie tyle złości, pretensji do samej siebie że nie daję
sobie rady, że nic mi się nie udaje. Cały czas wydaje mi się że jestem
beznadziejna i do niczego w życiu nie dojdę. Nie mam siły się pozbierać,
często płaczę, jestem zmęczona, chce mi się spać. Czuję się bardzo samotna.
Nie mam z kim porozmawiać, nie chcę obarczać moimi problemami innych.
Kiedyś taka nie byłam. Spotykałam się ze znajomymi, cieszyłam się każdym
dniem. Ale wszystko się zmieniło. Przy innych ludziach zakładam maskę, ale
kiedy patrzę w lustro widzę małą, zagubioną dziewczynkę która nie potrafi
znaleźć wyjścia z żadnej sytuacji. Jeszcze jedną frustracją była dla mnie
niezdana matura z matematyki. Kolejne niepowodzenie, gdyż chciałam iść na
studia. Nie udało się. Znowu. Teraz A poznał kolejną dziewczynę, 4 lata
młodszą od nas (mamy po 21lat). I momo iż zarzekał się że nie chce mieć
młodszej, widzę że mu się podoba. A ja oczywiście płaczę kiedy on nie
widzi, nienawidzę jej za to że mi go odbiera. Chcę się zmienić, chcę znowu
czerapać radość z życia. Nie chcę taka być, bo wiem że to co dzieje się ze
mną działa na moją niekorzyść. A ma mnie za zazdrosną awanturnicę. I ma
rację. Nie wiem skąd we mnie tule jadu, tyle zła. Wystarczy jakaś
drobnostka żeby wyprowadzić mnie z równowagi. Nie radzę sobie sama ze sobą.
Czasem się uśmiecham, ale to nie jest śmiech który daje mi radość. Pracuję
i lubie swoją pracę, zapisałam się też do szkoły policealnej. Chcę coś
robić. Boję się samotności. Jestem zła, nieszczęśliwa, samotna, smutna.