Skocz do zawartości
Nerwica.com

sol_morska

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia sol_morska

  1. sol_morska

    Kumulacja

    Bardzo Wam dziękuję za odpowiedzi :) Dolores_Haze, bardzo współczuję... ale dobrze, że znalazłaś wsparcie, oby to była dobra droga do poprawy :) Arasho, dziękuję za mądry i merytoryczny post. Myślę, że z pewnością wybiorę się ponownie do psychologa, popytam o opinie i może tym razem uda mi się trafić na kogoś, z kim złapię nić porozumienia. Piszesz o psychiatrze, o lekach... ale ja się panicznie boję leków. Chciałabym, o ile to możliwe, uniknąć farmakoterapii. Ale jeśli o to chodzi, to już pewnie specjalista do którego trafię, pomoże mi podjąć decyzję. Wolałabym "wyjść" z tego bez leków... Zobaczymy, jak będzie. Pozdrawiam i Wam również życzę wszystkiego dobrego
  2. sol_morska

    Kumulacja

    Cześć wszystkim :) Głupio mi prosić o poradę w tak błahej sprawie... ale opiszę może moją historię, może akurat jakaś dobra dusza znajdzie chwilę na przeczytanie. Zawsze miałam zmienne nastroje, dużo myślę, analizuję, często łapię popularne "doły". Nauczyłam sobie z tym jakoś radzić, ale ostatnimi czasy sytuacja mnie już przerasta. Zacznę od tego, że studiuję wymarzony kierunek, ale niestety wieczorowo (na dzienne było cholernie trudno się dostać, niestety mi się nie udało). Jest opcja, by przenieść się na dzienne, wystarczy mieć wysoką średnią. Pochodzę z mojego miasta studenckiego, więc póki co mieszkam z rodzicami; jednak staram się ich jak najmniej obciążać finansowo. Za studia płacę sobie sama (6 tys. za rok), wszystko czego potrzebuję (jedzenie, leki, ubrania) też staram się fundować sobie sama. Wiem, że rodzice, mimo że niezbyt zamożni, to zawsze służą mi pomocą, ale głupio mi od nich brać jakiekolwiek pieniądze. Pracuję i usiłuję być w miarę najmniejszym obciążeniem dla nich. Pracuję na zmiany poranne, zajęcia mam popołudniami (generalnie wymiar godzin na studiach wieczorowych jest taki, jak na dziennych- tyle, że zajęcia od 15), więc często wychodzę z domu o 7, wracam po 20, i kolejny dzień od nowa. Przez I rok studiów ogarniałam, chociaż było ciężko; teraz jestem na II roku i czuję się po prostu zmęczona. Ja wiem, że pewnie przesadzam, bo większość ludzi pracuje więcej, ale jak wrócę do domu po całym dniu to jedyne o czym marzę, to odpoczynek... nie mam siły się uczyć. Przyszła sesja, niby mój ukochany kierunek, nauka powinna być dla mnie przyjemnością... ale nie jest. Nie mogłam się totalnie zebrać do książek. Walczyłam z sobą nieustannie... siadałam do nauki i po godzinie zasypiałam. Ciągle jestem senna; mam problemy ze snem w nocy, ale nawet jak wyjątkowo zdarzy mi się wyspać- to i tak w ciągu dnia znów jestem śpiąca. Nie mam siły na nic, wszystko wiecznie przekładam... moi przyjaciele również mają egzaminy, więc cieżko nam sie spotkać, ale ja i tak nie mam nawet motywacji, by się do nich odezwać, czy odpisać im na wiadomości. Jak już się zbiorę- potem nie chce mi się odpisywać, rozmawiać. Najchętniej położyłabym się do łóżka, zwinęła w kłębek i spała. Nic mnie nie cieszy, nie mam żadnych perspektyw. Pozdawałam egzaminy na czwórki, czwórki z plusem, nawet piątka się trafiła, ale przyszedł najcięższy egzamin i... uwaliłam go. To moja pierwsza poprawka od początku studiów... czuję się głupia, beznadziejna. Myślę, czy by tego nie rzucić w cholerę, studiow i pracy, żebym mogła tylko spać i spać... Mam chłopaka, jest wspaniały, ale ciągle zamęczam go podejrzeniami. Wkręcam sobie, że nudzi się ze mną, że mnie zdradza i okłamuje za plecami. Gdy siedzę z nim i jego znajomymi- ciągle mam wrażenie, że oni wszyscy wiedzą, że on coś przede mną ukrywa- a ja jestem głupia i daję się oszukiwać. Nie robię scen, raczej duszę to w sobie, ewentualnie zaczynam rozmowę z chłopakiem. Ale potem leżę w łóżku, zaczynam analizować każde słowo, każdą sytuację, wkręcam coś sobie i wpadam w panikę. Później płaczę w poduszkę i wymyślam sobie od histeryczek. (Chłopak nie dał mi dotąd powodu do zazdrości, jesteśmy razem od roku, znamy się od ponad dwóch lat, i zawsze był wobec mnie równie czuły i opiekuńczy. Natomiast ja jeszcze w liceum byłam w toksycznym związku, facet łgał mi w żywe oczy, szantażował samobójstwem i poniżał mnie; później okazało się, że mnie zdradzał. To przeżycie mocno na mnie wpłynęło i myślę, że przenoszę tamte doświadczenia na obecny związek). Dotąd byłam spokojną osobą, mało co było w stanie wyprowadzić mnie z równowagi- a teraz denerwuję się o byle głupotę. Nie krzyczę i nie robię awantur, bo to nie w moim stylu, ale gotuję się w głębi ducha. Z durnych powodów- ktoś w tramwaju mnie popchnął, ktoś rzucił kąśliwym żartem (wszystko biorę bardzo serio i bardzo do siebie), ciasto mi nie wyszło, dostałam nietrafiony prezent. Kiedyś popalałam sporadycznie, ale teraz to już jak lokomotywa. Wypalam, na chwilę jest lepiej, ale potem znów czuję się źle. Poszłam do psychologa, niestety źle trafiłam (byłam na NFZ, niestety nie stać mnie prywatnie) i usłyszałam właściwie niewiele; że przemęczenie, że zimowe przesilenie. Ale sama już nie wiem, czuję się tragicznie. Nie mam apetytu- a jak już poczuję głód, to i tak jedzenie mnie obrzydza, nic mi nie smakuje. Zresztą, nawet nie chciałoby mi się pójść zrobić sobie głupiej kanapki. Dzisiaj mam egzamin, i co robię zamiast się uczyć? Nic. Jestem wściekła na siebie, że nie mogę się zebrać. Próbowałam poczytać, ale momentalnie zasypiałam (a spałam dziś 8 godzin, obudziłam się o 10). Boję się, że znowu uwalę egzamin... wstydzę się, że nie zdałam tamtego przedmiotu. Teraz mam wrażenie, że jestem głupia i na pewno niczego już nie zaliczę. Moja mama twierdzi, że nie uda mi się przenieść na studia dzienne (potrzebuję średniej 4,5, póki co mam 4,3). Jestem zła, że we mnie nie wierzy, ale jednocześnie czuję, że ma rację. Oparcie mam teraz głównie w chłopaku, jest mi najbliższą osobą ale i tak się na nim wyżywam... głupio mi. Dziękuję za przeczytanie, właściwie dobrze że się wygadałam, jeśli ktoś będzie chciał coś mi napisac, to bedzie mi bardzo miło
×