Skocz do zawartości
Nerwica.com

Biedroneczka38

Użytkownik
  • Postów

    15
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Biedroneczka38

  1. A depresja? To jego problem, a nie mój :) I to on w ostatecznym rozrachunku jest na minusie - pod każdym względem :)
  2. no licza sie fakty. choroba nie ma tu nic do rzeczy. i tak kazdy mysli tylko o sobie. Biedroneczka38, tez. nie pojmuje jak mogla zyc z facetem z depresja i nie miec bladego pojecia o tej chorobie. Oczywiście, że myślę o sobie. I nie mam zamiaru tego zmieniać Zima :)
  3. Powiem tak: jakkolwiek ta historia się potoczy, wiem, że będzie dobrze :) Po prostu nie ma innej opcji!
  4. I tak właśnie robię :) I wiesz co, znam swoją wartość i jeżeli ta historia zakończy się rozwodem, to będzie jego porażka a nie moja :)
  5. i po 8 latach tak szybko się ogarnłęłaś po porzuceniu... widocznie nie były to szczesliwe lata... bo w trzy tygodnie po takim czymś raczej niemożliwe jest przejscie nad tym do porządku dziennego. No chyba ze to chwilowa euforia... To były szczęśliwe lata, nikt mi nie wmówi, że było inaczej. Ja zadziałałam bardzo instynktownie - usunęłam rzeczy natychmiast, od razu trafiłam do terapeutki i praktycznie można powiedzieć, że wystawiłam go za drzwi. Bo przez ostatnie 2 miesiące to jego "zapadanie się" doprowadzało mnie jednak do szału. Ogarnęłam się... hmmmm - usłyszałam na terapii, że mam w sobie taką siłę, że mogłabym pomagać innym w takiej sytuacji. Cóż, człowiek poznaje siebie przez cale życie. -- 20 lut 2015, 23:20 -- A jak mam na to patrzeć twoim zdaniem? Mam się łudzić? Czekać? Prosić? Myślisz, że jego milczenie co niby oznacza? Rozterki?
  6. A on sobie zrobił kuku :) 39 lat, rozwalone życie osobiste, wynajmowane mieszkanie, samotność plus mega stresująca praca i wspomaganie pigułkami szczęścia :) a wszystko własnymi łapkami i na własne życzenie :) gratulacje
  7. Wiem :) Mogę wszystko - sam powiedział, że jestem dużo silniejsza od niego i bardziej ogarnięta :) hehe
  8. Ciesz się z tego co jest i oby szybko przeszło.... Mam nadzieję, że szybko, chociaż... 8 wspólnych lat to nie chwila
  9. No....ludzka twarz.... Dobra, ja maszerując do pracy sama sobie mruczę pod nosem "ty chuju" :) bardzo terapeutyczne :) Bardzo. Działa pozytywnie jak diabli Nooooo, niszczenie pewnych rzeczy sprawiło mi taką radość jak mało co ostatnio :) A mruczenie pod nosem jeszcze większą - terapeutka mi powiedziała, że koncertowo zaliczam kolejne etapy żałoby. Tempo mnie trochę przeraża nawet A może nie? :)
  10. Ja też nie jestem histeryczką ale swojemu zrzuciłam wszystko z biurka do wora na śmieci Nie poznawałaś siebie bo sobie zamroziłaś uczucia. Właściwie dlaczego nie chciałaś mu okazać swojego bólu ? Okazałam - napisałam co czuję, jak się czuję w tej sytuacji. I powiedziałam mu to wszystko w czasie ostatniej rozmowy. Wystarczy :) Aha, no i w trakcie eleganckiego pakowania hmmm.... poległo to i owo. Jak odkryje, zaboli. Oj zaboli :) -- 20 lut 2015, 22:43 -- Dobra, ja maszerując do pracy sama sobie mruczę pod nosem "ty chuju" :) bardzo terapeutyczne :)
  11. Nawet nie chce mi się tego komentować :) A zwłaszcza obraźliwego określenia go i sugerowania, czy go dobrze poznałam czy nie, o tzw. "ryzyku" nie wspomnę. No błagam... wydawało mi się, że jakiś poziom tu jednak obowiązuje :)
  12. Hmmm, moje działanie to chyba było takie "ok, teraz na moich zasadach" - zresztą napisałam mu to w mailu, że to najtrudniejsza sytuacja w moim życiu i ma mi jej nie utrudniać jeszcze bardziej, ja wszystko ogarnę i tyle. Eleganccy? Bo ja wiem... Mogłabym wyrzucać koszule przez okno i ciąć jego garnitur w paski, ale to nie w moim stylu :) Nie jestem histeryczką. Poza kilkoma spokojnymi mailami, w których zadawałam ważne pytania (zero odpowiedzi), komunikacja z mojej strony była bardzo... męska. Konkret, konkret, konkret. Na zimno, bez emocji. Az siebie nie poznawałam. Porąbane to wszystko :)
  13. Dał mi szczęście, inspirował mnie, czasami ściągał na ziemię swoim rozsądkiem. Było nam razem dobrze. Ja nie wiem, czy on ma zryty mózg. Tak naprawdę nie wiem, co o tym myśleć. Opancerzyłam się, ale nie umiem wyłączyć emocji i myślenia. A jednocześnie żyję bez niego i to życie trwa dalej. :) Świeci słońce, miauczy kot, tak samo zgrzyta klucz w zamku. A to, co mnie boli w tej chwili najbardziej to chyba ta... niewiedza. Moja mama mówi, że się oszukuję. Że sprawa jest jasna. Że tkwię w jakimś absurdalnym wyczekiwaniu, które mnie blokuje. Ale to bardzo świeże wszystko... Jak mam podświadomie nie czekać, skoro kocham? Co do spakowania... tak, chciałam go ukarać. Pokazać mu: podjąłeś taką decyzję? To jej konsekwencja. Boli? Ma boleć. Bo mnie przez ciebie boli serce i dusza. Bo wszystko zniszczyłeś. -- 20 lut 2015, 21:10 -- Nie oceniam tego co zrobiłaś. Chcę Cię zrozumieć. On przyszedł po te spakowane rzeczy a Ty mu powiedziałaś co masz do niego ?
  14. Tak, ja zapakowałam jego rzeczy, ponieważ nie wyobrażałam sobie, że wejdzie do domu, w którym nie chce już żyć i będzie te rzeczy zbierał i pakował. To była moja postawa obronna. Nie udźwignęłabym tego. Nie uważam, że powiedział mi wystarczająco dużo. Czuję się oszukana. Zadałam masę pytań: dlaczego nie przyszedł porozmawiać, dlaczego się poddał, co było nie tak, dlaczego przerwał terapię, w jaki sposób ja zawiniłam, co robiłam nie tak. Poza tym co to znaczy, że we wrześniu było wszystko Ok, a w listopadzie już nie? Kiedy teściowa widząc w czasie świąt jego tabletki zapytała, co on łyka, powiedział "że jest problem". Tydzień później nasz przyjaciel zrobił to samo z nasza przyjaciółką - z tą różnicą, że on nie wspomaga się farmakologicznie. Myślałam o tym, że mąż nie dźwiga czegoś i się odsuwa. I że ta egoistyczna decyzja to jego obrona. Jestem zraniona, rozgoryczona i zła. Nie rozmawialiśmy od ponad miesiąca. Czasami widujemy się w pracy, ale bardzo się staram, żeby go unikać. Mam poczucie, że on sobie wyznaczył jakiś deadline, o którym nie mówi. W rozmowie z przyjaciółką padło, że "ma świadomość, że za pół roku nie będzie miał do czego wracać", w naszej rozmowie przebąkiwał coś o 6 miesiącach. A jednocześnie powiedział mi, że to nie jest na chwilę, tylko koniec. I że prawdopodobnie za jakiś czas zrozumie, że popełnia największy błąd w swoim życiu. Wiem, że dojdzie do jakiejś rozmowy - terapeutka powiedziała mi, że jeszcze nie teraz, bo oboje nie czujemy się gotowi. Bo emocje. Ja mam wrażenie, że w nim emocji nie ma - sms-owy kontakt - wyprany z emocji, jak z obcym człowiekiem. Czy coś takiego dzieje się w dwa miesiące? Po tylu lat szczęśliwego związku? No i po co łyka Wellbutrin? Skoro nie ma choroby? -- 15 lut 2015, 11:20 -- Kiedy zaczął się odsuwać, jakby tracić siły, pytałam, czy coś się stało, czy mogę mu jakoś pomóc. Nie, nie. Jeszcze przed świętami na moje pytania czy jestem da niego ważna, czy mnie kocha, odpowiadał tak. Ale ma rozwalony łeb i nie wie, co dalej. Z nami, z jego życiem. A potem w czasie ostatniej rozmowy, gdy powiedziałam, że chcę o nas walczyć, że nie można ot tak jego decyzją przekreślać tylu szczęśliwych lat, padło, że nie jestem mu obojętna, że mu na mnie zależy. Dlaczego to ja go spakowałam? Bo uznałam, że musi ponieść konsekwencję swojej decyzji. Działam jak czuję. Nie zrobiłam niczego złego. Powiedziałam wszystko, co miałam do powiedzenia, żeby mieć świadomość kiedy zamknie drzwi, że zrobiłam i powiedziałam wszystko. Bardzo to dla mnie bolesne. Żyję dalej, tłumaczę sobie, że potrzebny jest czas, że tylko czas pokaże, co będzie dalej. Staram się nie analizować, nie wspominać, nie rozkminiać. Różnie z tym bywa. Wiem, że dałam mu dużo szczęścia. I spokoju. I miłości. A on to podeptał.
  15. Trzy tygodnie temu mój mąż oznajmił mi, że nie czuje się szczęśliwy w naszym małżeństwie, że poziom jego uczuć sięgnął stanu krytycznego, a on nie ma siły tego odbudowywać. Że nie myśli o rozwodzie, ale musi się wyprowadzić. Najpierw ulokował się u przyjaciół, tydzień temu wynajął mieszkanie. Powiedział, że niczemu nie jestem winna, że problem tkwi wyłącznie w nim. Nie, przyczyną nie jest inna kobieta. On ma zdiagnozowaną depresję, jest DDA, ma próbę samobójczą na koncie jakieś 12 lat temu, kilka terapii, ostatnią w ubiegłym roku przerwał a w czasie ostatnie rozmowy powiedział mi, że "nie czuje potrzeby, by na nią chodzić". Mojej teściowej powiedział z kolei, że jest w stanie przewidzieć, co powie terapeuta. Jego przyjaciel twierdzi, że jestem w błędzie twierdząc, że ta decyzja to wynik depresji, bo z moim mężem jest wszystko OK. Ale on od dłuższego czasu bierze regularnie Wellbutrin XR, a przedtem brał Paxtin 20. Pakując jego rzeczy znalazłam trzy kolejne recepty na Wellbutrin XR. Nie wiem, co o tym myśleć, naprawdę. Przecież tak ciężkich leków nie łyka się na porost włosów - wyczytałam, że oba są na epizody ciężkiej depresji.
×