Skocz do zawartości
Nerwica.com

wieczny

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez wieczny

  1. Byłem na jednej wizycie u psychiatry i stwierdził objawy ADHD, temat z lękiem z dzieciństwa był poruszony to stwierdził że to na 100% przez śmierć prababci... Aktualnie chodzę na terapię do ośrodka uzależnień i tam psycholog powiedział że nie ma pojęcia czym to mogło być spowodowane. Zostaję mi dalsze szukanie odpowiedzi. :)
  2. W dzień w którym dodałem temat, rano odezwał się do mnie kolega z którym kiedyś jeździłem na rowerze 2 lata, od tego dnia siedzimy codziennie na "miejscówce". Podbudowała mnie Twoja odpowiedź i za nią dziękuję bo wiem że nie tylko ja tak miałem jak i to że znowu mogę z kimś wyjść i mu zaufać, po tym jak dziewczyna mnie rzuciła (poszła do innego, tego nie napisałem) to nie wiem czemu zacząłem odczuwać wrogość do ekipki z którą siedziałem codziennie. Czuję się już lepiej i apetyt chociaż wrócił :) Chodzę na terapię z przymusu niestety, dostałem tam skierowanie do psychiatry który stwierdził u mnie objawy ADHD. Jak miałem 8 lat to zmarła moja prababcia z którą nie miałem złego kontaktu. Jakoś 3 miesiące od pogrzebu nie pamiętam już dokładnie kiedy, pojawiły się u mnie dziwne lęki, polegały na tym że jak wychodziłem na dwór to bałem się, że kiedy wrócę rodziców zacytuje " nie będzie w domu ". Nie chodziłem do szkoły przez dłuższy czas. Do tej pory nie wyjaśniono przez co to było spowodowane. Pani z poradni powiedziała że to przez tą śmierć babci o której wcześniej wspomniałem ale wiem że to na pewno nie jest przez to bo pogrzebu jakoś specjalnie nie odczułem, zrozumiałem co się stało i wiedziałem że tego nie zmienie więc opcja z pogrzebem raczej odpada. Kilka razy tak było że kiedy wróciłem z podwórka to rodziców w domu nie zastałem i nie miałem z nimi kontaktu, ale lęki pojawiły się po dosyć długim czasie od tych wydarzeń. To ma może jakiś związek z tym co teraz jest?
  3. Witam. Wszystko zaczęło się kiedy zerwała ze mną dziewczyna, taki "zabujany" byłem że moja zajawka na rower prysła, odechciało mi się kompletnie jeździć, nie chciałem z nikim spędzać czasu oprócz najbardziej zaufanej mi osoby tj. przyjaciela, który się nagle zmienił zaczął mnie olewać, nie odbierać telefonów ani nic straciłem z nim kompletnie kontakt, dodam że właściwie oprócz jego nie miałem nikogo z kim bym mógł szczerze porozmawiać (no jest jeszcze rodzina ale o tym za chwile). Byłem cały czas przygnębiony i smutny, straciłem apetyt i nie mogłem spać w nocy. Wcześniej zdarzało mi się zapalić marihuanę ale bardzo rzadko jakoś raz na pół roku czy coś koło tego. Po tym wszystkim zacząłem częściej popalać, to częstsze popalanie doszło do codziennego palenia. Paliłem przez półtora roku dzień w dzień, paliłem sam, rzadko mi się zdarzało z kimś zapalić. Nie były to duże ilości. W końcu musiała być jakaś wpadka, pedagog ze szkoły stwierdziła nagle że mam problemy z koncentracją (wyniki w nauce ani się nie pogorszyły ani nie poprawiły, było tak samo). Pedagog zadzwoniła do rodziców i kazała zrobić testy moczowe na narkotyki, oczywiście powiedziała to w tajemnicy. No i stało się, przyznałem się rodzicom po 2 godzinach męczenia mnie o narkotesty (nie chciałem nasikać, rżnąłem głupa he he he) że pale marihuanę, oczywiście skłamałem z tym jak często bo nie wiem gdzie by mnie wysłali. Kazali mi chodzić do monaru, w monarze pierwsza wizyta była spokojna, druga też ale już na trzeciej ni z d**y ni z pitruchy kazała mi zabrać wszystko co dawało mi przyjemność. Tego dnia miałem w pokoju częściowo pustawe meble i oczywiście nie mogłem kompletnie ruszyć się z domu, nawet do żabki oddalonej kilkanaście metrów od klatki schodowej. Dosłownie wracałem z zajęć, siadałem na łóżko i co najwyżej mogłem się gapić w ściane albo poczytać książkę (czego nie lubie robić). Do monaru poszedłem na początku listopada, do sylwestra odzyskałem komputer i telewizor więc już takiej tragedii nie było ale oczywiście chciałem wyjść i przywitać nowy rok jak przystało ale ojciec z matką kazali mi wrócić strasznie wcześnie, więc się im sprzeciwiłem. Wróciłem godzine spóźniony, ojciec stwierdził że jestem nawalony jak nie wiadomo co(wypiłem dwa piwa i potknąłem się o jego buta leżącego na środku przedpokoju...). Pokłóciłem się z nim i mnie rodzice wyrzucili z domu, przyjęli mnie następnego dnia wieczorem. Po tym zdarzeniu wypisali mnie z monaru a ja obiecałem już nie palić. Moje kontakty ze znajomymi się po tym strasznie pogorszyły. No ale oczywiście paliłem dalej, ostatnio wpadłem z niecałą połową grama i mam sprawe w sądzie. -- 29 sty 2015, 00:22 -- Po tych wszystkich wydarzeniach odechciało mi się kompletnie przebywać z ludźmi, prawie nie jem, jestem przygnębiony, raz mam dobry humor a nagle po chwili zły, jestem strasznie wstydliwy, boje się odrzucenia od nowo poznanej grupy więc od nich uciekam, boje to się zagadać do jakiejś dziewczyny a nigdy z tym problemu nie miałem, dodam że w sierpniu kiedy wychodziłem wieczorem się przejść to czułem jakby wszyscy ludzie byli przeciwko mnie jakby mnie każdy nie nawidził, jakby chcieli mi zrobić krzywdę, napaść na mnie czy coś... Czuje że za dużo od innych oczekuje, czuję się winny, czasami nie moge spać, boję się bardzo wielu rzeczy których się wcześniej nie bałem, nawet boję się o tym powiedzieć rodzicą bo nie wiem co ze mną zrobią... Kiedy to staram się zagadać do jakiejś dziewczyny to po chwili stwierdzam że to nie ma sensu, wydaje mi się że jest znudzona itp. Dodam że nie palę od 2 miesięcy. -- 29 sty 2015, 00:32 -- Ostatnio wszyscy ludzie stali mi się obojętni, nie interesują mnie, mam ich gdzieś, czuję jakbym ich nie potrzebował. Czuję gigantyczną pustkę emocjonalną w sobie, oprócz niej co najwyżej się zdenerwuje albo zdołuje, nie czuję żadnych pozytywnych emocji, brakuję mi chęci do życia (myśli samobójczych nie mam) po prostu nudzi mnie wszystko, próbowałem robić nowe różne rzeczy ale też od razu stawały się nudne. Przepraszam że tak się rozpisałem ale nie mam zielonego pojęcia jak to streścić, nawet ciężko mi określić co do końca czuję.
×