Witam. Długo czytałam to forum bez rejstracji, teraz sama chciałabym się podzielić swoją historią.
Mam 21 lat. Rok temu zdiagnozowano u mnie depresję z lękami i zaburzeniami adaptacyjnymi. W lutym pierwszy raz byłam u psychologa, od tamtej pory odwiedzam go regularnie. Od czerwca biorę leki, co raz zwiększana jest dawka. Ciągle mam problemy ze snem i akceptacją samej siebie.
Zaczęło się "nagle". W momencie, kiedy pomyślałam o sobie, we wrześniu 2013 roku, że jestem beznadziejna. Zaczęłam analizować swoją osobowość i doszłam do wniosku, że nie mam ani jednej dobrej cechy. To myślenie utrzymuje się do dziś.
Początkowo myślałam, że napady płaczu, lęki, nieprzespane noce, że to wszystko przejdzie. Moja Przyjaciółka mówiła, że to tylko PMS, że nie mam co wyolbrzymiać. Potem poszłam do psychologa.
Moja mama chyba nadal nie rozumie, co mi jest dokładnie, chyba odrzuca tą myśl. Nie wie co się ze mną dzieje, co czuje, chyba sama nie chce tego pojmować. Moi rodzice są po rozwodzie, mój ojciec nic nie wie, dwójka starszych sióstr także.
Moja Przyjaciółka już ze mną nie wytrzymuje. Mieszkamy razem w akademiku, mamy być obie inżynierami. Ale widzę jak ją to męczy, nie wie co robić, nie znosi jak się okaleczam, denerwuje się na mnie, czasem zdarza jej się krzyknąć. Mówi mi, że się martwi, stąd to zachownie. Czasami po prostu widzę, jak nie chce mieć ze mną nic wspólnego. Chyba za bardzo męczy ją moje zachowanie. Jestem do niej przywiązana i wcale nie chcę, żeby ona cierpiała przez to, że ja jestem chora.
Psychiatra uważa, że najlepszym wyjściem będzie szpital, do którego wcale a wcale nie chcę iść. Psycholog twierdzi, że dziekanka będzie lepsza.
Mam duże problemy na studiach, na pierwszym roku radziłam sobie bardzo dobrze, trzeci semestr zaliczyłam, czwarty... już nie. Mam czas do 20 lutego, ale mam straszne problemy z koncentracją oraz nauką. Przyjaciółka mówi, że nie jestem głupia, tylko leniwa, ale nie wiem jak mam jej wytłumaczyć, że to nie jest tak jak mówi... że nie dam rady się skupić.
Czuję się źle, beznadziejnie i czuję, że nie mam powodów do myślenia o sobie dobrze.