Skocz do zawartości
Nerwica.com

warszawskicien

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia warszawskicien

  1. warszawskicien

    HELP!

    Na początek chciałbym ze wszystkimi - bo wypada - się przywitać. Przeżywam aktualnie 17 rok mojego życia. Jak to w życiu bywa, miewałem lepsze momenty, ale i gorsze, te tutaj przeważają niestety. Jestem w I klasie liceum. To naprawdę boli, gdy inni obok ciebie przeżywają najlepsze lata swojego życia a ciebie blokuje wewnętrzne cierpienie, smutek żal, pustka... Więc do rzeczy. Wszystko zaczęło się gdy miałem 6-9 lat. Najpierw rozwiedli się rodzice, a potem spotkało mnie odrzucenie ze strony "przyjaciół" z osiedla. Poczułem wtedy że coś zgasło we mnie. Do dziś ta pustka mnie ogarnia. W wyniku reakcji łańcuchowej zaczęły się kłopoty z rówieśnikami w szkole, nauczyciele mnie chwalili więc to pogarszało w tym wypadku sytuację. Ogólnie dużo rozmyślałem i robię to do dzisiaj, jestem bardzo rozkojarzony i nie radzę sobie z tym, jak prawie ze wszystkim co się gdzieś tam we mnie kisi... Więc skoro sobie przestałem radzić to postanowiłem że zostanę kimś i zapragnąłem spełniać marzenia. Miałem bardzo dobre stopnie w szkole podstawowej i gimnazjum (koszmar), zaliczałem świetne występy na zawodach sportowych i tak dalej.. tylko z ludźmi nic. Żeby dostać się do liceum sportowego zabrakło pieniędzy, więc kiszę się nadal w mojej rodzinnej miejscowości, gdzie nikt mnie nie akceptuje. Czuję się brzydko mówiąc - udupiony. Udupiony we własnym ciele w tej mieścinie, bez nadziei na choćby minimalną poprawę jakości życia. Pewnego dnia wpadłem na iście genialny pomysł: alkohol, narkotyki.. Od ponad pół roku tkwię w tym bagnie. Całe dnie jestem przybity, nie zniosę dnia bez przynajmniej piwa lub bucha chociaż wcale tego nie chcę.. Jestem na prostej drodze do autodestrukcji a rodzic mówią "to typowe w twoim wieku" już nie mogę tego wszystkiego słuchać.. Często miewam myśli samobójcze i nie wiem czy jest sens dalej żyć, jeśli do wszystkiego i wszystkich żywi się uraz i darzy gniewem, choć chciałbym żeby ktoś podał mi rękę i wskazał drogę (,,I've been waiting for a guide to come and take me by the hand..") bo sam przecież i tak nie dam sobie w życiu rady. Tak więc zwracam się do was z uprzejmą prośbą o najdrobniejszy choćby promyk nadziei.. I zadaję pytanie czy zostaje mi już tylko psychoterapia czy jestem w stanie podnieść się bez tego? Bo naprawdę szanuję swoje życie i nie chcę już dłużej się pogrążać. Pewnie i tak nie są to dla was żadne problemy ale proszę o radę i dzięki
×