Skocz do zawartości
Nerwica.com

strawberrycake

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez strawberrycake

  1. Tak, to normalne, że jedzenie staje się pewnego rodzaju obsesją. Zaraz napiszę Ci dokładnie, co powiedziała mi dietetyczka. Mogę jeść 3-5 kromek chleba dziennie. Mogę jeść 250 g owoców dziennie (albo 400 g sezonowych typu maliny ) warzywa MINIMUM 250 g PLUS gotowane, też minimum 200 g. Olej 2 łyżki ( do warzyw, przyrządzam je z piekarnika, z worka do pieczenia, polecam olej powoduje łatwiejsze przyswajanie witamin) jogurt naturalny 400 ml do pół litra na obiad 60g ryżu/makaronu/kaszy lub aż 250 g ziemniaków, plus mięso/ryba plus oczywiście warzywa Jak widzisz jedzenia sporo, często aż nie mogłam w siebie wepchać :) Chodzi o to, że organizm ma co "przerabiać" więc przemiana materii działa świetnie. Ma co przerabiać, a jednocześnie mało kaloryczne rzeczy, więc się nie tyje, a wręcz przeciwnie- jeśli się nie odchudzasz możesz jeść wieprzowinę, smażone rzeczy itd. Chodzi o to, że organizm, przyzwyczajony do jedzenia co te 3 godziny, nie daje do zrozumienia, że jest głodny. To co do Twoich wątpliwości o przytyciu. Kiedy głodujesz całymi dniami (co na pozór jest logiczne- nie am jedzenia, nie tyje się), przemiana materii strasznie spowalnia(bo nie ma się czym zająć), i nic dziwnego, że po zjedzeniu nawet czegoś normalnego, organizm chce zachować w ciele każdą kalorię na wypadek głodu. Przykro, że nie masz wsparcia w rodzinie. Ale ja też nie miałam, a mimo to dałam radę :) Chociaż było już ze mną naprawdę źle. Po kilku dniach takiego jedzenia(mniej ale częściej) powinnaś się przyzwyczaić i problem planowanie tez powinien przestać istnieć. Ja to sobie wymyśliłam tak: zaczęłam gotować sama, i właściwie odkrywanie nowych potraw sprawiało mi radość, kombinowanie z produktami, tak, żeby to, co jem autentycznie mi smakowało. Nie szczędziłam też przypraw. Postanowiłam przekuć ten stres, i, jak to nazywasz, pośpiech, w coś pozytywnego- w planowanie, co dobrego zjem na obiad- i faktycznie tak się stało. Zamiast stresu, pilnowania czasu itd, miałam miłe oczekiwanie na przygotowanie czegoś własnego. Po jakimś czasie to wszystko działo się już "mimochodem". Że nie wspomnę o poprawie cery i włosów od takiego jedzenia (w najgorszych momentach po jednym czesaniu włosów wyjmowałam ze szczotki dużą garść włosów, które wypadły). Też studiuje i wiem, jak to jest, ukrywać przed znajomymi dietę. Żeby nie stresować się tym tak, bez wyrzutów sumienia możesz zjeść raz w tygodniu pizzę czy kebab :) Czy cokolwiek na co masz ochotę. To taka nagroda za cały tydzień "zdrowego" jedzenia. Nie traktuj tego jako kolejny napad. Traktuj jako zwyczajne wyjście ze znajomymi, rozrywkę, relaks :) Nie myśl o tym w kategoriach wyrzutów sumienia, napadów, diet, tylko zwyczajnie ciesz się z mile spędzonego czasu. Kiedy zauważasz słodycze w salonie, staraj się je ignorować- nie w sposób "nie mogę tego jeść", "dlaczego to tu stoi", "znowu kupili coś słodkiego". Po prostu postaraj się przenieść swoje myśli na inny, milszy tor. Bo wiadomo, że jeśli uparcie stara się o czymś nie myśleć, nasza podświadomość zrobi dokładnie na odwrót :) Zamiast NIE MYŚLEĆ o słodyczach, zajmij myśli po prostu o czymś innym. Powodzenia :)
  2. Droga self, w napadach chodzi o to, żeby nie dopuścić do głodu- lepiej zjeść mniej a częsciej, wtedy mniejsze prawdopodobieństwo napadu- przynajmniej u mnie tak było, no ale każdy ma swój własny sposób :) Nie miej wątpliwości, że to możliwe. Oczywiście, że tak :) Może spróbuj chociaż początkowo zamienić czekoladę na tę gorzką? Ona bardziej "zapycha", więc mimo, że smak nie ten sam, zjesz jej mniej zanim będziesz miała dość. Chodzi mi nie o zwykłą gorzką, ale o tę z jak największą zawartością kakao. Czekolada nie jest, w odpowiedniej ilości, niezdrowa- świetne źródło magnezu i endorfin- dlatego tak łatwo uzależnia. Bardzo dobrze, że zjadłaś śniadanie- jest ono naprawdę najważniejsze, najlepiej jeść DO 1 godziny po przebudzeniu. Jeśli totalnie nie masz ochoty na śniadanie, zjedz przynajmniej jakiś jogurt (choć wiadomo że na śniadanie najzdrowiej jest zjeść długo uwalniające się węglowodany- np ciemny chleb) Co do pytania, co zrobić, kiedy już się zaczęło ? Nie ma na to jakiejś uniwersalnej rady, niestety. Myślenie takie, jak Ty masz, jest oczywiście czymś normalnym i nie obwiniaj się za to. Wiem, ze to się dzieje trochę nieświadomie- żeby zagłuszyć wyrzuty sumienia, taki mechanizm ochronny świadomości. Jeśli napad już się zaczął, ale jeszcze nic niezdrowego nie zjadłaś, jeśli faktycznie już nie możesz się powstrzymać (np znaleźć sobie jakieś naprawdę ciekawe zajęcie, coś co odciągnie Twoje myśli od jedzenia), spróbuj zajeść napad np. kanapką z ciemnego chleba z miodem. Miód jest okropnie zdrowy i bardzo, bardzo słodki :) Dla mnie największym problemem było to, że po słodycze sięgałam zawsze PODCZAS przyjemnych rzeczy, np. do oglądania filmu, do czytania książki. To ogromny błąd, bo wtedy czytanie książki, czy oglądanie czegoś automatycznie kojarzy nam się z jedzeniem, i od razu podczas tego mamy ochotę coś zjeść. Rozumiem, że skoro odżywiasz się zdrowo, a napady zdarzają się stosunkowo rzadko, nie chodzi Ci o fakt, że jesz niezdrowe rzeczy, ale o sam mechanizm zachowania, prawda? Z tym już poradzi sobie psychiatra/psycholog. Czy możesz powiedzieć coś więcej o jakichś Twoich znajomych, przyjaciołach, rodzinie? :)
  3. Witaj, self :) Po pierwsze, nie załamuj się. Napisz tylko, co dokładnie chciałabyś osiągnąć, zanim pójdziesz do psychiatry. Opanować napady głodu ? Jeśli tak, wcale nie trzeba, jak to napisałaś, "uciekać" z domu. Opanowanie napadu, kiedy się już zacznie, jest bardzo trudne, wiem to z własnego doświadczenia. Najlepsza jest profilaktyka- spróbuj jeść co trzy godziny dość duże porcje jedzenia (tyle, że "zdrowego"- świetną przekąską jest np surowa marchewka, kalafior, czy brokuły maczane w domowej roboty sosie czosnkowym- jogurt naturalny plus zgnieciony ząbek czosnku, plus odrobina miodu ). Wybieraj te produkty, które powodują powolne uwalnianie węglowodanów, np.ciemny chleb zamiast jasnego itd. Pij dużo, najlepiej wody (jeśli nie lubisz, wciśnij trochę cytryny). Ochota na słodkie? Zjedz suszone owoce, morele lub śliwki, żurawinę, co tam lubisz najbardziej. Ochota na słone przekąski? Jedz niesolone orzechy, migdały. System jedzenia w równych odstępach czasu świetnie się sprawdza, bo, choć na początku jest trudno zapanować nad apetytem, nasz organizm sam się przestawia- wie, że za te 3 godziny dostanie jeść, więc nie wysyła sygnałów "teraz jestem głodny". Nie wiem czy o to dokładnie Ci chodziło. Napisz proszę coś więcej o swojej rodzinie, sytuacji, studiach :) I najważniejsza rzecz, do wszystkich- załamywanie się, wpadanie w poczucie winy i wstyd po napadzie apetytu wcale nie pomagają ! Jeśli zdarza się Wam napad, postarajcie się nie myśleć w ten sposób. Nie mówię tu o tłumaczeniu się ( "mało zjadłam w ciągu dnia, ten jeden raz nic się nie stanie"), ale o racjonalnym podejściu. Znowu zjadłam całą czekoladę, paczkę chipsów i popiłam litrem coli? Niefajnie, ale trudno, następnym razem spróbuję do tego nie dopuścić. Pomaga wyjście na spacer z ulubioną muzyką w słuchawkach :) I pozytywne myślenie. Powodzenia :)
  4. Witajcie ! :) U mnie problem istniał w zasadzie, odkąd pamiętam, od dziecka. Wiązało się to oczywiście z konsekwencjami nie tylko w formie sporej nadwagi, ale też dodatkowo- poczucia odrębności (np. od innych dzieci), wstydem, ukrywaniem jedzenia. Wiem jedno- najgorsze dla mnie było zawsze (teraz mam 24 lata) niezrozumienie ze strony bliskich. Być może było to też przyczyną- odwieczne konflikty z rodzicami. Nie ma nic gorszego, niż w poczuciu osamotnienia, niezrozumienia, i nieakceptowania siebie słyszeć od rodziców komentarze w stylu "kiedy osoba gruba je, wygląda to obrzydliwie", czy wyśmiewanie, krzyki, i jakże "dobre rady" w postaci zabierania z talerza podczas obiadu, czy teksty "nie żryj tyle", "wystarczy mniej żreć, to schudniesz". Właściwie, taka sytuacja jeszcze bardziej pogłębia objadanie się- tyle tylko, że człowiek jest bardziej uważny podczas ukrywania tego przed światem. Ktoś na tym forum (przeglądałam od 1 strony ! ) napisał, że takie jedzenie jest wypełnianiem sobie pewnej pustki- i to jest właśnie strzał w dziesiątkę. Samotność i poczucie niezrozumienia (mnie przez resztę świata) tylko tę pustkę pogłębiało, co tworzyło pewnego rodzaju błędne koło. Napiszę trochę więcej o rodzicach- uważam, że to bardzo ważne w tym, co się stało. To "dzięki" nim, przez lata rozwijał się we mnie pogląd, że kompletnie do niczego się nie nadaję, i że nie jestem w stanie sama funkcjonować. Dla nich cokolwiek zrobiłam, i jakkolwiek się starałam, nie było wystarczająco dobre (muszę tu dodać, że dla moich rodziców, cokolwiek różni się od ich własnych poglądów czy przyzwyczajeń, jest złe). W dodatku byłam gruba. Czyli bardzo, bardzo nieidealna. Najbardziej irytowało mnie, kiedy podczas kłótni ( raczej walki o własny światopogląd, kiedy jeszcze miałam na to siłę), mówili, że jestem ich córką, kochają mnie i chcą dla mnie dobrze- tyle, że brzmiało to zawsze jakoś fałszywie. Mając lat 23 przy wzroście 161 cm ważyłam aż 90 kg ! Miałam wtedy chłopaka, wydawało mi się, że jestem zakochana. On nie tylko mnie akceptował, ale wręcz uwielbiał wszystkie moje zwały tłuszczu, co chwila podsuwając do jedzenia a to czekoladę, a to frytki... Byłam bardzo szczęśliwa. A przynajmniej tak myślałam. Na studiach zaczęłam mieć problemy z nauką. Wynikało to z mojego lęku (nie przed czymś konkretnym, tylko permanentnego, nieokreślonego lęku). A wyglądało konkretnie tak: zawaliłam jakieś kolokwium, więc było mi bardzo wstyd. Bałam się iść na kolejne zajęcia (ze wstydu przed wykładowcą), więc coraz więcej nieobecności powodowało trudności w zaliczeniu egzaminu. O ile egzamin był pisemny- pół biedy. Jeśli ustny- nawet jeśli umiałam perfekcyjnie(a nauka jako taka- w sensie zapamiętywanie nie sprawia mi żadnych problemów), nagle zapominałam wszystko, czułam objawy somatyczne (wynikające ze stresu objawy fizyczne, np ból brzucha), i nawet zdarzyło mi się zwyczajnie uciec z płaczem. Gdybym miała pisać całą moją historię, pewnie zajęło by mi to pół nocy.W skrócie: Mój chłopak był manipulatorem, który robił ze mną, co chciał, a mimo, że czułam się z tym źle, dalej byłam z nim, bo myślałam, że na nic innego nie zasługuję. Jednak w końcu zerwałam z toksycznym chłopakiem, i poznałam kogoś nowego. Myślę, że to był zwrot w moim życiu. Nowy mężczyzna akceptował mnie i kochał taką, jaką byłam. Rozumiał moje problemy, akceptował mnie i wspierał.I wiecie co? Zaczęłam odzyskiwać wiarę w siebie, co okazało się najważniejszym krokiem w moim życiu. Już nie patrzyłam z obrzydzeniem w lustro. Napady apetytu zdarzały się coraz rzadziej. Poszłam do dietetyka. Zalecił mi on jeść co 3 godziny. Na początku nie mogłam w to uwierzyć- myślałam, że dieta wiąże się z głodem i męczeńskim postem. A jednak- jadłam co równe 3 godziny, wielkie góry jedzenia (oparte głównie na warzywach, drobiu, wołowinie), i cały dzień byłam syta. Okazało się też, że wcale nie potrzebuję słodyczy. Kiedy brał mnie napad apetytu na słodkie- jadłam po prostu na raz całą łyżkę miodu, i gwarantuję, że to wystarczało :) Dziś mam 24 lata, ważę 78 kilo i cały czas, powoli, chudnę. Wiem już, że diety cud nie działają, a pogrążanie się w wyrzutach sumienia po kolejnym napadzie głodu wcale nie odpycha nas od jedzenia następnym razem. Akceptacja siebie, jakkolwiek odlegle i niemożliwie to teraz dla Was brzmi, działa prawdziwe cuda. Tak samo, jak nadzieja i nie załamywanie się przy każdym napadzie głodu. Gdybyście miały konkretne pytania, bo, jak powiedziałam, opisywanie mojej historii zajęłoby mi chyba całą noc, to piszcie, proszę. Będę pomagać jak tylko mogę, bo chociaż już jestem niemal "zdrowa", przeszłam przez to, co Wy ! :) I mnie się udało. Wierzę, że Wam też się uda.
×