Skocz do zawartości
Nerwica.com

cherry boom

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez cherry boom

  1. Problem nie dotyczy bezpośrednio mnie, lecz mojego taty. Jego choroba, bo inaczej tego co się dzieje nie mogę wytłumaczyć zaczęła się kilka miesięcy temu, może pół roku. Mniej więcej rok temu mój tata stracił pracę. Pracował tam 15 lat, firma zaczęła bankrutować, zaczęły się zwolnienia. Na początku nie było nawet aż tak źle, bo tata wiedział już wcześniej co się dzieje, nie stracił pracy z dnia na dzień. Byli już zwalniani inni pracownicy, wypowiedzenie też dostał już kilka miesięcy wcześniej. Wszyscy byliśmy chyba zbyt optymistycznie nastawieni. Na początku tata wysyłał mnóstwo CV, pytał znajomych gdzie co i jak, jeździł sam coraz dalej się pytać.. Aż w końcu dotarło to do nas, że nie znajdzie się praca dla osoby 55-letniej bez znajomości. Wysyłaniem CV zajęła się mama, codziennie przeglądała ogłoszenia. Z setek wysłanych CV odezwały się z 3 osoby. Chyba nie przeczytały dokładnie, bo po pytaniu w jakim wieku jest tata rozmowa biegła już ku końcowi z wiadomym rezultatem. Gdy już stało się jasne, że na znalezienie normalnej pracy nie ma szans, tata zaczął harować, bo inaczej tego nazwać nie można, za psie pieniądze, na umowę zlecenie, bez żadnych wolnych sobót, niedziel czy świąt, z niejasnymi godzinami pracy, po prostu tata musiał być pod telefonem w domu w dany dzień bo szef mógł zadzwonić i powiedzieć, żeby był za pół godziny. czasem dzwonił o 6 rano, czasem o 16, czasem nie zadzwonił przez cały dzień. Nie dziwię się, że to go wykończyło fizycznie i psychicznie. Kilka miesięcy przepracował u tego gościa. Bo wiecie, to nie chodzi o pieniądze w tym wszystkim. Mama pracuje i zarabia normalnie, ja i siostra pracujemy dorywczo i w dodatku mamy dość wysokie stypendia naukowe i w zasadzie utrzymujemy się same. Tata się załamał, bo jego zdaniem to on powinien pracować, dawać byt rodzinie, a nie na odwrót. Tak przynajmniej mi się wydaje. Pogorszyło się właśnie jakieś pół roku temu, kiedy do tekstów w stylu "nie mam już po co żyć" , "lepiej by wam było beze mnie" wtrącanych gdzieśtam w rozmowach, chociaż nie dosłownie tak jak napisałam, doszło chodzenie po nocy. Po prostu, tata nie może spać. Na początku siedział w salonie i czytał książkę. Potem chodził po ogrodzie, zamykał się w szopie. Teraz wychodzi dalej i w ogóle nie idzie go znaleźć. To się dzieje tak jak teraz, 2-3 w nocy. Nie jesteśmy w stanie go upilnować, musiałybyśmy nie spać całą noc. Mama od jakiegoś czasu ma nadciśnienie i kłopoty ze snem. Mi też trudno jest spać, na przykład dzisiaj, to znowu się powtórzyło. Oglądałam film i zupełnie nie słyszałam kiedy tata musiał wyjść z domu kilka godzin temu. Wrócił, mama niemal krzyczała żebym wracała do pokoju i na to nie patrzyła, jakby to miało sprawić, że nie będę słyszeć tego co się dzieje i tego płaczu, szlochu mojego ojca. To jest chyba najstraszniejsza noc w moim życiu. Nigdy nie było tak źle jak dzisiaj. Tata poszedł bardzo daleko, wiem że był przy linii kolejowej. Aktualnie siedzę przy drzwiach i nadsłuchuję każdy szelest. Muszę zrobić wszystko, żeby nic się nie stało. Nie dzisiaj. Tata ma nadciśnienie, nie wiem jak jego serce wytrzymuje to, co on wyprawia. Myślałam, że dzisiaj też chodziło o pracę, ale jak usłyszałam to... Chodziło po prostu o to, że pokłócili się z mamą o pilota i tata źle się czuł, że niby tak mamę potraktował... Totalna błahostka po prostu. Jakiś czas temu pojawiło się światełko w tunelu jeśli chodzi o pracę. Od poniedziałku mój tata pójdzie na okres próbny. Ale i tak jest chyba jeszcze gorzej, bo wie, że jeśli nie będzie miał tej pracy, to już żadnej. Już nawet mówił coś w stylu, że jak nie dostanie tej pracy to to już będzie definitywny koniec bo on już nie ma siły. Teraz się stresuje, że nie ma odpowiednich kompetencji, że nie będzie czegoś umiał zrobić... Boże, ja już nie wiem co mam robić. Ja nawet myślałam, żeby jechać do tych ludzi od tej pracy, chociaż ich totalnie nie znam. Ja bym im zapłaciła wszystko co mam żeby tylko oni dali mu tą pracę... Wiem, że to chore jest. A teraz boję się iść spać. Mama pewnie też nie śpi, pewnie już sobie wyrzuca, że zasnęła na te kilka godzin kiedy tata wyszedł z domu. Poczekam do 7 rano, może wtedy już ktoś wstanie i wyśpię się w dzień. Bo jak mamy spać ze świadomością, że gdy się obudzimy tata może już odejść na zawsze? Wybiorę sen zamiast życia mojego taty?... Ja wiem, że jeśli ma to zrobić to zrobi i nie da się upilnować na 100%. Ja już nauczyłam się żyć z tą świadomością. Kiedy kolejny raz wstaję w nocy i go nie ma to godzę się z tą myślą. Czasami wizualizuję sobie życie bez taty, muszę się do tego przyzwyczajać po prostu. Mama namawia go na psychologa, ale tata nie chce. W dzień jest nawet dobrze, naprawdę. Zajmuje się czymś w ogrodzie, robi coś w szopie dla różnych ludzi, jeździ do nich to montować itd. Jest duszą towarzystwa, kocha różne rodzinne spotkania. Święta były naprawdę dobre. Tylko te noce... I pytanie: co ja mogę zrobić? Jak mam mu pomóc? Mama wie, że wiem. Tata nie wiem czy wie, chyba wie, ale w ogóle ze mną i z siostrą na ten temat nie rozmawia. Wysłać go siłą do psychologa? Przecież to jest silna depresja, myśli samobójcze już na pewno też. Jak myślicie, czy jeśli by dostał tą pracę na stałe to mu się polepszy? I dlaczego nadal tak robi skoro już tą pracę w sumie prawie ma, raczej go po tym okresie próbnym wezmą niż nie wezmą (znajomości, tylko tata jest przyjęty na okres próbny, raczej mało chętnych tam) Nie wiedziałam komu mam powiedzieć. Jutro może porozmawiam z przyjaciółką. Ale musiałam też gdzieś napisać to właśnie teraz, w tej chwili. Żeby zająć czymś czas, w końcu jeszcze jakieś 4 godziny przede mną... Trochę się rozpisałam. Pozdrawiam Was.
×