Skocz do zawartości
Nerwica.com

effetha

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia effetha

  1. Szczęść Boże. Na wstępie jak widzicie jestem osobą wierzącą, jednak nie chciałabym spowodować aby sprawiło to jakieś nieporozumienia czy konflikty ma forum związane z tym, że Bóg i wiara w Niego jest dla mnie sensem życia i czymś nadrzędnym, wręcz najważniejszym w moim życiu. Jestem 20-latką która od 12 roku życia cierpi na przewlekłe zaburzenia odżywiania połączone z zaburzeniami depresyjnymi. Niestety nigdy nie podejmowałam się żadnego leczenia terapeutycznego ani psychiatrycznego z tego powodu, że po mojej ostatniej próbie samobójczej trafiłam w ręce psychologów i psychiatry którzy podawali mi rady niezgodne z moimi przekonaniami religijnymi (metody Silvy, ograniczenie modlitw i praktyk religijnych które mi pomagały itp.) oraz uważali że to moje przekonania religijne są winne mojej depresji i powinnam zrezygnować z wiary w Boga. Postawiono mi diagnozę nerwicy eklezjogennej (z którą się nie zgadzam bo jej założenia są niezgodne z nauczaniem KK oraz z moimi poglądami religijnymi) oraz zaburzeń depresyjnych. Podano mi antydepresanty których jednak nie brałam, ponieważ przeżyłam głęboką niechęć do specjalistów w dziedzinie psychologii i psychiatrii. Mój stan się pogarsza. Mam coraz częściej myśli samobójcze, płaczę, wpadam w rozpacz z powodu nawarstwiających się problemów w moim życiu prywatnym, jednak od jakiegoś czasu zaczyna się robić coś co potwornie mnie niepokoi. Sytuacja zaczęłą się pojawiać odkąd rozpoczęłam leczenie HTZ po usunięciu jajników (choroba nowotworowa) oraz leczenia histrucyzmu lekami antyandrogenowymi + zachorowałam na RZS i zażywam spore ilości leków immunosupresyjnych oraz sterydy. Przedstawię wam na przykładzie mojej przyjaciółki co się dzieje ze mną: Pewnego dnia byłam już 3 dzień bez leków bo akurat sprawy zawodowe i terminy u lekarza endokrynologa nie pozwoliły na ciągłość brania leków. Jednak przerwa trwała tylko 3 dni. Dzień był jak codzień. Niestety w pewnym momencie poczułam się jakbym była odrzucona, byłam w 100% przekonana że moja przyjaciółka mnie nienawidzi, że mnie okłamuje i że spiskuje przeciwko mnie. Zadzwoniłam do niej i powiedziała, że źle się czuje (przyjaciółka choruje na RZS również) i nie może ze mną rozmawiać długo. Po tej rozmowie zadzwoniłam do niej i powiedziałam że mnie okłamuje ze nie chce ze mną rozmawiać bo mnie nie lubi i że obgaduje mnie z swoimi znajomymi przeciwko mnie. Na szczęście atak minął bo to trwało około 15-20 minut i przyjaźń trwa. Przyjaciółka uważa, że coś zlego dzieje się z moim mózgiem. W czasie tych "ataków" jestem przekonana że mam racje i nikt nie potrafi mi wmówić że jest inaczej, uważam ze to co wykreuje mój mózg jest prawda i w to wierze. Jednak od paru tygodni zaczynam z tym walczyć. Gdy łapie mnie "atak" to nie dzwonie do nikogo, zamykam się w pokoju i walczę sama z sobą walczę z osoba która "siedzi we mnie" i mówi mi te kłamstwa. Może to zabrzmi śmiesznie i potwornie się tego wstydze, ale gdy dostaje tych ataków to gdy leżę w łóżku to widzę na nim jakby małe chodzące, czarne pajączki które szybko przemkną i znikną - to jest coś co potwornie wstyd mi się będzie przyznać przed lekarzem. Błagam doradźcie co to może być i jak się przekonac do ewentualnego leczenia ? Uwierzcie, że wiara jest fundamentem mojego życia i nie chce, aby leczył mnie ktoś kto będzie podważał zasady które wyznaję. Chciałabym aby w wątku wypowiadały się osoby tolerancyjne. Jestem katoliczką.
×