Skocz do zawartości
Nerwica.com

siostra k.

Użytkownik
  • Postów

    11
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez siostra k.

  1. Zima daleko mi do-wspanialomyslnosci, predzej nazwalabym siebie tchorzem ktory boi sie ze zezra go wyrzuty sumienia , bo od dziecka byla mi-wpajana ta odpowiedziwlnosc ktora ty nazywasz altruizmem. -- 21 gru 2014, 22:08 -- A co do-wyprowadzenia sie, to zgadzam sie , inaczej nigdy moje zycie nie bedzie w pelni niezalezne.
  2. Jedyne co juz wiem na pewno, to to ,ze za wiele rzeczy sie juz wydarzylo takich, ktorych naprawic nie sposob. Dam Wam przyklad- matka ostatnimi dniami zaproponowala bratu ze jezeli bedzie wykonywal okreslone prace typu palenie w piecu czy koszenie trawy, odsniezanie podworka itd to bedzie dawac mu pieniadze. W ten sposob chciala go zmusic od odejscia od telewizora i jednoczesnie do jakiejkolwiek pomocy w obowiazkach domowych skoro i tak utrzymuja go i daja pieniadze na to, co mu potrzeba ( nie mowie ze potrzeba wiele ale samo-palenie troche kosztuje , a rodzice nie pala), brat ja wysmial. Bo prosta logika-teraz ma to samo-bez robienia czegokolwiek. Zeby nie-pogarszac wiec sytuacji w sensie- by odzywal-sie do nich wrocili do punktu wyjscia czyli przestali wymagac czegokolwiek. Dla mnie obciazeniem psychicznym jest fakt ze czegokolwiek bym nie probowala jest zle- probuje rozmawiac, jest zle, odcinam sie od tego, gez jest zle bo ile-mozna mieszkac pod jednym dachem nie odzywajac sie do-siebie ?? Miesiac,-dwa? U mnie trwa to juz ponad rok. W poczuciu bezsilnosci napisalam na forum liczac sama nie wiem na co, chyba po prostu chcialam wyrzucic z siebie wszystko. Jednak poniekad dzieki waszym-wpisom uswiadomilam-sobie ze on nie jest nieszczesliwy, tak jak bylaby kazda normalna osoba w takiej sytuacji.Jemu jest wygodnie, ma cieplo , jedzenie, zaspokojone podstawowe potrzeby i jest dla-niego ok,bezpieczne cztery sciany. Moze wiec rzeczywiscie pora sie na tyle-zdystansowac do tego tematu, by nie ingerowac w ich zycie, bo i jakim prawem. Zycie nie zawsze musi byc kolorowe, jesli uda mi sie nie powtorzyc modelu wychowawczego wyniesionego z domu rodzinnego bede mogla powiedziec kiedys, ze odnioslam-sukces. Dziekuje Wam.
  3. Zimo po czesci moge sie z Toba zgodzic, natomiast moje zabiegi nie wynikaja z tego powodu ,ze czuje sie lepsza od mojego brata, tylko z tego ze chcialabym pomoc mu usamodzielnic sie-na tyle by mogl sam zaczac zyc. Uwierz,ze przykro jest patrzec jak zamienia sie w rosline.Zaakceptowac ten stan rzeczy to dla mnie poddac sie.wiem ze nie mam prawa decydowac oo cudzym zyciu , ale jezeli koszt utrzymania tego cudzego zycia spada na mnie to wtedy jest to juz rowniez moje zycie. Czy chcialabym zmienic przeszlosc ? Oczywiscie ze tak, ale wiem ze nie moge.
  4. Follow- nie prosze o pomoc dla siebie bo wiem,ze ja sama ze soba sobie poradze, zresztą mam synka ktorego chce wychowac na silnego i zaradnego mezczyzne, nie mam zamiaru sie zalamywac. Mysle ze to co najgorsze w mojej psychice juz uporzadkowalam, teraz chcialabym jakos ulozyc sobie w glowie stsunek do tej trudnej dla mnie sytuacji , ktora wciaz powraca jak bumerang do mnie. W moim ojcu zawsze mialam wsparcie, konflikty z mama z kolei byly na porzadku dziennym od kiedy pamietam, glownie na linii ja - brat. W sensie ze jako dziecko nie potrafilam zrozumiec dlaczego to ja mam zawsze ustepowac , ode mnie sie wymagalo, ja mialam wiecej obowiazkow itd. Ze mna tez mama rozmawiala o problemach, typu brak pieniedzy, choroby itd , wzbudzajac zawsze poczucie winy we mnie.tak to odbieram dzis jako dorosla kobieta.dzis wszelkie rozmowy na trudne tematy koncza sie jej placzem i obrazaniem sie na mnie. Rodzice mają po65 lat, mama na lichej emeryturze , tata przepracowuje sie na 2 etaty zeby ogarnac potrzeby swoje , mamy no i brata. My z mezem oboje jestesmy niezalezni finansowo, tak jak pisalam oplacamy domow rachunki, opal i zwykle zycie, jak kazdy plus jesli rodzicom braknie pieniedzy to dokladamy sie im. Z mezem rozmawialismy na temat wyprwadzki, dla nas wiazac sie bedzie to zaciagieciem kredytu, no ale w dzisiejszych czasach to raczej norma... w dom wpakowalismy na remont ok 80 tys spokojnie, jednak jesli nie bedzie wyjscia to zostawimy, dom i tak nie jest przepisany w zadnej czesci na nas. Wifi, od rodzicow od dziecka slysze ze choruje on na... depresje. Jedyne czego jestem pewna,ze ma stwierdzone to chore oko, w sensie prawie-nie widzi na jedno, nie-zmienia to faktu ze nie chce sie leczyc ani nawet nosic okularow by podtrzymac to zdrowe.rodzice w sytuacjach juz podbramkowych , tj kiedy np przed moim weselem nie odzywal sie do nikogo miesiac i nie wychodzil z pokoju , poszli za niego do psychiatry, ktory przepisal mu leki psychotropowe. Oczywiscie lekow tych nie bral bo kto go zmusi. Sam ze swojej woli nie pojdzie do zadnego lekarza. Ojciec mowil mi,ze byl rowniez sam u psychiatry w jego sprawie i lekarz powiedzial ze wystawi mu skierowanie do-szpitala ktory zajmuje sie leczeniem nerwic, natomiast wiadomo -on nigdzie nie pojdzie i leczyc sie nie bedzie. No i to na tyle. Napisalam ze zachowuje sie dziecinnie, bo dokladnie tak jest. Poza tym ze potrafi normalnie prowadzic auto, pojechac po swoje gadzety jak ma ochote ( piwo co jakis czas i na okraglo fajki),pomimo tego ze ma pokoj obwieszony plakatami z kobietami polnagimi , to np caly czas wraca w rozmowach do czasow wczesnoszkolnych, potrafil plakac przez miesiac jak zdechl mu pies a nie przejal sie jak np mama do-szpitala trafila przez niego, boi sie burzy i przychodzi wtedy do rodzicow i milion podobnych przykladow moge podac. To co zauwazylam ja i co jest pewniakiem to jego totalne wycofanie sie z normalnego swiata, gdzie trzeba zyc- robic cokolwiek, chociazby uprac sobie rzeczy czy obrac ziemniaki na obiad. To jednak poza jego mozliwosciami badz checiami.
  5. Betty , dziekuje za odpowiedz. Taką rozmowe juz mam za sobą, rozmawialam kilka tyg temu z mamą szczerze, powiedzialam jej ze mam do niej zal za dziecinstwo, za to ze caly czas od-dziecka wmawiala mi odpowiedzialnosc za brata ( np jak jechalam z chlopakiem na wakacje to chciala by brata starszego zabrac) i potem ta bulimia moja , ktora wiem ze wyniknela z tej sytuacji , ale zeby ja pokonac musialam wyrwac sie z rodzinnego domu...o wszystkim tym rozmawialam z mamą bo chcialam zeby pewne sprawy zamknac raz na zawsze. Nie zrozumiala mnie ale tego moglam sie spodziewac. Stwierdzila ze za jej zycia nic nie bedzie zmieniac, ani leczyc go na sile a ja nic nie rozumiem i moze jakbym miala takie dziecko to cos by do mnie dotarlo, padlo wiele gorzkich slow... Zastanawiam sie czy jest ktos kto mial podobna sytuacje i znalazl z niej wyjscie . Ja wiem,ze bede musiala odciac sie od tych tematow bo cierpi na tym moja rodzina-maz i synek, jednoczesnie jednak wiem ze jesli zostawie bieg rzeczy samym sobie to kiedys spadnie to na mnie i wroci z podwojną silą. Bledne kolo. -- 21 gru 2014, 11:14 -- A odnosnie placowki to wchodzilby w gre jedynie-szpital zamkniety, ktory bratu jak-sie dowiedzialam nie nalezy gdyz nie jest agresywny , nie targnal sie-na swoje zycie i nie jest w zaden sposob ubezwlasnowolniony. -- 21 gru 2014, 11:17 -- A rodzice z tego co wiem chca zabezpieczyc brata w ten sposob,ze przepisza na niego polowe domu i calosc gospodarstwa (pomimo ze w ogole nie interesuje sie tym ), nie wiadomo tylko z czego bedzie to utrzymywal bo jak na razie to oni oplacaja mu krus a pozniej ?? Rachunki, inne potrzeby?? No proste kto, ja, bo nikogo innego nie ma...
  6. Razem z meżem urzadzilismy sobie poddasze w domu u rodzicow, placimy za wszystkie rachunki oraz wegiel, czyli teoretycznie na swoim. Zgodzilam sie na to mieszkanie pod katem opieki w nocy dla mojego synka, poniewaz oboje z mezem mamy taki system-pracy, ze zdarzaja nam sie i nocne zmiany. Jednak cala ciaze mialam rytą glowe , az do tego stopnia ze znowu zaczelam miec wyrzuty sumienia ze mam meza, ze mam dziecko i prace a niektorzy nie maja ... dodatkowo szlo wmawianie ,ze nie potrzebujemy zaciagac kredytu bo przeciez mamy wielki dom- wspolny dla rodzicow, mojej rodziny i brata...wystarczy to docenic i nie odzywac sie za bardzo w kwestii niewygodnych tematow. Doszlismy z-mezem do-wniosku ,ze przyjdzie taki dzien ze to my bedziemy kiedys dawac mojemu bratu to, co teraz. Dostaje od rodzicow, bo-wszystko ku temu zmierza. A on sie nawet do nas nie odzywa, ma swoj swiat i tyle. Napisalam na tym forum nie po to, by sie poskarzyc, nie zrozumcie mnie zle. Ja po prostu chce wiedziec czy istnieje jakikolwiek sposob by zaktywizowac do-zycia osobe doroslą, calkowicie wyizolowaną, ktora nie chce poddac sie terapii ( ja nawet bylabym sklonna-oplacic mu jakas terapie u psychologa czy cos ). Wiem,ze rodzice co dzien-sa starsi, coraz bardziej zchorowani, praca na wsi do lekkich nie nalezy a-mojemu bratu nie spieszy sie-by pomoc w czymkolwiek. Glupi przyklad , jak bylam w 9 miesiacu poprosilam go by pojechal-ze mna do-weterynarza z 30 kilowym psem ktory dostal nagle krwotoku. W odpowiedzi- to Twoj pies, jedz sama,daj mi spokoj. Tak jest ze wszystkim - z zakupami, gotowaniem, pomoca w jakichkolwiek-sprawach.kiedy rodzice zaczynali z nim rozmawiac to zawsze konczylo sie tak samo : jego gadaniem do matki po co go urodzila,-ze on chcialby umrzec i zeby dali mu spokoj. I dali . Nie wymagaja od niego nic, do tego stopnia-ze spi do godz 12-13 co dzien, standard. Jesli oni beda potrzebowali mojej pomocy na stare lata to nagle okaze sie, ze problem jest naprawde duzy i boje sie ze-nie podolam. Dobija mnie to strasznie i dlatego jesli jest ktos z jakims pomyslem to prosze o opinie... -- 20 gru 2014, 21:12 -- A odnosnie wyprowadzenia sie to rozwazamy ten temat calkiem-powaznie z mezem
  7. Nie musze. Nikt mnie fizycznie nie zmusza ,chodzi po prostu o to ,ze mimo wszystko wiem ze jesli teraz nie poszukam pomocy, nie sprobuje mu pomoc usamodzielnic sie to kiedys zostane z tym problemem sama, a brat nie jest na tyle samodzielny zeby samemu sie soba zajac na chwile obecna, we wszystkim wyreczaja go rodzice...szukam wiec sposobu zeby pomoc jemu wyrwac sie z tego blednego kola ( chociaz pewnie mu wygodnie tak jak jest ) by paradoksalnie samej zaczac zyc normalnie. Mama namawiajac mnie do powrotu do rodzinnego domu wiedziala co robi- wiedziala ze bedzie cieplo, napalone, ugtowane , rachunki oplacone, czyli dla niego nic sie nie musi zmieniac. Nigdy. Ale ja patrzac na ten stan rzeczy co dnia ( bo teraz jestem na urlopie macierzynskim) juz po prostu nie mam na to sily...nie moge sie porozumiec z mama dla ktorej nie istnieje nic poza synem, bratem- ktory nie odzywal-sie do mnie cala moja ciaze, nawet jak go prosilam by pomogl z czymstam w domu...
  8. Follow dziekuje za odpowiedz...to samo radzi mi mąż, tym bardziej ze po kazdej probie rozmowy na trudne rodzinne tematy moja mama placze, po czym sie na mnie obraza krzyczac ze nie rozumiem niczego. Na tym polu uslyszalam od niej juz wiele gorzkich slow, najczesciej wypowiadanych po to, by wjechac mi na psychike , typu - jak chcesz to po naszej smierci pozwol mu umrzec z glodu i nie dawaj jesc, niech zostanie bezdomnym, a pozniej teksty, to Twoj brat, musicie sie wspierac itd. Tylko ja wiem ze on kiedys funkcjonowal normalnie, zdal prawo jazdy, mial zainteresowania, szukal pracy...a teraz nie robi nic, nie gotuje sobie, nie pierze, nie sprzata- tylko tv, fajeczki i komputer... a na kazde moje proby przywrocenia go do zycia i proby rozmowy slysze tylko - daj mu spokoj, on jest chory, ty nie zrozumiesz...i bledne kolo sie zamyka... chcialabym zaczac zyc sama ze swoja rodzina, wyprowadzic sie, ale jak im wtedy pomoge ?? Ja juz tez przez to mam chora psychike...kiedys probowalam mowic z mama ze stad moja bulimia powstala, z tych nerwow rodzinnych, niezrozumienia...wysmiala mnie
  9. Byc moze znajdzie sie na forum osoba, ktora moglaby mi pomoc, doradzic. Jestem juz doroslą , 30- letnią kobietą, lecz wciaz nie moge poradzic sobie z zyciem.Od dziecka mam w glowie obraz matki, ktora kocha i wspiera starszego o 5 lat brata a ode mnie wymaga, coraz wiecej i wiecej. Juz jako 15 letnia dziewczyna wiedzialam od mamy ze bede musiala kiedys zajac sie nim, bo on sobie w zyciu nie poradzi,matka wrecz wymagala to na mnie. Brat moj i jego choroba do dzis sa dla mnie tajemnicą, ma dzis 35 lat, nie leczy sie, skonczyl normalną zawodowke lecz nigdy nie pracowal, nie ma znajomych , cale dnie przesiaduje przed tv i komputerem, zachowuje sie jak dziecko w rozumowaniu, nigdy nie mial dziewczyny ale tez nigdy sie nie leczyl i nawet nie chce. Jest, siedzi w domu, nigdzie nie wychodzi, nic nie robi - w sensie pomocy rodzicom (mieszkamy na wsi), pali fajki , olada tv i takie cale jego zycie. Najczesciej albo sie do nikogo nie odzywa, albo odzywa sie chamsko. Ja z nim rozmawiac nie potrafie... cale dziecinstwo moi znajomi dokuczali mi z powodu brata, pozniej wyprowadzilam sie z domu bo zachorowalam na bulimie, poradzilams sobie -sama z chorobą, zalozylam swoja rodzine i wrocilam do domu zeby wesprzec rodzicow jakos a koszmar powrocil... kazdy moj sukces tj np slub, moja ciaza itd sprawiaja ze dla mojego brata jest to takis tres,ze przez kilka tyg potrafi sie nie odzywac do nikogo, a matka caly czas jak zawsze broni go i staje po jego stronie, chodzi o sytuacje gdy np mowie ze moglby cos zrobic, pomoc im,-a on nie chce,wiec schorowani robia za niego wszystko. Probowalam rozmawiac z rodzicami jak to sobie wyobrazaja dalej- brat nie chce sie leczyc, isc do lekarza porozmawiac, nie chce pracowac, rozmawiac, czasem jest nawet agresywny slownie. A ja nie wiem co robic, matka stwierdzila ze poki ona zyje to nie pozwoli go na sile leczyc a potem on moze zostac bezdomny jak ja sie nim nie zajme, czyli znowu wchodzi na moja psychike...a ja juz nie mam sily i nie wiem co robic...bo przez to wszystko nie potrafie zyc wlasnym zyciem...
  10. Byc moze znajdzie sie na forum osoba, ktora moglaby mi pomoc, doradzic. Jestem juz doroslą , 30- letnią kobietą, lecz wciaz nie moge poradzic sobie z zyciem.Od dziecka mam w glowie obraz matki, ktora kocha i wspiera starszego o 5 lat brata a ode mnie wymaga, coraz wiecej i wiecej. Juz jako 15 letnia dziewczyna wiedzialam od mamy ze bede musiala kiedys zajac sie nim, bo on sobie w zyciu nie poradzi,matka wrecz wymagala to na mnie. Brat moj i jego choroba do dzis sa dla mnie tajemnicą, ma dzis 35 lat, nie leczy sie, skonczyl normalną zawodowke lecz nigdy nie pracowal, nie ma znajomych , cale dnie przesiaduje przed tv i komputerem, zachowuje sie jak dziecko w rozumowaniu, nigdy nie mial dziewczyny ale tez nigdy sie nie leczyl i nawet nie chce. Jest, siedzi w domu, nigdzie nie wychodzi, nic nie robi - w sensie pomocy rodzicom (mieszkamy na wsi), pali fajki , olada tv i takie cale jego zycie. Najczesciej albo sie do nikogo nie odzywa, albo odzywa sie chamsko. Ja z nim rozmawiac nie potrafie... cale dziecinstwo moi znajomi dokuczali mi z powodu brata, pozniej wyprowadzilam sie z domu bo zachorowalam na bulimie, poradzilams sobie -sama z chorobą, zalozylam swoja rodzine i wrocilam do domu zeby wesprzec rodzicow jakos a koszmar powrocil... kazdy moj sukces tj np slub, moja ciaza itd sprawiaja ze dla mojego brata jest to takis tres,ze przez kilka tyg potrafi sie nie odzywac do nikogo, a matka caly czas jak zawsze broni go i staje po jego stronie, chodzi o sytuacje gdy np mowie ze moglby cos zrobic, pomoc im,-a on nie chce,wiec schorowani robia za niego wszystko. Probowalam rozmawiac z rodzicami jak to sobie wyobrazaja dalej- brat nie chce sie leczyc, isc do lekarza porozmawiac, nie chce pracowac, rozmawiac, czasem jest nawet agresywny slownie. A ja nie wiem co robic, matka stwierdzila ze poki ona zyje to nie pozwoli go na sile leczyc a potem on moze zostac bezdomny jak ja sie nim nie zajme, czyli znowu wchodzi na moja psychike...a ja juz nie mam sily i nie wiem co robic...bo przez to wszystko nie potrafie zyc wlasnym zyciem...
×