Skocz do zawartości
Nerwica.com

beatvoid

Użytkownik
  • Postów

    8
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez beatvoid

  1. Witam :) Moim zdaniem powinnaś isc do psychologa (może najlepiej prywatnie jak masz taką możliwość) - on wtedy Ci powie, co Ci jest, jakie leczenie czy terapie trzeba wprowadzić oraz pomoże Ci z mężem - spokojnie możesz się wygadać psychologowi, że masz taki problem i ze nie wiesz jak zacząć rozmowę z nim o tym i ze boisz się, że Cię odrzuci wtedy i wyśmieje. Lekarz/rka powinna powiedzieć Ci, jak zacząć ta rozmowę i pewni zmotyzmotywujesz Cię do niej i uspokoi. Myślę, że tak będzie najlepiej, gdy powiesz mu dopiero po pierwszej wizycie - żeby widział, że na prawdę jest problem, a nie uważał, że przesadzasz. Zgadzam się z poprzedniczka, że jesteś ciąży i powinnaś dbać o siebie bardziej i myśleć o przyszłości. Ja wiem, że łatwo powiedzieć "idź do psychologa" a trudniej zrobic, ale lepiej teraz, niż później żeby stan się pogorszyl, trafić do szpitala psychiatrycznego i zostawić dziecko i męża w domu... Wiem, że to drastyczny obraz, ale tak może być, dlatego lepiej zaczac z tym walczyć juz teraz, dla dobra swojego, ale i Twojej rodziny, która zaraz się powiększy. Powodzenia! Trzymam kciuki ze się uda! :). Pisz co tam u Ciebie, z chęcią przeczytam i również się wypowiem :). EDIT: przepraszam z góry za błędy i powtórzenia (itp), ale pisze z telefonu i nie mam możliwości spojrzenia na cały tekst. Poprawie wszystko jak będę na komputerze.
  2. beatvoid

    Aloha.

    Wpadłam tylko na chwilę, bo nadal leczę się ze spotkań rodzinnych w łóżku z książką i muzyką, dlatego na wszystko odpiszę później. Chciałabym tylko donieść, że postawiłam chłopakowi ultimatum, no i już nie jest moim chłopakiem. Mało tego, kłóciliśmy się całą noc i teraz również. Najlepsze jest to, że stara się na mnie zrzucić winę swoich czynów i uważa, że nie chcę dać nic od siebie, skoro nie idę na jego układ. Od razu zakłada, że ucięłam jego kontrolowanie mnie, bo chcę podobać się innym (była kontrola jak jestem ubrana, czy jestem pomalowana, ba, nawet zakręcić włosów sobie nie mogłam, bo było, że chce się innym podobać i chciał mnie zostawić ). Jego ciągłe powtarzanie się z tą zdradą już mnie męczy tak, że aż dostałam migreny. Wiecie, on uważa, że to ja przekreślam naszą przyszłość, bo "co to za problem zrobić kilka zdjęć !1oneone!!1". Szkoda tylko, że on nie rozumie, że ciągła kontrola (której on nie miał ode mnie) potrafi zniszczyć i związek i człowieka. Bo jak się kogoś kocha, to daje się tej osobie wolność, jeśli ona kocha, to nie zdradzi. Poza tym, jak ktoś ma zdradzić, to zrobi to i tak, nawet pod największą kontrolą. Ja dałam mu wolność, powiedziałam, że jeśli nie chcesz moich warunków, możesz odejść. Odszedł, bo uznał, że go zranię, że będę się malować itp itd. Jeśli kogoś kochasz - daj mu odejść. Jeśli on kocha Ciebie - wróci. Nie wróci. Boli bardziej niż myślałam, ale jakoś się trzymam, muszę. Chyba tak musiało być. -- 26 gru 2014, 13:01 -- Z jakiegoś powodu nie mogę edytować poprzedniego postu, ale napisałam do niego o spotkanie, żeby nie przez sms jak dzieci, tylko na żywo, w 4 oczy porozmawiać. Pojadę dziś do niego i to załatwimy. Co do tego, żeby on przyjechał - u mnie nie ma możliwości swobodnej rozmowy, ponieważ moja mama ciągle przychodzi z herbatą, czy z kanapkami, czy spytać się coś o mamę, szkołę itp, dlatego lepiej będzie u niego. Ciekawe, co odpisze na to.
  3. beatvoid

    Aloha.

    Edit: Przepraszam, że tak wszystko w cytacie, pisałam na szybko i nie zwróciłam uwagi... Poprawię to później, jak będę mieć czas, bo jak na razie, to muszę trochę pomóc mamie. No i wesołych świąt wszystkim!
  4. beatvoid

    Aloha.

    4. Cóż, przepisać mnie nie przepiszą na pewno. Dyrektor chamstwa nienawidzi i nie raz bardzo dobrze to słychać na lekcji, ale mimo to uwielbia te osoby (poza tym, nie jestem umysłem ścisłym, więc nie załapię się na jego ulubienicę; oni też nie są, ale są idiotami i to go śmieszy ). Moi rodzice uważają, że ta szkoła jest świetna. Ba! Chcą mnie tu zostawić nawet do liceum! Dlatego chciałabym im powiedzieć, jak jest na prawdę, ale z drugiej strony na razie nie chcę, żeby wiedzieli. 5. Mój chłopak był przy mnie cały czas, jednak teraz poszedł do szkoły w innym mieście. Ja również tam idę, może nie do tej samej szkoły, ale tego samego miasta i jest duża możliwość, że będziemy razem mieszkać (oczywiście nie sami i nie wiadomo, czy od samego września - sprawy prawne, bo dopiero w styczniu za rok skończy 18 lat). Chyba, że miałeś co innego na myśli Aha! Jego mama wie o wszystkim, to co się dzieje w szkole itd. Wyszło przy rozmowie z nią - po prostu pękłam. Poza tym jest bardzo fajną osobą, wyrozumiała i bardzo lubię z nią rozmawiać. Jest strasznie otwarta i ma ekstra podejście do wszystkiego :) Nasi rodzice się znają i bardzo lubią, prawie jak rodzina 7. Właśnie chciałabym wdrożyć taką własną terapię, jednak teraz jest mi ciężko, bo mam mało czasu - każdą wolną chwilę spędzam na nauce (szczególnie do egzaminów, codziennie coś przerabiam), teraz też święta, spotkania rodzinne, spotkania z moim chłopakiem, no a potem trochę kompa i do spania. Mój chłopak ma problem nie tyle co natury psychicznej, a fizycznej. Bierze leki na uspokojenie, ma za dużo czegoś tam (nigdy nie mogę zapamiętać tej nazwy ale odpowiada za przyrost mięśni) w organizmie (ponad 300, a bodajże powinno być 20), co powoduje u niego nadpobudliwość, agresje, zdenerwowanie i ciągłe wysokie ciśnienie. Miał ostatni też mały wypadek samochodowy, na szczęście nic mu się nie stało, ale samochód był zniszczony totalnie. Jakby tego było mało, jeszcze dochodzi szkoła (stres z nauką, jako takich problemów nie ma, raczej jest lubiany). Nie dziwię się, że siadają mu nerwy, rozumiem go i staram się ciągle wspierać. Jest bardzo kochany, ale czasami opadają mi ręce na jego nadpobudliwość. Jak ma takie ataki to najlepiej go przytulić i przeczekać aż się uspokoi, dodatkowo bez słów. Dużo rozmawiamy o swoich problemach, o tym jak się czujemy i co się dzieje u nas w ogóle. Ciężko rozmawia się przez internet czy telefon, brakuje mi rozmów oko w oko również w tygodniu, gdy dzieje się najwięcej, no ale jakoś trzeba wytrzymać. Wspieramy się nawzajem i to jest najważniejsze. A swoje "odpały" (znowu slang nastolatków :)) ma każdy. Ja również. Tyle, że moimi najgorszymi wyzwiskami było "debil, idiota" ostatecznie, ale to już na prawdę w ekstremalnych sytuacjach "dzieciak, dupek". Na podsumowanie tego jeszcze dodam, że raz napisałam mu, że "nie wiem, która dziewczyna tyle by zniosła ile ja", ale prawda jest taka, że on też dużo musi znosić ze mną. Poza tym, drugą prawdą jest to, że nigdzie nie znalazłabym takiego chłopaka jak on. Inni nawet by się mną nie zainteresowali gdy byłabym w szpitalu. Mój chłopak jest dla mnie ideałem i mogę śmiało powiedzieć, że jest inni niż wszyscy, których znam (nie interesuje go granie w gry całe dnie, woli iść na rower, spędzić czas ze mną, nie pije, nie pali, nie prowadzi dyskotekowego trybu życia, jest jak na swój wiek dojrzały emocjonalnie i bardzo opiekuńczy). Tak btw., to na prawdę ciężko mi mało co pisać o nim, ponieważ ja nawet nie kontroluję tego, ile piszę. Samo to ze mnie wychodzi. Mam nadzieję, że się nie zanudzicie czytając to wszystko. ----- Co do spania, to ostatnio w ogóle nie mogę spać. Gdy już zasnę, każdy szmer może mnie obudzić. Już nie wspominam o koszmarach, ma kilka takich na jedną noc, budzę się co jakiś czas przerażona. Masakryczne uczucie. ----- Tak w ogóle, to trzymajcie za mnie kciuki jutro - spotkanie z rodziną, której się nienawidzi jest niezmiernie męczące. Jeśli wy też tak macie, to za was również trzymam kciuki! Piszę już dziś, żebym jutro nie zapomniała, bo przy życzeniach często wszystko wypada mi z głowy :) EDIT: Przepraszam, zapomniałam jeszcze odpisać na poprzednie. Cóż, nie utrzymuję, że to miłość taka, jak kochają się np. nasi rodzice. Wiadome, to co innego. Byłam zauroczona, przez 3 lata, od 4-6 klasy podstawówki (wydaje się takie dziecinne, i tak właśnie było, ale zauroczenie było na prawdę). Przez bite 3 lata ten chłopak pomiatał mną, robił ze mną co chciał (nie byliśmy ze sobą). Często robił mi nadzieję, ja rzucałam dla niego wszystko, a on potem się ze mnie śmiał. Takie koło - niby wiedziałam, jak to się skończy, a i tak znów w to wchodziłam. Dlatego też zdaje mi się, że potrafię rozróżnić zauroczenie od miłości (nie do końca dojrzałej, bo w końcu jesteśmy nadal tylko dziećmi, nie udajemy, że kochamy się jak np. małżeństwo z długim stażem i potomstwem).
  5. beatvoid

    Aloha.

    Zauroczenie trwające ponad dwa lata? No nie sądzę
  6. beatvoid

    Aloha.

    1. Zgadza się, ale niestety, nic na to nie poradzimy. Chociaż szczerze, myślałam, że nigdy mnie coś takiego nie spotka. Może to karma, choć ja nigdy nie wyzywałam nikogo, nie gnoiłam. Poza tym, myślałam, że skoro nie jestem typową dz*wką, że nie latam za chłopakami i nie robię nie wiadomo co, to będę szanowana. Schodziłam im z drogi, nie wyzywałam (ale broniłam się później, na poziomie, rzecz jasna). 2. Znaczy to było tak, że ja z tamtego momentu NIC nie pamiętam. Miałam pustkę w głowie. To tak, jakbym to nie była ja, jakbym to nie ja wzięła te tabletki. 3. Cóż, powiedziała, że jeśli bym chciała, to mama może w każdej chwili zadzwonić po nią i znajdzie dla mnie czas i choć czasem miałam w głowie, by poprosić o to mamę, to zawsze ochota na rozmowę mi zaraz przechodziła 4. Tata nic nie da, jedynie się pogorszy dla mnie, ponieważ niektóre osoby wyzywały mnie przy mojej wychowawczyni i ona nic nie zrobiła :) Właściwie, to ona się ich boi, a po drugie rodzice jednej dziewczyny z naszej klasy wynajmuję jej dom, więc tym bardziej nic się nie odezwie A dyrektor... przyłapał raz grupę osób z mojej klasy na paleniu i śmiał się do nich, że oni to takie dzieci jeszcze i w ogóle. 5. Rodzice wiedzą o próbie samobójczej, gadali ze mną później, gadali również gdy przyjechał do mnie mój chłopak. O problemach w szkole nie wiedzą. Chciałabym, żeby się dowiedzieli, ale jeszcze nie wiem, jak im powiedzieć. Nie chcę robić dramatu z tego wszystkiego. Chłopak wie o wszystkim, zawsze mu piszę na bieżąco co i jak. 6. Racja, samoocenę mam wysoką, znaczy na tyle, że się akceptuje i bez problemu patrzę w lustro. Ba, nawet czasem sama sobie mówię, że dobrze wyglądam i w ogóle. Ale to od niedawna, wcześniej miałam straszną samoocenę. Jestem niska i jestem totalnym szkieletem. Za nic nie mogę przytyć. Zawsze mi wszyscy mówią, że albo mam anoreksję albo bulimię (chyba nie wiedzą, co to oznacza i myślą, że to to samo, co anoreksja ). Mam jakieś tam kompleksy, ale to są takie, że macham na nie ręką. 7. Myślałam nad tym. Szczególnie, że często mam ataki paniki(?). Gdy płaczę tak na prawdę "totalnie" (że tak powiem slangiem) i bardzo coś przeżywam to mam takie ataki, że aż mnie paraliżuje (drżące usta i w ogóle mięśnie twarzy to zawsze, ale gdy jest bardzo źle, to dostaję skurczy, szczególnie palców). Rzadko kiedy mi się zdarza, ale zdarza. I to mnie najbardziej przeraża zawsze. Też mam zawroty głowy i stracenie siły, ale to pewnie przez oddech (ciężko mi się oddycha). Poza tym wstydzę się dopóki tu mieszkam. To małe miasto, nie chciałabym, żeby było jeszcze gorzej, żebym była dodatkowo "wariatką". 8. Cóż, zostało tylko pół roku, z czego mniej więcej połowa to czas wolny. Jestem na tyle silna, by przetrwać jeszcze te miesiące, wiem, że dam radę. Poza tym, chodzę do prywatnej szkoły... Często myślałam o indywidualnym nauczaniu, nawet sprawdzałam jak to załatwić i wszystko, ale wiem, że rodzice by się nie zgodzili. Poza tym, mimo wszystko, chciałabym mieć jakieś życie ze znajomymi. Teraz zacznie się liceum, w innym miejscu, daleko stąd. Jestem pozytywnie nastawiona, że będzie lepiej. ------------------------------------------------------------------------------ bittersweet - Co do stawiania warunków - czasami stawiam i sama też je dostaję. Jesteśmy zgraną parą, ale i ja mam problemy, i mój chłopak ma. Związek na odległość trochę nam nie służy, nie jesteśmy do tego przyzwyczajeni po tym, jak każdy dzień spędzaliśmy razem, ale już niedługo i znów będziemy się widzieć co dzień. ----------------------------------------------------------------------------- Ogólnie jestem pozytywnie nastawiona na przyszłość, jak można zauważyć. Chcę zostawić za sobą to, co tutaj mnie spotkało złego, a wiem, że jak oderwę się od tego, to i mi będzie lepiej. Poza tym, uznałam, że zacznę ćwiczyć yoge i że postawię sobie postanowienia noworoczne (i obiecuję, że ich dotrzymam!). Mam manię na punkcie bycia zorganizowaną (ale nie lubię sprzątać, to taki wyjątek), jestem perfekcjonistką (wyłączając sprzątanie, ponownie ), no i lubię, gdy spełniam swoje postanowienia, po prostu spełniam się, rozwijam i tak dalej.
  7. beatvoid

    Aloha.

    To nie tak, on musiał zostać z rodzeństwem, dlatego nie mógł przyjechać (chociaż teraz okazało się ze nie jest w domu tylko u wujka, wiec kto został z dziecmi?). Szczerze, czasami wyobrażałam sobie, jak to by było bez niego i uwierzcie, że o wiele gorzej , bo w najgorszyCH momentach gdy płakałam przez swoją klasę to właśnie on byl przy mnie, czy gdy klocilam się tak z rodzicami ze aż miałam atak. Oboje jestesmy strasznie zazdrosni, może ją trochę mniej niż on, ale i tak bardzo. To jest toksyczne. Ale nie licząc tego jest idealnie, tak jak powinno być. Nie potrafię odejść, po prostu. To on zadzwonił wtedy po karetkę, to on był ciągle przy mnie. Mamy plany i nie chce z tego zrezygnować...
  8. beatvoid

    Aloha.

    Na forum wchodzę już od jakiegoś czasu, konto również ma od kilku dni, ale dopiero dziś mam bodziec, aby się z wami przywitać. Długo zastanawiałam się, czy powinnam, ale co mi szkodzi? I tak już właściwie nic mi nie zostało. Ale, przechodząc do sedna sprawy. Witam wszystkich, którzy jakimś sposobem trafili na ten temat. Mam 16 lat i w tym roku kończę gimnazjum (czyżbym była tutaj najmłodsza?). Moim problemem jest... właściwie sama nie wiem co. Gdyby nienawiść sama w sobie była chorobą, to chyba na nią choruje. Ale, może opiszę mniej więcej swoją historię i sami wyciągnijcie wnioski. Przed gimnazjum byłam, nieskromnie powiedziałabym, dość popularna i lubiana (no i normalna). Wszystko zmieniło się jednak po podstawówce. Zakochałam się ze wzajemnością (osoby, które myślą, że w tym wieku miłości nie ma, proszę o wyjście już z tego tematu, bo pewnie was zanudzę, a i pewnie zezłoszczę i zirytuję, czego bym nie chciała). Związek trwa do dziś, ale po drodze były pewne nieciekawe momenty, do których jeszcze wrócę. Pierwszym co przytrafiło mi się w gimnazjum było to, że rówieśnicy mnie... nie akceptowali. Nie jestem jedną z tych pustych lasek, które są miłe do każdego chłoptasia. Gdy się zakochałam, odsunęłam innych chłopaków od siebie. Dodatkowo, nie dawałam im sobą pomiatać (typu "wyrzucisz to, dasz mi ściągnąć itd) jak inne dziewczyny, które i tak zawsze potem dostawały za to grube wyzwiska za plecami. Miałam kilku bliskich przyjaciół, dwóch chłopaków traktowałam wręcz jak braci (sama jestem jedynaczką), jednak nie do końca rozumieli pewne granice i to, że jestem oddana mojemu chłopakowi, więc nasza przyjaźń się zakończyła, ale nie chcę do tego wracać (nie boli mnie to, ponieważ wiem, że to nie moja wina). Wyzwiska na mnie w szkole były od samego początku, jednak do pewnego momentu to znosiłam (miałam wsparcie w chłopaku). Teraz to wszystko nasiliło się, osoby, które mnie wyzywały, zaczęły nastawiać całą klasę przeciwko mnie. No i, cóż, udało im się. Zostałam sama (nie no, żeby nie było, koleżanki nadal mam, ale one trzymają się razem, bo, no wiecie, nie chcą mieć przerąbane u tych chłopaków, ale jakbyście się ich spytali, to by było, że "co? chłopacy? idioci!", a potem i tak do nich lecą i się śmieją razem, także tego). Największym przełomowym wydarzeniem było to, że próbowałam się zabić (nawet nie wiecie ile mnie to kosztuje, żeby to pisać). Wywołane to było tym, że mój chłopak mnie zostawił, nagadał mi wiele rzeczy, a ja już i tak słaba psychicznie przez szkołę i przez to, że nie najlepiej dogaduję się z rodzicami, po prostu wzięłam tabletki. Chciałam mieć spokój. Teraz wiem, jak bardzo to było egoistyczne. Jak widzicie, próba ta była nieudana. Po tym miałam rozmowę z psychologiem, jednak po jednej wizycie uznała, że wszystko ze mną dobrze, że rozumiem, że to było złe i tak dalej bla bla bla. Oczywiście, przez jedną niezbyt dyskretną panią, dowiedział się jej nastoletni syn o wszystkim (no dobra, w ogóle nie była dyskretna, po prostu nie potrafiła trzymać buzi na kłódkę). Doszło oczywiście do osób z mojej klasy. Gdybym miała wskazać najgorszy miesiąc mojego życia, to byłby właśnie ten, gdy po szpitalu wróciłam do szkoły. Ale przeżyłam, jakoś, musiałam w końcu. Oczywiście z chłopakiem wróciliśmy do siebie i jesteśmy ze sobą do tej pory (a to, że czasem układa się różnie, to już druga sprawa). Wakacje były najlepszym okresem mojego życia, ponieważ spędziłam je całe z moim chłopakiem. Wyjechaliśmy również razem za granicę. Jednak potem musiałam wrócić do szkoły i wszystko zaczęło się od nowa. Tak jak pisałam wyżej, nie tylko zaczęło się od nowa, ale i nasiliło. Co do moich rodziców... Nie jesteśmy patologią, mój tata nie jest alkoholikiem, ani nawet nie jesteśmy biedni (też nie bogaci, ale raczej jestem rozpieszczaną jedynaczką). Nie za dobrze się dogadujemy, jakoś nie mamy własnego języka. Mój tata ciągle pracuje (nawet jak wraca z pracy, to tak jakby i tak go nie było, bo pracuje). Często też wyjeżdża służbowo. Moja mama ciągle zajmuje się domem, no i jakoś nie potrafię się z nią dogadać. Ma nerwicę, którą leczy (teraz jedynie leki, ponieważ już nie musi mieć psychologa). Na początku mówiłam, że dzisiaj dostałam bodziec, który zadecydował o tym, żebym do was napisała. Może wam się wydać to błahą rzeczą, ale dla mnie to było tak, jakby ktoś ułożył sobie jakąś konstrukcję z domino i nagle na pierwszy klocek spadło piórko, które wszystko rozwaliło. Jako, iż mam wolne i chciałam się spotkać dziś z chłopkiem z racji tego, że jutro wigilia, więc się nie zobaczymy, a na prawdę za nim tęsknie (tęskniłam? teraz nie czuję chwilowo nic). Nie widzieliśmy się od niedzieli i nie będziemy się widzieć do piątku. Niby to mało, ale dla mnie to mega dużo, ponieważ żyjemy teraz trochę w związku na odległość, a, że potrzebuję dużo wsparcia i dużo przytulania (bo się rozlatuję), to korzystam z każdej okazji spotkania się. Poprosiłam tatę, by mnie zawiózł. Poszedł spać, więc czekałam i czekałam (nie chciałam go budzić i denerwować). Jednak gdy wstał, to uznał, że mnie nie zawiezie, bo mu się nie chce, poza tym nie będzie miał mnie kto odebrać, bo on po mnie nie przyjedzie. Po czym pojechał do sklepu :))), wrócił za pół godziny i usiadł do pracy. Normalne. Od chłopaka, zamiast dostać wsparcie, dostałam wyzwiska oraz groźbę, że jak nie przyjadę, to się rozstaniemy. Chociaż wie, jak jest u mnie w domu i że rodziców się nie wybiera. Tak. Usłyszałam od niego wyzwiska, które zabolały mnie za bardzo. Napisałam wcześniej tęskniłam z pytajnikiem, ponieważ teraz nie czuję nic, oprócz nienawiści. Podsumowując (tak króciutko, nie chcę was zanudzić na śmierć, i tak się już mega rozpisałam): jestem bardzo słaba psychicznie, ledwo daję sobie radę (często mam ochotę zrobić TO ponownie. Wiem, że to głupie. No ale myśl jest), czasami czuję się jak przegotowane, przeżute i wysrane gówienko, czuję, że nie mam wsparcia, bo jedyne co dostaje to wyzwiska i darcie się na mnie (nie licząc tego, że gdy mój chłopak nie jest na mnie zły, to na prawdę mogę na niego liczyć. Jednak gdy jest... cóż, mam go dość i mówi wiele, co mnie mega boli), no i nienawidzę ludzi, staram się to ogarnąć, ale na prawdę nienawidzę. Czasami myślę, że skoro ja nie wiem, jak sobie pomóc, to jak inni mają to wiedzieć? Ale przecież wystarczyłyby zwykłe miłe słowa, wsparcie i po prostu bycie. Dobra, koniec już moich wywodów. Jeśli coś chcielibyście jeszcze wiedzieć, to jestem otwarta na wszelkie pytania. Nie za dobrze potrafię pisać o sobie, ale mam nadzieję, że to, co tutaj napisałam, da się jakoś przeczytać i nie będzie to dla was udręką. Pozdrawiam.
×