Skocz do zawartości
Nerwica.com

triumwirat

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez triumwirat

  1. W tej chwili jest to niemożliwe. Dalekosiężne plany są ponad moje siły, powiedziałbym nawet, że denerwuje mnie układanie planów u innych. Wszystko jest zbyt błahe, żeby sobie tym zawracać głowę, albo zbyt trudne i szkoda zachodu. Inna sprawa, że celów "na teraz" też nie mam. Czekam zrozpaczony na jakiś kop motywacyjny, bo tak łatwiej, ale też mnie to przygnębia, bo nie jest powiedziane, że w takim przypadku będzie inaczej i faktycznie COŚ się zmieni. Ostatni mój plan na życie układałem sobie przed maturą, ale teraz widzę, że i to była jedynie chwilowa fascynacja jedną z miliona dziedzin, które mnie czasami ot tak o zainteresują i nie poczyniłem żadnych poważnych kroków do jej rozwoju. Tak jak pisałem - nie umiem się czymś pasjonować, ale z drugiej strony z zazdrością patrzę na osoby, które potrafią. Zazdroszczę troszkę także "dziedziczenia zainteresowań" po rodzicach/rodzeństwie itp. Jak byłem mały, to nawet wymyśliłem zajebistego starszego brata ciotecznego, co by lepiej się poczuć wśród kolegów mających prawdziwych starszych braci (tylko kurde jakoś nigdy go nie było w pobliżu, jak chcieli go zobaczyć) Myślałem o wizycie u psychologa, ale... Myślałem o tym jak zwykle zbyt długo, bo zdążyłem się zniechęcić. Niektórych przyczyn się domyślam, ale pewnie się mylę i patrzę na sprawę nie z tej strony, co trzeba. Generalnie nie było u mnie zbyt wesoło (bardzo upraszczam, ale tak jak pisałem - może przyjdzie czas na dokładniejsze opisanie tego), w zasadzie jestem dzieckiem osoby z dużymi zaburzeniami, które jest dzieckiem osoby z jeszcze większymi zaburzeniami. No w tym tempie moje prapraprawnuki będą pewnie w pełni zdrowe. Czemu interesujący? :) Opowiadać mogę dłuuugo, ale też dłuuugo nad odpowiedziami myślę... Albo inaczej - długo mi przychodzi zabranie się do tego.
  2. Cześć. Długo myślałem nad założeniem konta na tym forum, a po założeniu - nad napisaniem czegokolwiek. W zasadzie te zdanie i tytuł tematu mówi o mnie wiele, bo myślenie, to jeden z moich podstawowych problemów. Myślenie o myśleniu, myślenie o niczym, o wszystkim, o dupie maryny; analizowanie największych bzdur, paranoiczna chęć podjęcia racjonalnej decyzji, której nigdy nie udaje się - z mojego punktu widzenia - podjąć. Nawet zakup książki, czy wybór filmu do obejrzenia, to koszmar, bo po długiej i męczącej analizie w końcu podejmuję jakąś decyzję... której z automatu zaczynam żałować ("bo mogłem wydać pieniądze na coś bardziej pożytecznego", "bo w sumie nie mam już ochoty na to". Nie wiem, na co mam ochotę, nie wiem już nawet jaką muzykę lubię. Mój stosunek do koleżanki z pracy potrafi zmieniać się o 180 stopni kilku(nasto)krotnie w ciągu dnia. Wybór składników do pizzy, to jakaś jebana analiza matematyczna, na pytanie "co robimy?" nigdy nie potrafię odpowiedzieć, bo mam w głowie jednocześnie tysiąc opcji i ani jednej, a koniec końców i tak będę czuł wyrzuty sumienia. Pragnę jak niczego innego na świecie dokonania czegoś dla siebie, ale też wiem, że zaraz pojawi się myśl, iż "może nie powinienem tego robić, może trzeba było zrobić coś innego/dla kogoś innego". Śmieszne, bo to nie jest tak, że panuje jakaś zmowa bliskich przeciwko mnie. Poza tym - albo raczej łącznie z tym - mam ogromne problemy z koncentracją w niektórych sytuacjach. To ciekawe, że potrafię bardzo długo się zastanawiać w skupieniu, czy mam ochotę na chipsy, czy chrupki, a nie potrafię skupić myśli podczas nauki (kiedyś nie było z tym problemu), rozmów w których druga strona dokonuje jakiejś negatywnej oceny mojej osoby/zarzuca mi coś (potrafię wtedy zamknąć się na amen ze ściśniętym gardłem i myśleć o, nie wiem, sondzie Voyager, która opuściła Układ Słoneczny) i innych sytuacjach, na których opisanie może przyjdzie jeszcze pora. Oczywiście do tego dochodzi brak motywacji do czegokolwiek (zwana przez innych lenistwem do potęgi), notoryczne żałowanie tej, czy tamtej decyzji w życiu, niepewność łączona z absurdalną pewnością, tzn. "o Boże Boże, co to ze mną będzie w przyszłości" przy jednoczesnym "20 stron do napisania na jutro? phi, zdążę, bo zajebiście idzie mi pisanie" (nie zdążam). Przeskakuję od bycia całkiem pogodnym, uśmiechniętym chłopakiem, do "creepa", którego ściska w gardle przed powiedzeniem czegokolwiek. Mam wiele doraźnych zainteresowań, ale żadnej pasji. Nie wiem, czy mam jeszcze swoje zdanie na jakiś temat, bo wypowiedzenie na głos swojego stanowiska rodzi miliard pytań i wątpliwości, czy faktycznie tak uważam, czy też chciałem komuś zaimponować/sprzeciwić się "na złość". Do tego dołeczki, doły, rowy mariańskie, chęć przespania życia, czekanie na mannę z nieba... Dobra, trochę odechciało mi się pisać, zresztą to chyba nie temat na to. Nie, nie leczę się w żaden sposób, nie diagnozowałem swoich dolegliwości, nie rozmawiałem o nich z nikim. W każdym razie: witam jeszcze raz.
×