Skocz do zawartości
Nerwica.com

Gwynebleidd

Użytkownik
  • Postów

    7
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Gwynebleidd

  1. Cześć, Wybrałem ten wątek, bo nie wiem do którego to dopasować. Jak już kiedyś pisałem, prawie udało mi się poradzić sobie z wybuchami złości, już nie występują tak często... Ale do rzeczy, gdzieś od połowy zeszłego roku zaczęło się coś pogarszać, zauważyłem to w okolicach lutego tego roku. Przestało mnie cokolwiek cieszyć. Mam tylko inne emocje, złość, gniew, smutek, żal i zadowolenie. Właśnie zadowolenie - objawiające się takim czymś w stylu, a zrobiłem to ok, odhaczone z listy czas na kolejne. Takie bez radości. Nie umiem się cieszyć z niczego, z nowych rzeczy w domu, z pracy, z rodziny, z tego że spędzam czas z dziewczyną. Jedynie umiem powiedzieć, że jestem zadowolony. Drugi objaw, to utrata pamięci. Wychodzę z pracy, wracam do domu, jak się mnie ktoś spyta co robiłem to już nie pamiętam. Tak samo nie pamiętam co się działo przez ostatnie dni, chyba że były sytuacje jakieś bardzo mocno emocjonalne. Lecz je też tylko wyrywkowo, jakieś same obrazy, nie pamiętam słów. Nie wiem co mam z tym zrobić, zgłosić się gdzieś do lekarza, jakąś terapię czy zostawić to samemu sobie żeby było?
  2. Jestem od tych prawie dwóch lat z kimś, ale już nikogo do zaufanego grona ludzi nie wpuszczam. Sytuacja sprzed 3 lat opisałem jako podstawkę i początek ataków nerwowych. Do napisania tego skłoniły mnie ostatnio coraz mocniejsze te ataki złości...
  3. Żal... Szczerze powiedziawszy nie mam żalu do tamtych ludzi i wydarzeń. Zwisa mi to, bo przeszłości nie zmienię. Nie mam z nimi już kontaktu, nie ma w sumie niczego co by mi natrętnie o nich przypominało. Czasem może raz na ruski rok coś mignie obraz z przeszłości, taki widziany jak przez mgłę. Może jedynie resztki żalu temu że straciłem "przyjaciela" któremu wcześniej dużo pomagałem po tym jak zmarli jego rodzice, a on potem tak sprawy wykorzystał. Cóż na to nic nie poradzę, każdy ma wolną wolę i sam wybiera swoją drogę. Uszanowałem to, bo postawiłem jego szczęście nad swoim. Dobrze na tym sam wyszedłem bo też sobie życie ułożyłem i to tak na stałe już. Nie że staram się tego pozbyć. Najzwyklej w świecie nie mam na to czasu. Grafik dnia zapięty na ostatni guzik od rana do nocy. Tylko czasem jak się zrobi wyrwa w tym czasie i tak jestem sam na sam ze sobą to się dziwne myśli robią, ta frustracja. Potem to przechodzi jak się wpadnie w wir dnia i zajęć.
  4. Teraz powiedzmy że jest dobrze. Przełamałem się zaufałem nowym ludziom i od ponad roku jest dobrze pod tym względem. Nawet bardzo, ale wiem że gdyby ktoś obcy teraz próbował zdobyć moje zaufanie to by go nie dostał. To jest coś jak limit osób którym mogę zaufać i się właśnie wyczerpał. Teraz mam kilka takich którym ufam i więcej osób nie da rady wejść do grona zaufanych. Tamta grup? Grupa młodych ludzi, przyjaciół wspierających się na co dzień. Mająca wspólne zainteresowania pasje problemy. Może temu masz takie wrażenie, że była dla mnie jak rodzina, bo potrafiłem sie bardzo szybko emocjonalnie przywiązać do tamtych ludzi. Była i były przyjaciel. Teraz tak jakoś patrząc z perspektywy czasu? A i nawet dobrze że się tak poukładało. Teraz każde z nas ma swoje życie, i każdy na swój sposób jest szczęśliwy. Mam swoją enklawe szczęścia z nową rodziną, staram się jak tylko mogę być dobrym partnerem. Ataki złości pojawiają się regularnie raz w miesiącu trwają do dwóch dni ale jeszcze daję sobie z nimi radę. A może coraz lepiej sobie z nimi daję radę, bo mam wreszcie do tego wsparcie najbliższych? Chciałbym się tylko pozbyć tego ostatniego wewnętrznego dziwnego uczucia, tej dziwnej obecności, no i zrobić coś z tym cholernym spaniem
  5. Tu jest właśnie problem. To co się działo tamte dwa lata temu... pamiętam tylko zamazane twarze, nazwiska i jakiś żal. Pamiętam tylko że przez to co było wtedy chciałem się pożegnać z tym światem. Było jakieś odrzucenie z ich towarzystwa, z którym nie mogłem sobie poradzić. To tak jak narkomanowi braknie jego używek. Chyba temu tak się wtedy czułem. Ale nie pamiętam żadnych szczegółów, może był mobbing nie pamiętam. Nie mam do tamtych osób teraz żalu, bo może po prostu zapomniałem. Później się porobiło że dziewczyna zostawiła mnie dla swojego przyjaciela co było ciosem, nie to że ją straciłem, tylko że przyjaciel okazał się fałszywy i że po raz kolejny się na przyjacielu zawiodłem. Agresję potrafię opanowywać, zależy jak silna jest. Bardziej się boję o to coś dziwne w sobie ten kłębek nerwów. Oraz problem ze snem. Jak śpię sam jest źle zawsze niewyspany zmęczony po przebudzeniu. Jeśli śpię z kimś jest dobrze. Sen jest spokojny szybko usypiam, a rano mam pełno energii.
  6. Niestety nie. Odbija się to na wszystkich. Bliscy, rodzina, znajomi, obcy ludzi. Kto się nawinie to się na nim skupi złość. Problemem jest, to że ta złość pojawia się znikąd. Tak nagle bez zapowiedzi. Cały dzień potrafi być ok, a na następny od samego rana ciągła frustracja...
  7. Witam Przepraszam od razu z góry za ten długi post. Jeśli jest w złym dziale to proszę o przeniesienie. Może się wydawać to co jest tutaj napisane czystą głupotą lub wytworem wyobraźni, ale musiałem to z siebie wyrzucić. Jestem tutaj nowy lecz forum obserwuję już od dłuższego czasu. Odważyłem się w końcu założyć własny temat. Wiem że powonieniem się udać do lekarza, ale chciałem pierwsze poznać wasze zdanie na temat moich dziwnych objawów. Otóż 3 lata temu poprzez wykorzystanie przez "przyjaciół" na tle psychicznym, ciągłe znęcanie się psychiczne. Bycie czarną owca od dziecka. Skrzywdzenie przez najbliższa wtedy mi osobą, co spowodowało, że próbowałem się zabić, prawie skutecznie. Po tamtym incydencie zaczęły się pojawiać moje problemy. Po próbie samobójczej byłem na terapii u znajomego psychologa, dzięki czemu sprawa nie wyszła na światło dzienne. Problemem jest, to że kiedyś te 3 lata temu byłem bardzo miłą pomocną osobą, lecz jak już byłem u psychologa to się wszystko zaczęło zmieniać. Zacząłem opuszczać szkołę, znajomych, przyjaciół rodzinę. Potraciłem większość kontaktów. Stałem się samotny. Później niecałe 2 lata temu sytuacja się odwróciła nie byłem już sam, miałem i mam dla kogo być dobry i pomocny. Ale inne problemy nie zniknęły. Mam problem ze snem. Nie ważne ile czasu śpię efekt zawsze jest ten sam. 3-6-8-15h snu ale zawsze jak się obudzę jestem zmęczony, boli mnie głowa. Cały dzień jestem nieobecny, tracę co jakiś czas kontakt z rzeczywistością. Wygląda to tak jak bym się zawieszał jak windows, żeby po minucie się odwiesić. Jedynie dobrze spałem, jak mi neurolog przepisał Belergot. Cholernie łatwo popadam w stany furii. Byle bzdura mnie potrafi wyprowadzić z równowagi. Wtedy krzyczę wyzywam wszystkich od najgorszych itd. Jeśli staje się jakaś bardzo krytyczna stresująca sytuacja to jak mówią ci co to widzieli, że wpadam w obłęd, psychozę. Chwilę chodzę struty bez celu w kółko, snuję się po mieszkaniu, żeby za chwilę wybuchnąć i wyjść. Odejść jak najdalej od ludzi. Gdzieś gdzie mnie nikt nie zna i nie widzi. I taki stan wściekłości potrafi trwać nawet kilka dni. Problemem ostatnim( chyba najbardziej dziwnym) jest uczucie obecności czego takiego w sobie. Nie umiem tego nazwać. To jest po prostu coś. Coś co mi przypomina to jaki kiedyś bylem, taki no zły. Nie umiem tego inaczej ująć.To jest tak jakby na samym dnie duszy. Istota skumulowanej złości, agresji, gniewu, nienawiści. To coś cały czas próbuje coś mi powiedzieć. Jak jestem wściekły to czuje jak to coś zaczyna się przedostawać coraz wyżej i wyżej, wtedy dostaję strachu że przejmie nade mną kontrolę i się w magiczny sposób uspokajam... I tak jest codziennie, w domu, w pracy. Przed spanie, w trakcie snu... Boję się tego. Boję się, że to przejmie nade mną kontrole i że zacznę ranić najbliższych.. No na koniec to tylko dodam, że nerwobóle w nerkach, żołądku, po lewej stronie klatki piersiowej aż po palce lewej ręki. Występują u mnie w zależności od poziomu zestresowania. Nawet w spokojny neutralny dzień potrafi pobolewać. Jeszcze raz przepraszam że taki długi post... Czy możecie mi coś doradzić co to może być, albo jak z tm walczyć?
×