Konbanwa!
(z japońskiego dobry wieczór)
Szczerze mówiąc nigdy nie lubiłam się przedstawiać - nie wiedziałam od czego zacząć, chyba najlepiej od początku, prawda?
Zaburzenia depresyjne zaczęły się u mnie jeszcze w wieku nastoletnim. Pedagog szkolna zauważyła, że dzieje się ze mną coś niedobrego i wysłała do psychologa. Psycholog podejrzewała u mnie borderline, ale nie zostałam zdiagnozowana, ponieważ zaraz po przekroczeniu magicznej 18 przerwałam spotkania (nie zdążyła mnie zdiagnozować). Wiem, wiem - moja głupota.
Zawsze byłam aspołeczna, funkcjonowałam trochę poza społeczeństwem więc tak sobie żyłam z nawrotami depresyjnymi i podejrzeniem BPD przez kilka lat - po prostu nie przeszkadzało mi to. Chociaż nie, inaczej - przeszkadzało, tylko nie byłam tego świadoma.
Od pewnego czasu jednak zauważyłam u siebie upośledzenie empatii - nie potrafię współczuć choroby, inwalidztwa, śmierci - a przecież powinnam, prawda? Przestraszyłam się, że to coś poważniejszego niż stany depresyjne i prawdopodobnie border. Przez to w końcu, po kilku latach ruszyłam się do psychiatry, który jest również psychoterapeutą.
Diagnoza: migusiem na psychoterapię z diagnozą w kierunku borderline (które mam prawie pewne), psychiatra powiedział, że on nie podejmie się prowadzenia mnie, bo pracuje w nurcie poznawczo-behawioralnym a mi potrzebna jest terapia długofalowa w nurcie psychodynamicznym. Obecnie jestem na etapie szukania kogoś dobrego z stolicy. Leki na razie niet - po 3 spotkaniu z terapeutą mam się zgłosić i wtedy zobaczymy. Dodatkowo wysłana zostałam na konsultację do neurologa.
Żeby było jeszcze milej jestem DDD - nieprzepracowane, które też mam przerobić, a bardzo na mnie rzutuje.
To chyba tyle. Szczerze mówiąc - mimo moich 20 kilku lat - bardzo się boję. Boję się, jak to będzie. Boję się, że zrujnuję sobie życie do końca.
PS. Wiem, że przy border nie mówi się o depresji, tylko o złości, ale tak mi łatwiej nakreślić sytuację, także wybaczcie.