Witam, mam 25 lat. Mam problem ze sobą i ze swoją matką.
Pierwszy raz zachorowała na to jakieś 10 lat temu, było źle, bardzo źle. Jednak wtedy jak już nie wiedziała na jakim świecie żyje i nie było z nią kontaktu zgodziła się na leczenie. Później leków nie brała i jakiś rok temu nastąpił nawrót choroby. Było źle z nią, zgodziła się na wizytę u psychiatry. Leki brała bardzo krótko, jak tylko poczuła się lepiej, przestała je brać i nie chce słyszeć o żadnej chorobie ani lekach.
Wiem że leczenie było by dla niej dobre, bo już to przerabialiśmy. To tak z grubsza o niej. Teraz ja, akurat z pojawieniem się jej choroby straciłem pracę. Czuje że chyba mam jakąś depresje, uciekam w alkochol(pije często kilka lat). Już dawno straciłem nadzieję na to że będzie dobrze, no więc napiłem się i wypiłem do tego flaszke leków od psychiatry, myślałem że może to się skończy. Tak w sumie to i nie mam nikogo bliskiego kto mógł by pomóc, lekarz psychaitra mówiła mi że też nic się nie da zrobić bez zgody matki. Matka zbiera wszelkiej postaci opakowania itp, w domu jest syf. Gdy coś chce się wyrzucić nie pozwala i jest awantura. Ugasiłem już 3 pożary, ostatni wczoraj, bo zasypia z papierosem/nie wyłącza kuchenki. Nie chce żyć w takich warunkach.
Może tutaj znajdzie się jakaś mądra głowa która coś doradzi.